OK – w końcu po kilku zdawkowych notkach, które w sposób żartobliwy, metaforyczny lub monoaspektowy jedynie dotykały problemu, postanowiłem się zabrać do rozprawy z zagadnieniem w sposób bardziej zwarty i konkretny.
Planuję kilka notek w temacie, spośród których niniejsza jest pewnym wstępem. Bardzo ważnym wstępem. Powiedziałbym – dla dobrego zrozumienia zjawiska absolutnie kluczowym.
1. Jak rozpoznać Prawdę?
Ważniejsze od przerzucania się teoriami, danymi, linkami, wykresami, procentami, pi-pi-emami, zdaniem mądrych i mądrzejszych autorytetów – jest myślenie. Tylko myślenie chroni nas, ludzi, przed terrorem fałszywej, zmanipulowanej wiedzy.
Niestety – nie od dziś świat dotknięty jest zmorą „autorytetów”. Ludzi w jakiś sposób uprzywilejowanych, posiadających powszechnie zaufanie, wynikające z ich „życiowego CV”. Nie chcę być zrozumiany źle. Ostatnio słowo „autorytet” wybitnie źle się kojarzy, przywodzi na myśl Michnika, GW i całą serię złych ludzi, których jedynym celem jest szkodzenie światu dla własnych korzyści. Nie. Nie mam zamiaru deprecjonować istnienia samego zjawiska autorytetu. Autorytety są potrzebne. Kłopot polega na tym, że weryfikacja wiarygodności autorytetów też jest konieczna. Jakaś.
Nie każdy jest naukowcem, nie każdy jest detektywem – ale każdy może spróbować myśleć jak naukowiec czy detektyw.
Naukowiec obserwuje. Starając się zrozumieć obserwowane zjawisko „wymyśla” jakąś teorię. Zanim jednak uzna, że ta teoria to „prawda”, stara się wymyślić każdą potencjalną inną, która też tłumaczy obserwacje. W miarę możliwości konfrontuje z innymi (w myśl zasady: „co dwie głowy, to nie jedna”). Robi eksperyment, z którego obserwacje pozwalają na eliminację pewnych teorii. W ten sposób stara się wyłonić coś, co jest możliwie bliskie „prawdy”.
To podejście dotyczy nie tylko naukowców w sensie ludzi, którzy posiadają jakąś tam pokaźną wiedzę na temat X, co czyni ich rzekomo jedynymi uprawnionymi do prowadzenia całego procesu intelektualnego opisanego powyżej. Dotyczy każdego. Bardzo wiele trudnych do opisania zjawisk, kiedy już dorobią się „pakietu wyjaśnień”, jest całkiem prosta do weryfikacji na innym poziomie. Na tzw. „chłopski rozum”. Nie należy się tylko tego bać. Nie należy ślepo wierzyć każdemu, kto ma jakiś papierek, a nawet realną wiedzę większą od nas. Dyskutant, który używa argumentu: „co do zjawiska X jest tak i tak, a to dlatego, że jestem magistrem X-nomii i to mówię”, jest przegrany. Tak samo ten, który za świetny argument uważa: „co do zjawiska X jest tak i tak, a to dlatego, że napisał tak wybitny profesor X-nomii”. Dobre samopoczucie to zdecydowanie za mało, aby mieć rację. I nic, żadna publikacja, opinia, a nawet religijna żarliwość, nie zwalnia człowieka, który chce rozumieć dane zagadnienie, od myślenia.
Tu właśnie wchodzi rola „detektywa”. Detektyw bardzo często ma małą wiedzę o szczegółach i podstawach tematu, w którym musi znaleźc odpowiedź, gdzie lezy prawda. Jego zadanie to krytyczna weryfikacja danych oraz zeznań, często sprzecznych. Potrzebna jest umiejętność oceny wiarygodności źródeł owych sprzecznych danych. Znana powszechnie jest zasada punktu wyjścia do klecenia hipotezy, kto mógł popełnić daną zbrodnię. Tym punktem wyjścia jest analiza korzyści. Wyłapanie tych, którzy na zbrodni skorzystali. Zazwyczaj skutkuje trafnym wytypowaniem wąskiego grona podejrzanych, w których jest rzeczywisty zbrodniarz.
Choć więc każdy z nas, nawet najmądrzejszy i najbardziej utytułowany, ma wiedzę w jakiś sposób ograniczoną, to każdy ma instrument – mózg – który potrafi weryfikować informacje. Ta umiejętność naprawdę z wiedzą jest skorelowana bardzo słabo. Całkiem silne podstawy ma nawet twierdzenie, że nadmierna wiedza w myśleniu przeszkadza. Nie przypadkiem popularna teoria o tym, jak powstają wynalazki, mówi:
„Jest coś, o czym wszyscy powszechnie wiedzą, że jest niemożliwe do wykonania. Po czym znajduje się ktoś, kto o tym nie wie – i to robi”.
„Autorytetowcy” za to wychodzą z przekonania, że zacytowanie wystarczającej ilości autorytetów zwalnia ich z dalszej argumentacji. Każdy odmienny pogląd, a nawet zasianie wątpliwości, zbywają: „mylisz się, pisali bowiem o tym: 1. 2. 3. 4…”
Bardzo wielu idzie po jeszcze prostszej linii – traktuje naukę jak demokrację. Większość uważa – więc tak jest.
Prawda się nie liczy, bo ogromna większość ludzi rezygnuje z intelektualnego wysiłku weryfikacji.
2. Czym jest (a czym była kiedyś) nauka?
Zanim przejdziemy do metod weryfikacji wiarygodności, warto odpowiedzieć sobie na to ważne pytanie.
Nauka to bez wątpienia najgodniejsza, najbardziej chlubna z działalności człowieka. Ciężko wykreślić czasowe granice jej uprawiania, bo (w zależności od tego, jak szeroko ją zdefiniować) prawdopodobnie towarzyszy człowiekowi od zarania gatunku.
O starożytnej nauce i naukowcach (choć wtedy nie było takiego określenia) mamy wiedzę dość dziurawą, co do konkretnych odkryć w dziedzinach astronomii czy szeroko pojętej fizyki wiemy raczej tylko o tym, że istniały, mało natomiast wiadomo o sposobie ich opisu oraz drodze poznania. Grecy pozostawili nam wiele cennej wiedzy bazującej na eksperymentach myślowych. Średniowiecze to ponury czas dla nauki, więc lepiej o nim zapomnieć.
Można śmiało uznać, że nauka w pełni tego słowa współczesnym znaczeniu datuje swoją świetność na okres od XVI wieku (od bezsprzecznego ojca współczesnej nauki w osobie Galileusza) nieprzerwanie aż do wczesnych lat XX wieku.
Dlaczego wtedy i na czym polega różnica w stosunku do współczesności? Otóż w tamtych czasach, choć nauka popełniała błędy, brnęła w ślepe uliczki, a nawet pogląd o ostatecznym poznaniu i końcu nauki w ogóle, po wyjaśnieniu jeszcze paru drobnych szczegółów, głoszono parokrotnie – Prawda musiała się ostatecznie, w niezbyt długim czasie, objawić.
Galileusz spuszczał kulki o różnych masach (ale tym samym kształcie i z tego samego materiału) z Krzywej Wieży obalając obowiązujące przekonanie, że cięższe przedmioty spadają szybciej. Parę kulek ścierało stare myślenie na proch i na nic były lamenty obrońców błędnej teorii. Eksperyment był brutalny i jasny, był jak objawienie. Nie pozostawiał wątpliwości w nikim, kto raz zobaczył równocześnie trzaskające o bruk kulki.
Flogiston, eter, cieplik, ciągłość materii, ciągłość energii, absolut czasu – to wszystko legało w gruzach w sposób nieznacznie tylko mniej spektakularny niż dzięki zabiegom z Galilejskimi kulkami. Niejasności, wątpliwości, spory i rozbieżności w końcu dostawały swojego Galileusza, Newtona, Rutherforda, Plancka czy Einsteina, który ostatecznie je likwidował. I nawet jeśli nie każdy jest w stanie pojąć podstawy mechaniki kwantowej czy relatywistyki czasowej tak samo łatwo, jak zrozumieć równe spadanie kulek, ta wiedza jest intelektualnie dostępna dla pojedynczego, niekoniecznie specjalnie wybitnego umysłu.
Dzisiejsza nauka oddaliła się znacznie od możliwości jednoznacznego poznania. Współczesne teorie nie są już jednoznacznym opisem rzeczywistości, ale raczej wybiórczo użytecznymi modelami, które przy pewnych założeniach pomagają opisać pewne obserwacje.
3. Komu wierzyć?
W kontekście takiego obrazu współczesnej nauki, jak opisany w punkcie poprzednim, należy sobie zdać sprawę z jednej rzeczy. Nauka przestaje być „czysta”.
Kiedyś ktoś, kto zechciał parać się nauką nie w celu poszukiwania Prawdy, a w celu udowodnienia konkretnych teorii, nie miał szans. Nawet przy największym wsparciu. Nawet największy terror i prześladowanie Prawdy (zwykle przez władzę) nie mogły jej powstrzymać na długo. „A jednak się kręci” – a skoro się kręci, to można jedynie wydłubywać oczy, które widzą, że się kręci. Niemniej jednak SIĘ KRĘCI i nie przestanie. Ten, kto krzyczał, że to nieprawda, musiał skończyć w niesławie szarlatana.
Dziś jednak już nie da się zrzucić kulek, żeby wszyscy zobaczyli Prawdę. Dziś naukowiec nie musi być „czysty” aby utrzymać swój autorytet. Zwłaszcza, jeśli jego dziedzina wykracza poza horyzont ogarnialny umysłem. Jeżeli nie da się jej badać inaczej, niż poprzez uproszczone modele.
4. Modele matematyczne i Mrówka Langtona.
Mrówka Langtona to świetna nauka pokory dla wszystkich, którzy są święcie przekonani o możliwości dogłębnego poznania i zrozumienia zjawisk przy dostatecznie dużej ilości danych wejściowych.
Jest to wymyślony przez matematyka Chrisa Langtona prosty programik, który symuluje zachowanie „mrówki” na płaskim 2-wymiarowym „wszechświecie”, którym rządzą prościutkie zasady.
Jak to działa? Wyobraźmy sobie nieskończoną siatkę białych kwadratów, na której stawiamy „mrówkę”. Mrówka porusza się po siatce w myśl zasad:
1. Robi krok w lewo, jeśli znajduje się na białym kwadracie
2. Robi krok w prawo, jeśli znajduje się na czarnym kwadracie
3. Zmienia kolor opuszczanego kwadratu (biały lub czarny).
To tyle.
Wydawałoby się, że przy takich zasadach ruch mrówki będzie można z łatwością opisać i zrozumieć. Okazuje się jednak, że nic bardziej błędnego.
Przez kilkadziesiąt kroków mrówka istotnie kreśli dość proste i regularne wzorki, aż naraz coś się knoci… Przez tysiące następnych kroków ruch mrówki i kreślone przez nią wzory to totalny chaos, zero ładu, błądzenie po planszy przywodzące na myśl wszystko, tylko nie prostotę. Kiedy już oczywiste się wydaje, że totalny chaos to jedyna prawdziwa natura mrówki, po około 10 tysiącach kroków mrówka niespodziewanie wpada w 104-krokowy cykl, po każdym przesuwając się o 1 pole po skosie, tworząc nieskończoną skośną „autostradę”.
Zachowanie mrówki testowano przy różnych warunkach startowych, z porozrzucanymi czarnymi kwadratami, a nawet z dodatkowymi mrówkami – zawsze z grubsza skutek był ten sam, czyli chaos i w końcu „autostrada”. Napotkanie przez „autostradę” czarnej kropki czy skupiska wybija mrówkę z rytmu w ponowny chaos, ale po pewnym czasie wraca ona do cyklu – „autostrada” wydaje się być nieuniknioną konsekwencją nawet przy dowolnych zaburzeniach.
„Wydaje się” to jednak bardzo ważne, nawet chyba najważniejsze, stwierdzenie użyte do opisu zachowania mrówki Langtona. Otóż bowiem nikt nie jest w stanie tego zachowania mrówki wyjaśnić, przewidzieć czy opisać żadnym wzorem. Nikt nie wie, czy nie istnieje jakiś szczególny wzór, który zasadniczo zmienia zachowanie mrówki. Nikt nie wie, skąd ten 10-tysięczny chaos, a potem 104-krokowy cykl. I dlaczego akurat 104?
Innymi słowy – prościutkie zasady, prościutkie warunki, wszystko jak na dłoni, możliwość modelowania dowolnych kombinacji – a nie wiemy nic. Kompletnie nic. Natura stworzonej przez nas samych mrówki, kierującej się „w życiu” banalnie prostym algorytmem, jest dla nas tajemnicą.
Teraz lekki przeskok myślowy. Planeta. Świat. Klimat. Litosfera, atmosfera, hydrosfera, płyty kontynentalne, płaszcz Ziemi, jądro Ziemi, kosmos… - białe i czarne kwadraty. Ptaki, drzewa, glony, algi, ludzie, skały, rzeki, owady… - mrówki. Wiatry, prądy, chmury, promieniowania, magnetyzm, grawitacja, kąty, orbity, widma… - skręty w prawo i lewo.
5. Ziemia – kilka faktów.
Ziemia ma 5 miliardów lat.
Przez miliard lat powierzchnię Ziemi pokrywała roztopiona skała.
Przez kilka milionów lat non-stop padał deszcz.
Przez kilkadziesiąt milionów lat na równiku leżał śnieg. Przez cały rok. W warstwie grubej na około 1000 metrów.
Kiedyś w Ziemię (podobno) walnął meteor. Duży. Wywołał eksplozję o sile około 5 miliardów megaton. Czyli 5000000000000000000 kg trotylu.
Człowiek jest gatunkiem. Jednym spośród pewnie około 100 milionów żyjących obecnie. I jednym spośród pewnie bilionów żyjących kiedykolwiek.
Ziemia ma zasadniczo (tzn. od około 2-3 milionów lat) 3 stany równowagi. 2 zimne i jeden ciepły. Ten ciepły jest najsłabszy i zdarza się najrzadziej. Ten ciepły to jedyny, w którym, jako tako, jako ludzie, umiemy egzystować. Ten ciepły jest właśnie teraz, od około 12 tysięcy lat. Rzadko kiedy trwa dłużej niż 20 tysięcy lat.
Wnioski?
1. Ziemia naprawdę miewa czasem problemy.
2. 1850 rok to niekoniecznie jest akurat ten rok, w którym Ziemia się jakoś szczególnie cieszyła z tego, jak jej jest.
3. To naprawdę nie jest problem, jeśli jest ciepło. To raczej wielkie, choć krótkotrwałe, dobrodziejstwo.
4. Człowiek naprawdę nie jest niczym wyjątkowym dla swojej planety. Tzn. człowiek jako gatunek.
5. Al Gore pewnie także nie jest niczym wyjątkowym dla swojej planety.
---
W następnej części postaram się zgłębić szerzej zagadnienia z punktów 1-3, czyli kto i dlaczego jest lub nie jest wiarygodny, oraz jak przy pomocy własnego umysłu weryfikować tę wiarygodność i krytycznie patrzeć na opinie i informacje.
W kolejnych częściach przejdę już bardziej szczegółowo do zagadnień jak to w końcu jest z tą Ziemią i jej klimatem.
Inne tematy w dziale Polityka