O medialnym Matrixie, dzisiaj możemy przeczytać w obudowanym trafnymi przykładami
tekście prof. Z. Krasnodębskiego. Ale ja nie o tym. W dzisiejszych newsach możemy znaleźć dwie kwestie związane z prawicowymi politykami, z których jedna odbiła się w blogosferze szerokim echem ("
afera alimentowa w PiS"), a o drugiej (
wywiadzie J.K. Mikke w dzisiejszym "Dzienniku") praktycznie cicho.
Zacznijmy więc od nieszczęsnego wątku numer jeden. Jarosław Kaczyński zdecydował się na publiczne aluzje w kierunku L. Dorna dot. jego życia prywatnego. Zrobił to w chwili, gdy PiS-owski "gabinet cieni" powinien punktować rząd D. Tuska, ze specjalnym uwzględnieniem przyjętego właśnie budżetu opartego o nader optymistyczne założenia dot. przychodów państwa .
Tymczasem ze strony, która ciągle narzeka na brak merytorycznej debaty w "mediach głównego nurtu", gdyż została wyparta przez tematy rodem z tabloidów (nawiasem - słusznie, o czym możemy się przekonać np. po lekturze podlinkowanego wyżej tekstu prof. Krasnodębskiego), sama serwuje bardzo kaloryczną pożywkę dla tych trolli.
Przeczytałem liczne komentarze dot. tej sprawy. Część wyborców PiS próbuje za wszelką cenę racjonalizować tą żenadę. A mi jest po prostu niedobrze. L. Dorna oceniam krytycznie, o czym
pisałem w chwili "secescji trzech" rok temu. Uważam też, że stanowisko ministra SWiA uderzyło mu nieco do głowy, co zaowocowało licznymi ekscentrycznymi wypowiedziami (chociaż "wykształciuchy" były strzałem w 10) oraz pewną butą w formie. Pamiętam go jednak z wcześniejszych kadencji, jako jednego z najbardziej pracowitych parlamentarzystów, za co bywał doceniany przez tak moherowe media, jak np. "Polityka".
Uważam też, że pokazał klasę odchodząc z rządu, gdy
towarzystwo J. Kaczmarka, skutecznie podkręcając Z. Ziobrę, proponowało akcje niezgodne z prawem, by "nakryć układ". Ówczesny premier, J. Kaczyński, postawił wtedy właśnie na Kaczmarka przeciwko swojemu - również ówczesnemu - przyjacielowi i długoletniemu współpracownikowi. Dzisiaj już wiemy, że był to błąd, za który PiS zapłaciło utratą władzy oraz furtka, przez którą "układ" zainstalował się w tym "antyukładowym" rządzie. Cóż, generalnie zgadzam się
diagnozą rzeczywistości prezentowaną przez szefa PiS, więc stanowię jego elektorat. "Z braku laku". Jednak, do jasnej cholery, wolałbym jednak, żeby publicznie zajął się sprawami istotnymi dla państwa, a nie dla siebie i swoich problemów z byłym "trzecim bliźniakiem". Kaczyński to przytomny człowiek, więc podobnych działań nie podejmuje przypadkowo. I to jest dramat. Wychodzi na to, że cała energia jego partii idzie w wystąpienia w rodzaju
P. Gosiewskiego pod adresem L. Dorna. W takiej sytuacji nie dziwi głos żony tego ostatniego:
Od tygodnia pan Jarosław Kaczyński wraz z grupą najbliższych partyjnych współpracowników grzebie w moim domu i w mojej kieszeni. Za pośrednictwem DZIENNIKA kieruję do nich gorącą prośbę: zostawcie wreszcie naszą rodzinę w spokoju!
(
źródło i całość)
Trudno się kobiecie dziwić. Piszę to z bólem, ale zdaje sie, że ktoś nie zauważa, że zaczyna uderzać poniżej pasa, uprzednio przecinając adwersarzowi gumkę od majtek. Prawie jak S. Niesiołowski, czy J. Urban. Naprawdę - wstyd. I mnie wstyd - bo takie motywy legitymizuję, jako wyborca.
Mamy dziś również drugą sprawę. Istne dziennikarskie kuriozum. Fragment:
BARBARA KASPRZYCKA: W środę na antenie TVN 24 uczynił pan gest faszystowskiego pozdrowienia. Po co? Nie jest panu wstyd?
JANUSZ KORWIN-MIKKE: Jak to faszystowski gest? Nie rozumiem.
Chodzi mi o wysuniętą w przód rękę z wyciągniętymi palcami.
Czytała pani na Onet.pl moje oświadczenie na ten temat? To, o co pani chodzi na litość boską?
Zastanawiam się, czy dla podkreślenia wagi swoich słów trzeba używać gestów, które są w Polsce zakazane?
Jak widać trzeba, bo durnie dziennikarze od razu wtedy o tym mówią. Jakby się nie używało, to by nie mówili. A przepraszam, czy napisanie w gazecie, że hitlerowcy mówili do siebie "heil Hitler", też jest zakazane?
Czyli pan zastosował prawo cytatu, tak?
Jak to cytat? Ja wyraźnie mówię, że dzisiejsza Wspólnota Europejska realizuje hitlerowską zasadę "ein Reich, ein Volk, ein euro".
I mówiąc to, musi pan koniecznie wyciągać rękę w przód?
Wyciągnąłem rękę w przód, pokazując, że to zasada hitlerowska. O co pani chodzi?
O to, że - zgodnie z prawem - wyciąganie ręki w takim geście…
Jakim prawem? Nie widzę prawa, które by tak uznało.
Jakim prawem? Słyszał pan o kodeksie karnym? O zakazie propagowania faszyzmu…
Pani wybaczy, to rozstrzygnie sąd i prokuratura, jeśli w ogóle dojdzie do procesu. Moim zdaniem nie dojdzie, bo to jest kompletny nonsens. Pani rozmawia z człowiekiem, który jest skrajnym konserwatywnym liberałem. Pomysł, że ja mógłbym popierać socjalizm - wszystko jedno czy w formie faszyzmu, czy jakiegoś socjalizmu europejskiego - jest absurdalny. Ja jestem skrajnym antysocjalistą. Chyba pani nie myśli, że ja ten gest zrobiłem w sensie, że ja to popieram. Wyraźnie powiedziałem, że jestem przeciwny idei "ein Reich, ein Volk, ein euro". Niech pani przez chwilę pomyśli.
To może przekaz byłby jeszcze mocniejszy, gdyby przyszedł pan do studia w hitlerowskim mundurze?
No nie wiem, może bym założył. Ale zwracam uwagę, że to nie hitlerowska armia wymyśliła te hasła, tylko teoretycy hitleryzmu. Unia Europejska realizuje praktycznie wszystkie hasła Adolfa Hitlera od gospodarczych po walkę z papierosami. Ja z tym walczę, walczę z hitleryzmem i proszę mi nie imputować, że ja popieram hitleryzm.
Ostatnio o panu słychać tylko w otoczce skandalu.
To dlaczego pani nie cytuje moich głębokich analiz, których robię kilka tygodniowo? Niech pani spojrzy w lustro i spyta się siebie? Dlaczego wy, banda chamów, która wypromowała Leppera, jak myśmy mówili, że trzeba go powstrzymać, to pies z kulawą nogą nie przyszedł na konferencję? A jak Lepper blokował drogę, to byliście tam od razu!
Trudno pana traktować poważnie, odkąd popisał się pan np. tezą, że dzieci niepełnosprawne nie powinny chodzić do szkoły z pełnosprawnymi.
Oczywiście, że nie powinny. Gdybym miał niepełnosprawne dziecko, to w życiu bym go nie posłał do szkoły, żeby się dzieci z niego śmiały.
I znowu to pachnie hitleryzmem.
To przecież Hitler pod przymusem kazał uczyć dzieci w szkołach!
(
źródło i całość)
Całkiem niedawno
pisałem, po raz kolejny, krytycznie o Korwinie. Tym razem, mimo całego kretynizmu jego gestu, trudno rzecz potraktować inaczej, niż jako medialną paranoję. Założyciel UPR używa pojęcia "hitleryzm" jako maksymalnie pejoratywnego podsumowania "wyrównujących" działań Unii Europejskiej. W tym kontekście zarzucanie mu propagowania narodowego socjalizmu trąci po prostu filmami S. Barei.
http://pl.youtube.com/watch?v=GYlPTNeq5X4
I tak to wygląda. Jakie są "media głównego nurtu" - wszyscy widzimy. Lepiej byłoby jednak, gdyby J. Kaczyński zaprosił L. Dorna na... filiżankę herbaty, i powiedział mu np. "słuchaj Lutek, uważam, że byłeś wobec nas nielojalny - nie widzę więc perspektyw dla naszej dalszej współpracy". Za trudne?
Sprawy ważne dla państwa czekają. Do roboty.