Okazało się, że miałem rację pisząc 27.12.2006:
W świątecznej "G.W." Michał Cichy przeprosił za ton swych słynnych artykułów o Powstaniu Warszawskim z przełomu lat 1993/94. W jednym z nich znalazło się charakterystyczne zdanie: "AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków Getta". (...) komentuje to Cezary Michalski. Bierze on postawę Cichego za dobrą monetę, ufając że może ona być przejawem porzucania przerysowanych klisz, charakterystycznych dla dyskursu politycznego od kilkunastu lat: socjal-liberalnej ("patriotyzm - prawica - nacjonalizm - faszyzm - nazizm") i skrajnie prawicowej ("żydokomunomasońskispisek").
Niestety, trudno mi się zgodzić z takim optymistycznym podejściem. Odbieram to raczej, jako taktyczne "przegrupowanie". Dyskretne opuszczenie pozycji, które są nie do obrony i umacnianie tych, które wydają się być dobrze ufortyfikowane. Trudno podpisywać się pod zacytowanym zdaniem o AK i NSZ w czasach, gdy Muzeum Powstania Warszawskiego odwiedza milionowy gość, a zespół Lao Che swoim świetnym repertuarem z kultowej już płyty "Powstanie Warszawskie" przyciąga na koncerty tysiące młodzieży interesującej się niezależną (często anarchizującą) sceną rockową, a więc ludzi w zdecydowanej większości niechętnych prawicy. W tym momencie traci sens próba reorientacji debaty publicznej w taki sposób, by odebrać odruchom patriotycznym ich istotę, bo tak naprawdę wynikają one wyłącznie z mitologizacji dotychczasowych bohaterów, którzy w większości (tak rozumiem wymienienie obu formacji, jako całości) nie różnili się od zwykłych bandziorów. Dwanaście lat temu wiele osób nie zgodziło się z takim podejściem, jednak ich protesty zostały potraktowane właśnie jako zaściankowa wersja mechanizmu "wyparcia" i chęć kontynuacji "odpustowego patriotyzmu". Dzisiaj to się zmienia... Ale, czy rzeczywiście?
Michał Cichy, "usprawiedliwiając" wirtualne uczynienie z Powstańców bandytów en-bloque, pisze że "zachował się jak lustrator, przekonany że prawda ponad wszystko - ponad pokój i ponad ludzki ból". I już jesteśmy w domu. Cała ta volta od początku do końca jest świetnym przykładem... "Michnikowszczyzny" (sic!). Otóż stwierdzamy, że to było nieładne i przepraszamy, ale dodajemy, że tak naprawdę jednak mieliśmy rację, chociaż zachowaliśmy się, jak... lustrator (! bu!) - słowo wytrych, którym najwyraźniej zastąpiono "inkwizytora". Od takiego łamańca pozostaje już tylko krok do stwierdzenia, że za wcześniejsze odsądzenie Powstańców od czci i wiary odpowiadają... zwolennicy lustracji :). Na dzień dzisiejszy - jak znalazł.
(źródło)
W dniu dzisiejszym pojawił się w "G.W." tekst
Pochwała mordu na AK z następującym
leadem:
Bratobójcze mordy na polskich patriotach z Armii Krajowej dokonane przez skrajną prawicę w czasie wojny pochwala czasopismo dotowane do niedawna przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. (...)
... oraz ciekawymi fragmentami dalej:
Pismo-społeczno historyczne »Glaukopis « zajmuje się historią najnowszą. Żyjemy w czasach, gdy relatywizm moralny atakuje różne sfery naszego życia. Nie pozostały wolne od tej plagi również nauki historyczne” - pisze redakcja na stronie internetowej. „Takich fanaberii nie ma w »Glaukopisie «. Interesuje nas Prawda. Zwracamy uwagę na intelektualne mody wtedy, kiedy są bezpośrednim zagrożeniem dla Prawdy, fundamentu Cywilizacji Zachodniej”. W najnowszym numerze "Glaukopisu" (nr 9-10, 2007-2008) członek redakcji Sebastian Bojemski pisze o morderstwie dokonanym w czerwcu 1944 r. w Warszawie - tuż przed Powstaniem - na szefie Wydziału Informacji Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej Jerzym Makowieckim (zabito go razem z żoną) oraz jego współpracowniku Ludwiku Widerszalu.
Ten mord należy do najczarniejszych kart historii polskiego podziemia. Historycy nie mają wątpliwości, że Makowiecki i Widerszal zginęli z rąk Polaków. I że zginęli z powodu swoich politycznych poglądów - obaj byli działaczami Stronnictwa Demokratycznego, partii lewicowej (niekomunistycznej). Ich mordercy byli związani z jednym ze skrajnych odłamów ruchu narodowego.
Bojemski nie polemizuje z tymi ustaleniami. Przeciwnie - uważa to polityczne morderstwo na ludziach AK za usprawiedliwione. Jego artykuł to polemika z tekstem dr. Janusza Marszalca, historyka z IPN, który w drugim tomie wydawnictwa "Zagłada Żydów. Studia i materiały" (wyd. 2006) przedstawił stan wiedzy o tej zbrodni. (...)
(
źródło i całość)
Geralt skomentował ten tekst u siebie, w notce pod tytułem
Co wolno Gazecie to nie Wam śmiecie. Napisał m.in.
Sprawa „mordu” jest jeszcze nie do końca wyjaśniona, zajmują się nią historycy, wiadomo (pisał o tym nawet Bartoszewski), że likwidacja tych osób odbyła się wg normalnych procedur kontrwywiadu AK. Wiadomo kto zlecił – Bieńkowski, dla którego zapewne była to trudna decyzja bo przyjaźnił się z Makowieckim, wiadomo kto wykonał wyrok – Jamontt i wiadomo, że Bieńkowski dostał rozkaz (pełnomocnictwo) od wyższych rangą. Morderstwo? Zabójstwo?
Czy jest to jedyny wyrok wykonany przez żołnierzy AK na osobach z tej samej formacji? Oczywiście, że nie. Zwraca uwagę coś innego - w tekście "G.W." brak w ogóle słowa "wyrok". Jest natomiast coś innego - "prezentacja" redakcji inkryminowanego pisma:
W redakcji "Glaukopisu" pracuje też dr Piotr Gontarczyk, historyk z IPN, który wsławił się artykułem posądzającym Jacka Kuronia to, że w marcu 1968 r. nie działał z patriotycznych pobudek, ale "brał udział w walce frakcji wewnątrz PZPR". W radzie programowej "Glaukopisu" są m.in. prof. Wiesław Chrzanowski, prof. Wojciech Roszkowski, prof. Marek Jan Chodakiewicz (główny krytyk "Strachu" Jana T. Grossa) i dr hab. Jan Żaryn, szef Biura Edukacji Publicznej w IPN.
Cud, mód, orzeszki. Naprawdę,
volta imponująca. Oczywiście ktoś może wziąć za dobrą monetę, że dzisiaj "patriotyzm jest
cool", jednak twierdzenie, że "komandosi" działali z "pobudek patriotycznych" w świetle ich życiorysów może zrobić wrażenie najwyżej na "wykształciuchach". Wystarczy przypomnieć słowa Adama Michnika:
Należałem do komunistów w sześćdziesiątych latach. Nie będę ukrywał, że coś mieliśmy wspólnego z trockizmem. Uważałem, że komunistyczna Polska to moja Polska.
Opis: W rozmowie z Danielem Cohn Benditem w czerwcu 1988 r.
Źródło: L. Żebrowski: op. cit., s. 25,26.
Aby rozwiać ewentualne wątpliwości:
Trockizm, ultralewicowy kierunek w ruchu komunistycznym oparty na ideologicznych i społeczno-politycznych poglądach L. Trockiego, kontynuowany przez jego zwolenników skupionych w założonej w 1938 IV Międzynarodówce. Trockizm powstał na przełomie lat 20. i 30. XX w. w rosyjskiej partii komunistycznej i międzynarodowym ruchu komunistycznym, jako kierunek opozycyjny do stalinizmu. Ważnym elementem trockizmu była globalna krytyka wynaturzenia rewolucji w Rosji - działalności radzieckich komunistów, jej wodza J. Stalina.
Podstawowe założenie trockizmu oparte jest na koncepcji permanentnej rewolucji. Według niej warunkiem skuteczności rewolucji nie jest ustanowienie komunistycznego porządku tylko w jednym kraju, lecz przeniesienie jej na wszystkie państwa kapitalistyczne. Z doktryny tej wynika koncepcja tzw. eksportu rewolucji, polegająca na międzynarodowej aktywności działaczy rewolucyjnych. W jej ujęciu partia jest świadomą elitą, która przewodzi masom w walce rewolucyjnej. Trockizm sprzeciwiał się więc stalinowskiej idei urzeczywistniania rewolucji w jednym kraju (ZSRR).
(źródło)
Patriotyzmu w tym wszystkim co nie miara... Zwraca uwagę również "puszczone oko" w kontekście prof. M. J. Chodakiewicza. Po historii z nazwaniem prof. Strzembosza "antysemitą" za krytykę tandetnej publicystyki J.T. Grossa (i, szerzej, "metodologii" "G.W." w tekstach "historycznych" - na przykładzie wspomnianego wyżej artykułu M. Cichego). Myślę, że to dobry moment, by przypomnieć, jakie to były zastrzeżenia. Poniżej obszerne fragmenty tekstu Polacy - Żydzi. Czarna karta "Gazety Wyborczej".
Niejako jądrem recenzji Cichego z książki Perechodnika było stwierdzenie, że przetrwał on "nawet Powstanie", "kiedy AK i NSZ wytłukły 1) [przypisy na końcu tekstu] mnóstwo niedobitków z getta" (podkreślenie moje - TS). Teza ta, pomimo noty odredakcyjnej stwierdzającej, że było to "niedopuszczalne uogólnienie" (dodajmy: zaakceptowane przez tę samą redakcję "Gazety", wszakże Cichy nie wydrukował tej recenzji gdzie indziej), powtórzona została bez zmian w jego bardzo obszernym artykule. Tak, ponieważ Autor, gromadząc informacje o zbrodniach dokonywanych na obywatelach polskich pochodzenia żydowskiego podczas Powstania Warszawskiego, nie dopuszcza w ogóle do siebie myśli, że ludzie w "powstańczych mundurach" (sic!) czy po prostu "powstańcy", ludzie uzbrojeni (o których tylko tyle wiemy, że broń nosili), mogliby być nie żołnierzami AK lub NSZ, ale np. Korpusu Bezpieczeństwa, Polskiej Armii Ludowej, Armii Ludowej, Organizacji Bojowej Związku Syndykalistów Polskich itp. Wszystkie te - rzekome czy prawdziwe - morderstwa w tej sytuacji niejako "muszą" iść na konto AK czy NSZ, niezależnie od tego, czy Autor potrafi czy nie potrafi "przydzielić" ich sprawców do konkretnego oddziału (na ogół nie potrafi!).
Oni to "tłukli" Żydów podczas Powstania, inni ich, niejako z definicji, "tłuc" nie mogli. No, może jeden wyjątek: dla ONR-"Falangi". Dodajmy: o ile zbrodnie żołnierzy AK, chociaż w jednym jedynym wypadku ("bojówy" "Hala") są udowodnione, to zbrodnie NSZ udowodnione nie są, o czym piszę dalej.
Artykuł Cichego w niewielkiej tylko mierze opiera się na pewnych, niezbitych, udowodnionych faktach. Tymczasem pisząc o zdarzeniach znanych mu tylko z jednej, nie potwierdzonej przez nikogo, nieprecyzyjnej i niepewnej relacji, nigdy swych informacji nie obudowuje jakimkolwiek zastrzeżeniem, nie dystansuje się jakoś od tego, co może okazać się wymysłem, pomyłką, mankamentem niesprawnej pamięci... Nigdy także cytowanych relacji i wspomnień nie opatruje słówkiem "jak się zdaje", "według relacjonisty", "zapewne", "jak twierdzi..." itp. Nie o fakty tu bowiem naprawdę chodzi. Cichy buduje atmosferę. Gromadzi nad powstańczą Warszawą chmury antysemityzmu i zbrodni. Nagromadzenie (nie związanych z zabójstwem kogokolwiek!) mniejszych i większych aktów antysemityzmu (paragraf 4, 6, 7) [artykuł Michała Cichego dzielił się na 25 paragrafów - red.] tworzy wrażenie, że stosunek powstańców (vel Polaków) do Żydów - uciekinierów z getta - był nasycony groźbą, zbrodniczy i zbrodnie rodzący.
Taki fakt, jak uratowanie z rąk gestapo zagrożonych natychmiastową śmiercią 348 Żydów z więziennej "Gęsiówki", odnotowany został martwo, bez cienia emocji, ogólnikowo - aby nie psuł ogólnego obrazu. A pomyślmy: ocalono życie 348 ludziom, w walce samemu je ryzykując, podzielono się z nimi skromnymi żołnierskimi racjami, wreszcie tę część, z którą można się było porozumieć (wśród ocalonych byli Węgrzy, Grecy, Francuzi) wcielono - bagatelka! - do elitarnych, szturmowych batalionów Kedywu KG AK "Zośka" i "Parasol", a nawet plutonu pancernego (czołgi!) - "najmocniejszego" oddziału AK w Powstaniu Warszawskim. Nie miało to w artykule gromadzącym coś więcej niż zabójstwa szerszego odniesienia: lepiej było pochylić się nad piwnicznym antysemityzmem NN-ów czy zbójeckimi reakcjami warszawskich knajaków.
Sprawa mordu dokonanego na kilkunastu Żydach przez bojówkę z oddziału kpt. "Hala" - jedyny fakt dobrze udokumentowany - jest dobrym przykładem innej cechy "metodologii" Cichego. Zbrodnie ludzi "Hala" interesują go wyłącznie w jednym aspekcie: stosunku do ludności żydowskiej. To, że złożona z mętów "bojówa" mordowała niezależnie od narodowości, że mieszkańcy tego odcinka uciekali z niego na teren działania innych dowódców, by ocalić zagrożone mienie i życie, że zabijano także żołnierzy AK - nie jest dla niego faktem znaczącym i o niczym nie mówi.
Ważne jest jedno: tamci akowcy zamordowali Żydów. Dlaczego Żydów? Czy tylko z powodu zoologicznego antysemityzmu? A może dlatego, że ukrywając się po dziurach nie byli wtopieni w żadną większą, mogącą bronić ich społeczność; może dlatego, że spodziewano się znaleźć u nich złoto i inne drogocenności (potwierdza to relacja W. Zagórskiego); bo byli wystraszeni i mniej było obaw, że stawią opór?
A więc mordy kryminalistów przedstawione zostały przede wszystkim jako przejaw antysemityzmu, tak jak owi bandyci byli przede wszystkim żołnierzami AK.
Owo nastawienie na Żydów i wyłącznie na Żydów jawi mi się jako przejaw specyficznego rasizmu. Nigdy nie słyszałem i nie czytałem artykułu, w którym "Gazeta" (jak również np. ,Tygodnik Powszechny') podjęłaby temat Holocaustu Cyganów. Jakże podobnego do Holocaustu Żydów: dokonanego przez tych samych ludzi, w tym samym czasie, w tej samej Polsce, często w tych samych gettach. A przecież nie jest wcale ważne, czy obiektem morderstwa byli Żydzi, Cyganie, Indianie czy australijscy aborygeni. Wymordowano naród, lud, plemię, społeczność. Brak zainteresowania losem Polaków na tym samym odcinku "Hala", losem, o którym mówią te same źródła, jest dla mnie faktem znaczącym i budzącym daleko idące refleksje.
(źródło)
Przypomnijmy:
Objaśnianie zbrodni w Jedwabnem współpracą niektórych polskich Żydów z Sowietami w latach 1939-41 to - w najlepszym razie - badawcze manowce, choć mam ochotę użyć sformułowania o wiele bardziej dosadnego i zupełnie innej kategorii. W Jedwabnem polscy sąsiedzi - z nielicznymi wyjątkami - mordowali wszystkich Żydów, których udało im się dopaść: starców, dzieci, kobiety, ortodoksów, obojętnych, może jakiegoś syjonistę, może jakiegoś komunistę. Nie ma cienia poszlaki, że był to sąd czy samosąd nad winnymi współpracy z NKWD. Jedwabne było masową zbrodnią, wedle kryterium etnicznego.
Jeszcze bardziej szokujące w wywodach Strzembosza jest to, że natrafiamy na myślenie niczym z endeckich bajek. Komuniści, zdrajcy i łobuzy pochodzenia żydowskiego są "Żydami". Polscy komuniści, polskie łobuzy i polscy zdrajcy nie są Polakami, lecz komunistami, łobuzami, zdrajcami. (...)
(A. Domosławski, "Kustosz Polski niewinnej", "Gazeta Wyborcza", 18.05.2001)
Redakcja nie istniejącego już "Życia" (z kropką) skorzystała z okazji, przypominając:
Sami Żydzi piszą, że pierwsze dni pobytu bolszewików były bardzo przyjemne. "Żydzi z radością witali wojska radzieckie, młodzież spędzała wieczory i dnie wśród żołnierzy". "Żydzi przyjęli wchodzących Rosjan entuzjastycznie. Ci też mieli do nich zaufanie". Niezależnie złożone relacje z różnych miejscowości, a obraz właściwie ten sam. I można by go powielić dowolną ilość razy, nikt bowiem nie kwestionuje jego prawdziwości - tak kilkanaście lat temu pisał Jan Tomasz Gross.
Skan całego tekstu:
(kliknij fotkę, by powiększyć)
Na koniec przypomnienie - mój komentarz do krytyki "warsztatu" J.T. Grossa przez prof. Strzembosza z 31.05.2001:
(...) prof. Tomasz Strzembosz – historyk, który zakwestionował „warsztat” Grossa zastosowany w „Sąsiadach” - sprowadzający się do tego, że za wiarygodne uznaje się wyłącznie relacje Żydów – został przez „Gazetę Wyborczą” oskarżony o antysemityzm. Mandat „Gazety” w kwestii składania deklaracji w imieniu polskiego narodu też jest dość kontrowersyjny. Wielu jej publicystów zabierających głos w sprawach związanych z polskim antysemityzmem jest Polakami narodowości żydowskiej aktywnie funkcjonującymi w polskich organizacjach skupiających osoby o ich pochodzeniu. W swych artykułach natomiast – z małymi wyjątkami – próbują występować z pozycji „polskiej inteligencji”. Pewne apogeum tego zjawiska stanowi artykuł Michnika dla "New York Timesa", gdzie próbuje on dokonywać rachunku polskiego sumienia. Narodowość awangardy „Gazety” jest mi obojętna, jednak w tym konkretnym przypadku ma istotne znaczenie. Moralny absolutyzm serwowany przez ten tytuł jest uzurpacją. Dotyczy to wielu sfer i wiele osób o „niesłusznych” poglądach zostało oszkalowanych przez organ Agory. (...)
Głos tego środowiska, jako jednego z wielu, jest istotny. Pomyłką jest natomiast iluzja, że są to "przedstawiciele" jakichś polskich środowisk. Stosując swoją rasistowską optykę – która uzależnia np. wartość zeznania od narodowości świadka – w tej konkretnej sytuacji reprezentują środowiska żydowskie. Należy to jasno powiedzieć. Teraz możemy polemizować.
(całość)
I to chyba tyle.
Inne tematy w dziale Polityka