Stale ktoś kogoś o coś oskarża – pisze pani Tiamat. – Tworzą się różne organizacje i koncepcje widzenia swiata. O te koncepcje toczą narody wielkie boje od… zarania dziejów.
Żeby uzasadnić i wymuszać na innych własne widzenie świata, potrzebne są argumenty: słowne i fizyczne. Mimo tych słownych możliwości komunikowania się i przedstawiania poglądów, człowiek jest zwierzęciem terytorialnym. Od pradziejów.
Osobiście nie wierzę w wojny religijne. Ale religie często służą jako pretekst do bijatyki. Jako katolik powinnam uznawać Kościół katolicki za religię pokoju. Podobnie zresztą jak całe chrześcijaństwo. I tu mamy pierwszy klopot. W Europie od zarania naszej cywilizacji biją się państwa katolickie, katolicko-protestanckie, protestanci między sobą, ateiści, bolszewicy, zamaskowane żydostwo. Biją się też Słowianie między sobą.
Hitler był katolikiem. Tony Blair jest katolikiem. Mussolini także był katolikiem, podobnie jak general Franco. Pokrewny naród chorwacki (ustasze) mordował Serbów. Teraz na Ukrainie chrześcijańscy unici mordują prawoslawnych. Unici niszcza cerkwie rosyjskie i na siłę wciskają innym koncepcję nieistniejącego właściwie narodu ukraińskiego, który jednakowoż ma byc unicki.
Rosjanie i w ogóle wszyscy prawosławni na Ukrainie NIE są emigrantami. Nie przywlekli z Bliskiego Wschodu swoich wierzeń. A jednak władze ukraińskie próbują zniszczyć religię tubylców. Ale niszczenie cerkwi prawosławnych na Ukrainie W OGÓLE nie przeszkadza polskim chrześcijanom ani niemieckim, ani francuskim. Bo to nie muzułmanie niszczą kościoły chrześcijańskie, tylko inni chrześcijanie. 400 zabytkowych cerkwi, zniszczone w Kosowie nie oburzyły żadnego Polaka, jak dobrze pamiętam.
Ale polska, europejska i amerykańska prasa oburza się na… kulturę islamu. To nie pilnujemy swojej religii, bo amerykańskie Mongoły mają prawo bombardować wszystko, co im sie zamarzy? - Bo widocznie nie chodzi o religię, tylko o kradzież cudzej ziemi i niszczenie chrześcijańskiej kultury, żeby wszyscy wiedzieli, że kościołów w Kosowie nigdy nie było – tylko same meczety.
Nie wiem, jak się nazywa taka postawa, bo hipokryzja – to za słabe określenie. Od czasu ataku na wieżowce w Nowym Jorku – 9/11 wymordowano wiele milionów muzułmanów. Ale to jest OK, bo oni nas nie lubią, a ich religia nie jest pokojowa. W imię rzekomej ‚religii’ morduje się całe narody. Najprostsza definicja narodu to podobno „ludność zamieszkała na wspólnym terenie i mająca wspólna historię”. Nie wierzę w rozmnażanie wsobne i czystki genetyczne w narodzie. Jest to zwyczajnie utopia. Małżeństwa zawsze się mieszały między plemionami.
Skutki demokratyzowania Syrii przez amerykańskie wojska
Siostra Bolesława Chrobrego była matką trzech królów, a jednym z pierwszych królów Anglii byl jej syn Kanut, zwany czemuś Wielkim, choć to była gruba przesada historyczna. Ale Sigrida (Swiętosława) była też matką króla szwedzkiego. Żona Mieszka I była Czeszką, a Mieszka II – Niemką. Królowa Bona dość ochoczo wzbogaciła Polaków o krew włoską. Mieliśmy też francuskie kontakty, szwedzkie, litewskie, niemieckie itp. Kochaliśmy się i bili zawsze. I ciekawe, że barbarzyńscy Rzymianie nazywali ludność w podbitych krajach… barbarzyńcami.
Naturalnie, że rozbiliśmy Turków pod Wiedniem. Ale Turcy nie reprezentują wszystkich muzułmanów. Nigdy nie biliśmy się z Arabami. Arabowie podbijali świat trochę inaczej niż Turkmeni czy Mongoły.
O co się te narody tak bez przerwy mordują? - O wszystko, tylko nie o religie. Bijemy się od pradziejów bez wzgledu na wyznanie: o terytorium, o sukcesję, o pastwiska, o miedzę, a obecnie o kontrolę nad źródłami energii. Biliśmy się nawet o cynamon i niewolników na plantacjach. Biliśmy się o damy, dziwki, cudze żony, o skarby zakopane w ziemi. O handel i rynki zbytu.
Od czasów rewolucji przemysłowej w Anglii i od czasu, kiedy nasz rodak Łukaszewicz wynalazł lampę naftową, ogromnie wzrosło zapotrzebowanie na ropę. Anglicy wymyślili silnik parowy i zaczęły się wyścigi o postęp. I tu zaczyna się problem, bo jedne kraje mają gaz i ropę, inne – nie. Są dwa sposoby zdobywania źródeł energii: mozna kupić, a można ukraść. Ale żeby kraść, to trzeba mieć siły i środki. Nie wystarczą same sily, bo trzeba zawojować naród, który nie chce ziemi dać. Już starożytni Chińczycy, Sumerowie, Babilończycy, Egipcjanie itd. wymyślali coraz to nowsze metody podbijania narodów.
Mongołowie podczas najazdu na Japonię
Jednym z takich ciekawych sposobów podboju była metoda stosowana przez Mongołów, która zdaje i dzisiaj egzamin, i jest szeroko stosowana przez demokracje zachodnie. Otóż Mongołowie, gdy sobie upatrzyli jakiś kraj, to nie rzucali się od razu tak znienacka, jak to robili Wikingowie. Mongolowie wysyłali swoich ‚emisariuszy’, którzy przybywszy do upatrzonego kraju, mieszali się na targach i w zagrodach i opowiadali same wspaniałości o swoich władcach i niezmierzonych bogactwach, jakie czekają wszystkich, którzy pokochają tego nieznanego, wspaniałego władcę.
Ten mongolski system sprawdza się i dzisiaj; nie będę podawać przykładów, bo jest ich trochę. Mongoly zachwalaly nie tylko swego pana i władcę, ale też i jego wszechpotęgę i kontakty w samych… niebiosach. To była nie tylko władza ziemska, ale ponadziemska, jaką się cieszył władca Mongołów. I kiedy narodek ‚zmiękł’ i zgłupiał do reszty, wpadały hordy z azjatyckich stepów i dość szybko wygrywali batalie, bo oprócz zasianej narracji mieli łuczywa do palenia domów i całych zabudowań. Naród, który nie miał siły się bronić, popadał w niewolę.
No więc i w naszej nowoczesnej wersji mongolskich podbojów bardzo ważnym elementem podboju jest propaganda i bajania o tym, kto w co lepiej wierzy. Ale nie wystarczy zwabić bajaniami narodek. Trzeba jeszcze go zmusić do obrony przed innymi, którzy z Mongołami się nie zgadzają. Bo Mongołów trzeba bronić. W każdym podboju świata potrzebny jest WROG. Prawdziwy, wymyślony, podstawiony, w przebraniu i do tego jeszcze głupek -neofita, który wierzy, że pomaga Mongołom zbawić świat zdradą własnego plemienia.
Już w naszych czasach moje pokolenie przeżyło wielu ‚naturalnych’ wrogów: przede wszystkim Rosjan, których kojarzono z bolszewikami, komunistami, łagrami, Syberią, NKWD itp. Po wojnie mieliśmy rewizjonistów, czarną reakcję, obskurantyzm, dyktaturę itp. Właściwie za każdym razem chodziło o kontrolę terytorium. Amerykanie walczyli z komunizmem w Wietnamie(?), Laosie, Korei i Kambodży. Komunizmu tam nie było, ale za to były dżungle i ogromnie cenne drzewa do budowy okretów.
Napisała: Tiamat
Drugą część notki pt. „Religie i wojny” opublikuję w ciągu kilku godzin (ZB).