Przewiduje się zwycięstwo bloku prezydenta i oligarchy Petra Poroszenki. "I jest to dla wielu Ukraińców najmniejsze zło" - pisze portal Deutsche Wirtschafts Nachrichten.

Zwolennicy nacjonalistycznego Prawego Sektora są widoczni wszędzie w miastach
Przygotowania do "demokrtycznych" wyborów rozpoczęły się ponad miesiąc temu, gdy reżim kijowski zakazał nadawania 15 rosyjskojęzycznych kanałów telewizyjnych (nie będzie Ruski pluł im w twarz?). W toku walk wyborczych doszło do wielu napadów nacjonalistów na kandydatów innych partii - pisze DWN.
W środę zatrzymała milicja E. Anokina, wydawcę portalu Info Center. Dwa dni wcześniej miał miejsce zamach na Władimira Borysenkę, kandydata Frontu Ludowego.
Rosjanie powiedzieli jednoznacznie, iż uznają wyniki wyborów na Ukrainie, ale reżimowi to nie wystarcza. Premier Arsenij Jaceniuk przestrzegał przed sabotażem ze strony Rosji. Zapowiedział, że zostaną zastosowane wszelkie środki bezpieczeństwa, by zapobiec "terrorystycznym aktom".
"Jest oczywiste, że mamy dalej do czynienia z próbami destabilizacji i prowokacji ze strony Rosji" - powiedział Jaceniuk.
Czy to jest tak oczywiste? - Nie sądzę. W Polsce tymczasem jest (na razie) dość spokojnie, choć bieda doskwiera coraz większej części społeczeństwa i kraj wyludnia się, bo ludzie emigrują za chlebem. Czy za tę biedę są odpowiedzialni Rosjanie. Znajdą się na pewno dziennikarze, którzy to udowodnią, bo u nas można wiele udowodnić.
Pisze znana dziennikarka Ewa Stankiewicz na stronie Radia Wnet: "Agentura rosyjska w Polsce jest i ponieważ w tej chwili coraz bardziej nasila się konflikt Polska - Rosja (kto ten konflikt wytworzył?! - przypis ZB), to jakby mocodawcy tej agentury muszą zdyscyplinować środowisko,..."
Tak właśnie pisze Ewa Stankiewicz w tekście, dotyczącym śmierci rodziny dziennikarzy w zawalonym budynku w Katowicach. W taki sposób uznana redaktorka i reżyserka staje się lichą agitatorką.