Warszawski Muranów, czwartek rano. Darmowy dzień zwiedzania w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Przed drzwiami ustawiają się kolejki chętnych do poznania dziejów narodu żydowskiego i jego kultury. Stajemy na końcu kolejki, która powoli przesuwa się do przodu. Zaraz po przejściu drzwi wejściowych doznajemy szoku - naszym oczom ukazują się, znane z lotnisk, bramki do wykrywania metalu i urządzenia rentgenowskie do skanowania bagażu. Każdy musi przejść kontrolę. Aby jednak bez przeszkód być przepuszczonym dalej bramka nie może zapiszczeć. Gdy więc piszczy, wracamy i pozbywamy się kolejnych elementów garderoby, dokładając je na taśmę skanera obok wcześniej położonej torebki czy plecaka. Panowie bez ogródek proszą o zdejmowanie: pasków, butów, biżuterii.
Przychodzi nasza kolej. Odkładam torebkę do skanera i przechodzę przez bramkę. Ta niestety wyje, jak gdyby ją bili. Muszę się wrócić i zdjąć buty. Przechodzę jeszcze raz i jest już okej. Podczas gdy zakładam buty i odbieram torebkę, towarzysząca mi koleżanka zostaje od razu, jeszcze przed przejściem bramki, poproszona o zdjęcie glanów. Posłusznie wykonuje polecenie i bez problemów przechodzi bramkę. Możemy zacząć zwiedzanie.
I w tym miejscu warto się zastanowić czy nie poszliśmy za daleko. Najpierw zdejmowaliśmy buty na lotniskach, potem m.in. w ambasadzie amerykańskiej, czy w Sejmie. Teraz trend dotarł do muzeów. Co będzie dalej? Słyszałam, że w Izraelu kontrole są nawet w galeriach handlowych. Czy tego samego chcemy w Europie? Ile jeszcze naszej wolności i prywatności, możemy oddać za cenę bezpieczeństwa?
Inne tematy w dziale Kultura