O tym, że naszym życiem rządzi niespodziewane całą rodziną przekonaliśmy się tuż przed Wielkanocą. Jak wszyscy byliśmy w ferworze świątecznych przygotowań, oczekując tego czasu wypełnionego nadzieją i radością, tych niezwykłych dni gloryfikacji zwycięstwa życia nad śmiercią. Cieszyliśmy się czasem, jaki spędzimy wspólnie, w rodzinnej atmosferze, gdy niespodziewanie w Wielki Piątek do naszej rodziny weszła ONA – CHOROBA. Weszła i usiadła na kanapie zawłaszczając nasze myśli. Wraz z nią w naszym domu zamieszkał strach, dramat niepewności, łzy, ból. Bo to nie było niewinne przeziębienie czy potrafiąca zwalić z nóg grypa. W naszej rodzinie pojawiły się dwa słowa – NOWOTWÓR TRZUSTKI, który zażądał mojej żony, Beaty.
Gdy w Wielki Piątek Beata zżółkła, pierwszą moją myślą – jako lekarza – była kamica żółciowa. Jednak diagnostyka szpitalna pozbawiła mnie złudzeń. U Bety rozpoznano gruczolakoraka trzustki w nieoperacyjnej lokalizacji z przerzutem do wątroby… Ja wiedziałem co to oznacza. I wydaje mi się, że ona również, choć oboje udawaliśmy przed sobą optymistów. Jedyne co mogli zaproponować lekarze, to agresywna chemioterapia, jednak wiedzieliśmy oboje, że to nie daje szans na wygraną z chorobą, a klasyczna chirurgia jest bezradna wobec położenia zmiany nowotworowej pierwotnej…
http://www.kawalek-nieba.pl/?p=6060
Wiem, że każdy ma swoje problemy, zobowiązania, plany, ale wierzę w to, że dobroć jaka jest w ludziach pozwoli nam zebrać potrzebne 40 000 zł do 15 sierpnia 2016, by wydrzeć moją Beatę z łap potwora… Za każdą, nawet najmniejszą pomoc z całego serca dziękujemy każdemu już dziś.
Piotr
Inne tematy w dziale Rozmaitości