Poczytałem sobie właśnie kilka wątków poświęconych ostatnim wydarzeniom związanym ze Śląską Partią Regionalną. A dokładniej związanych z faktem, że do zarządu partii nie wszedł Jerzy Gorzelik, do tej pory główny frontmen ugrupowania. Ciśnie mi się po tym jeden wniosek, że jednak dla obserwatorów z zewnątrz ruch autonomiczny na Śląsku, niezależnie od organizacyjnych szyldów ma twarz doktora Gorzelika. Pytanie na ile jest to korzyść, a na ile obciążenie.
Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że idea autonomii Śląska ma ciągle twarz Jerzego Gorzelika. I stawiam tu śmiałą tezę, że mimo jego zasług to ten fakt jej (idei) szkodzi. Lider RAŚ-u bowiem swoją rozpoznawalność zbudował na dość przemyślanej kontrowersyjności. I nie mam tu na myśli szeregu tekstów i zachowań, jakie wciskali w jego usta liczni krytycy, bo wiele takich manipulacji można było przez lata śledzić. Owa kontrowersja tkwiła według mnie w jednym podstawowym fakcie: Jerzy Gorzelik nie ukrywał, że nie lubi państwa polskiego. I łącząc różnorakie wypowiedzi, to nie lubi od samego początku, t.j. od momentu jak wzięło ono udział w manipulowaniu Ślązakami w czasie plebiscytów. Potem były kolejne grzechy, niedotrzymana umowa dotycząca autonomii, jej zniesienie po 1945 i nieprzywrócenie po 1989. Plus liczne akty traktowania Górnego Śląska jak dojnej krowy, o którą się niezbyt dba. Nie ma, co tutaj teraz analizować słuszności (a raczej jej braku) owych stwierdzeń, nie ulega jednak wątpliwości, że dla znacznego odsetka obywateli RP, także mieszkających na Śląsku były to oskarżenia krzywdzące i niesprawiedliwe. Bo różnorakie formy rządów i władzy, na które najczęściej (jak po 1945 roku) większość Polaków nie miała wpływu w tej narracji zebrano do jednego kotła. Na dodatek niezwykle irytującą cechą śląskich pretensji jest całkowity brak kontekstu. Bo je czytając wynosi się wrażenie, że sanacja tylko na jednym Śląsku była autorytarna, komuniści tylko tam traktowali ludzi z bezdusznością totalitaryzmu, zaś rządy demokratyczne po 1989 roku tylko ten jeden region marginalizowały.
Postawię śmiałą tezę, że właśnie taki klimat, wiecznej pretensji i kontrowersyjnych sądów wobec Polski był i jest jednym z największych ograniczników potencjału śląskich autonomistów. Jakbyśmy ich nie oceniali, to nie ulega wątpliwości (o czym świadczą choćby wyniki spisu powszechnego z 2011 roku), że w skali regionu mają oni bardzo duży potencjalny elektorat. Ale znaczna jego część nie chce mieć nic z nimi wspólnego, o czym boleśnie przekonały zeszłoroczne wybory. Sedno w tym, że jestem przekonany, że zdecydowana większość zadeklarowanych w tym spisie Ślązaków aż tak negatywnego (a może nawet całkiem pozytywny) stosunku do Polski nie ma. A radykalizm w tej sferze ich bez wątpienia zraża.
Z pomorskiej perspektywy dodać mogę, że całkowicie tragicznie już wygląda aktywność działaczy śląskich poza własnym regionie. Jest to o tyle zaskakujące, że skoro marzy im się zmiana ustroju państwa, to priorytetem powinno być szukanie sojuszników, którzy by do tego mogli doprowadzić. A tymczasem kończyło się co najwyżej na lokalnych koalicjach z PO, o której wiele można powiedzieć, ale to, że jej celem była kiedykolwiek zmiana ustroju III RP - na pewno nie. Nie wykluczam, że przy całkiem innym podejściu znalazłyby się środowiska polityczne, choćby u nas na Pomorzu, które mogłyby co najmniej nadać pomysłom ustrojowym autonomistów śląskich jakiś ogólnokrajowy wymiar. Szkopuł tkwił jednak w tym, że nikt za bardzo nie chciał świecić oczami za Jerzego Gorzelika. Nawet jak obserwuję aktywność działaczy Kaszubskiej Jednoty, która werbalnie podaje się za sojuszników RAŚ-u, to tak naprawdę tylko na werbalnych hasłach się kończy, bo w praktyce nie widać jakiejkolwiek współpracy, czy choćby koordynacji celów programowych. Niektórym co prawda działacz KJ lider RAŚ-u wyraźnie imponuje i chętnie popularyzują jego niektóre działania, ale to naprawdę epizodyczne zdarzenia.
Reasumując. Autonomiści, czy też obecnie może lepiej nazywani regionalistami, śląscy z wycofanym Jerzym Gorzelikiem mogą jeszcze zyskać drugi oddech, bo jest przestrzeń na tego typu polityczny projekt o ile owo wycofanie jest realne a nie tylko taktyczne. W co osobiście na tą chwilę wątpię.
Na koniec zaś, bo nie chcę pisać o tym osobnej notki, krótka refleksja o ostatnich zmianach w Salonie. Z jednej strony wizualnie widzę tu poprawę i z punktu widzenia czytelnika można dyskutować o pozytywach. Jednak jak autor nie do końca jestem zadowolony. Raz - te dziwne odcienie na zdjęciach profilowych, które robią dość ponure wrażenie.
Dwa – tagowanie. Tak się złożyło, że dosłownie dwa dni przed „reformą” zamieściłem poprzednią notkę. Którą sam otagowałem jako tematykę społeczną. Jednak mędrcy z Administracji uznali, że skoro w tytule pojawia się słowo „Fejs”, to należy ona do działu „technologie”. No więc przepraszam, ale analiza publicystyki, jaką można napotkać na owym Fejsie, zdecydowanie nie ma wspólnego nic z tym, co pod pojęciem technologi się kryje. Paradoksalnie, choć przypisanie do tej kategorii spowodowało, że z braku innych postów „technologicznych” wisiała ona na SG cały tydzień, to raczej zaszkodziło niż pomogło w jej rozpropagowaniu. Niech nikogo nie zmyli widoczna na stronie liczba odsłon. Z dobra setka (a może i więcej, bo wcześniej tego nie śledziłem), to jedynie efekt emocji któregoś z twórców owego profilu, o którym pisałem. Po ogłoszeniu, że więcej u mnie komentować nie będzie, wziął się za szaleńcze stawianie „łapek”. Któryś z innych czytelników podchwycił ten sport (z przeciwnym wektorem sympatii) i tym sposobem nawet po zdjęciu notki z SG liczba odsłon rośnie. By dać łapkę wystarczy przecież tylko odświeżyć stronę... Zewnętrzna analiza unikalnych czytelników jednak pokazuje tutaj rzeczywistość. Dużo niższą. Mając już paroletnie doświadczenie, rzekłbym, że zaskakująco niską jak na taki temat na moim blogu.
Jest, to więc także przyczynek do sensowności owych polubień, rodem z mediów społecznościowych. W zdecydowanej większości komentarzy na salonie widzimy tylko pojedyncze polubienia i „znielubienia”. Z prostego powodu – większość osób, które chcą na Salonie dać upust swoim emocjom po lekturze danego komentarza, tworzy własny. Ten, w sumie dobry (zwłaszcza dla jakości debat pod notkami) objaw jest jednak tłamszony traktowaniem samego komentowania strasznie po macoszemu. Już pal licho owe „łapki” (poza przygodnymi gośćmi z mediów społecznościowych, większość czytelników Salonu je ignoruje), ale fakt, że komentarzy ciągle nie można edytować, zaś ich struktura (ułożenie względem siebie,jak i sam wygląd) szalenie utrudnia ich śledzenie, jest tego najlepszym dowodem.
Trzy – struktura Strony Głównej. Niestety widać wyraźnie, że nie jest ona efektem analizy istniejących blogów i próby takiego podejścia by jak najlepiej rozpropagować na SG dobre teksty, które na Salonie powstają. Przyjęto z góry założony schemat podziału na, dość sztuczne kategorie. No i efektem jest to, że w dziale Technologie, przez prawie tydzień wisiał tekst o umiejętności dyskutowania paru ludzi na swoim profilu na fejsie. Pamiętając stare odsłony Salonu, mimo że ów tekst był mojego autorstwa, to jest to dość żenujące. Zwłaszcza w sytuacji, gdy dobrych postów, które na SG znaleźć się powinno nie brakowało.
Ponieważ pisuję tu od czasu do czasu, to mimo owych krytycznych uwag, nie planuję na razie odchodzić, jak zrobiło to kilku blogerów, choć bez dwóch zdań z każdą kolejną modernizacją Salonu motywacja do pisania na nim spada...
Inne tematy w dziale Polityka