Wybory zbliżają się wielkimi krokami, stąd jeszcze jedna moja refleksja na ten temat. Refleksja rzecz jasna poświęcona pomorskim sprawom.
Zacznę od medialnego ostatnio wątku, czyli podziału wyborczego Pomorza. Tak Kaszuby, jak i Kociewie są na okazję wyborów zazwyczaj podzielone granicami okręgów, tak, że trudno nie tylko o posłów reprezentujących konkretny region, ale nawet, zwłaszcza w przypadku Kociewia o radnych w sejmiku województwa pomorskiego. Złośliwi twierdzą, że to jedna z celowa zagrywek Kaszubów, co by kociewską konkurencję trzymać na dystans. Wyjątkiem są wybory do Senatu. Okręg nr 66 obejmuje bowiem oba pomorskie powiaty kociewskie (tczewski i starogardzki) plus ziemski powiat gdański . Jak wieść gminna niesie dużo do powiedzenia przy takim kreśleniu granic okręgu miał swego czasu senator PO Andrzej Grzyb, poeta, dziennnikarz i samorządowiec znany na całym Kociewiu na długo przed rozpoczęciem kariery politycznej, który wykreślił go tak, by nie zagrażał mu żaden „spadochroniarz” z Gdańska. No i w dwóch ostatnich wyborach parlamentarnych nikt z senatorem Andrzejem nie miał szans, a prestiżową porażkę poniosła u nas nawet tak znana osoba jak Bogdan Lis (onegdaj miejscowy poseł na sejm kontraktowy). Senator jest jednak ciężko chory i zapowiedział koniec kariery politycznej (choć koledzy z PO na listę do Sejmu go wpisali – może przecież przynieść dodatkowe głosy dla całej listy).
Na Salonie przy okazji analiz wyborczych mocno pada głos m.in. Jarosława Flisa, że o decyzji wyborczej dużej części obywateli decyduje także tutaj zazwyczaj szyld partyjny. I zamiast personalnego głosowania mamy jedynie partyjny plebiscyt. Generalnie uważam, że jest w tym sporo racji, ale nie wynika to tylko i wyłącznie z jakiegoś partyjnego zacietrzewienia wyborców. Wielu kandydatów na senatorów jest po prostu dla nich niezwykle anonimowa. Albo, co gorsza, jak w przypadku wspomnianego Bogdana Lisa nie przedstawia nawet cienia oferty skierowanej do wyborców ze swojego okręgu. Zdaje się to potwierdzać casus senatorów znanych i mocno wiązanych z danym terenem, których zdają się nie imać ogólnopolskie wyborcze preferencje – jak choćby przez lata Włodzimierza Cimoszewicza, czy Jana Wyrowińskiego. Takim właśnie przypadkiem był właśnie także Andrzej Grzyb, więc jego rezygnacja ze startu stworzyła w okręgu nr 66 niezwykle ciekawą sytuację.
Ciekawość zaś owej sytuacji potęgował fakt, że w latach 2010-2011 roku obie największe partie na Kociewiu znalazły się w głębokim regresie. Symbolem tego może być przypadek Tczewa, gdzie mimo wygranej w wyborach samorządowych w 2010 roku i w mieście i w powiecie PO znalazło się w opozycji. Zaś jej lokalni politycy tak źle się czuli w tej roli, że 3/4 radnych przed końcem kadencji zmieniło szyld wyborczy i w wyborach w 2014 roku do obu rad weszli jedynie pojedynczy politycy spod znaku rządzącej partii. O problemach pomorskiego PiS pisałem już poprzednio, tutaj jedynie dodam, że tak w mieście, jak i w powiecie był on w poprzedniej kadencji samorządowej trzecim, najmniej ważnym i nieprzesądzającym o większości, koalicjantem. W powiecie starogardzkim PiS był jeszcze słabszy, a PO ciut mocniejsza, bo mająca jednak wpływ na rządy w tamtejszym powiecie (ale jedynie chwilowo w mieście).
Rok 2014 zmienił sytuacje o tyle, że PiS w powiecie tczewskim wyraźnie nabrał wiatru w żagle, głównie dzięki mocnemu zaangażowaniu się nowego (bo wchodzącego do Sejmu na wakujące miejsce Anny Fotyki po eurowyborach) posła Kazimierza Smolińskiego i energicznego zwycięzcy boju o fotel burmistrza Pelplina Patryk Demskiego. Efektem było przejęcie władzy w tczewskim powiecie. Dla odmiany PO posypało się zupełnie. Poza naszym senatorem, Sławomir Nowak był ostatnim wojewódzkim liderem tej partii, który jakoś był kojarzony z skutecznym dbaniem o kociewskie interesy.
Stąd z dużym zainteresowaniem patrzyłem na przygotowania poszczególnych partii do startu w naszym okręgu. Wyniki wyborów prezydenckich zdawały się potwierdzać, że PiS znajduje się o wyciągniecie ręki do mocnego zwycięstwa – przynajmniej w boju o mandat senatorski.
Dlatego też początkowo z dużym rozbawieniem przyjąłem kandydata z PO – zaufanego nowego szefa pomorskiej Platformy Sławomira Neumanna - 38 letniego Patryka Gabriela. Drugorzędnego działacza powiatowego ze Starogardu, którego jedynym realanym doświadczeniem zawodowym jest praca w zarządzie powiatu. Rozbawienie było tym większe, że w Starogardzie jest osobą, delikatnie mówiąc, kontrowersyjną zaś w Tczewie, największym mieście okręgu, nie mówiąc już o Pruszczu Gdańskim, jest on całkowicie nieznany. A o tyle jest to wstydliwe dla kandydata PO, że kontakty tczewsko-starogardzkie są naprawdę mocne. Zaś jedynym przejawem aktywności wyborczej tego kandydata było wywieszenie sporej ilości bilbordów w całym okręgu. Ulotek, medialnych wystąpień, czy wizyt w terenie do dziś nie stwierdzono, o programie nawet nie wspominając.
Krótko mówiąc wydawało się, że naprawdę trudno będzie nie wygrać z takim kandydatem nie tylko PiSowi, ale nawet innym ugrupowaniom. No, ale potem nastąpiło coś, co można nazwać spektakularnym strzałem we własne kolano. PiS, który miał z pół tuzina rozpoznawalnych kandydatów, a z grona sympatyzujących z jego poglądami uzbierać by mógł drugie pół tuzina jeszcze bardziej rozpoznawalnych osób, wstawił nam całkowicie anonimowego człowieka z Gdańska, Antoniego Szymańskiego, który był co prawda kiedyś posłem a nawet senatorem, ale z okręgu gdyńsko-słupskiego. W tym momencie pokpiwanie z pomysłu PO stało się bezprzedmiotowe bo w rywalizacji dwóch anonimów, Gabriel jest jednak „swoim”. I gdy dodamy to do tego, że zgarnie pulę co głosują po linii partyjnej, to wróżyć by można, że dla młodego działacza PO ze Starogardu drzwi senatorskiej kariery stoją otworem.
Działacze PiS pokazali jednak, że mają doświadczenie w wychodzeniu z ciężkich sytuacji. W przeciągu ostatnich dwóch tygodni Antoni Szymański stał się bohaterem bardzo dobrej kampanii promocyjnej. Pojawiły się bilbordy na których znajduje się w towarzystwie dobrze znanych i popularnych miejscowych działaczy PiS. W Internecie dosłownie podają mu rękę i namawiają do głosowania na niego miejscowi włodarze z tejże partii. Na dodatek kandydat na senatora ruszył w teren i to w sposób dość spektakularny, bo w takim Tczewie się pojawił jako support Jana Pietrzaka. Krótko mówiąc anonimowemu i mało związanemu z okręgiem człowieka pomagają wszyscy rozpoznawalni działacze PiS. Nawet parlamentarna „jedynka” w osobie Jarosława Sellina na odwrocie swojej ulotki, skierowanej do mieszkańców Kociewia namawia do głosowania na Antoniego Szymańskiego. Zaś w ulotkach samego kandydata do senatu można nawet znaleźć zapowiedzi całkiem sensownych działań na rzecz lokalnej wspólnoty. Zrobiono zatem bardzo wiele, by stał się rozpoznawalny i dawał nadzieję na zaangażowanie się w sprawy regionu, ale nie jestem pewien czy to wystarczy.
A nie jestem pewien nie dlatego, że wierzę, iż Gabrielowi do zwycięstwa wystarczy być z PO, ale dlatego, że słabość głównych partii wyczuł ktoś trzeci. Na czterech kandydatów do senatu jest bowiem jeszcze jeden miejscowy kandydat. A dokładnie kandydatka. Polskie Stronnictwo Ludowe wystawić postanowiło u nas bowiem kobietę. Partia ta ma na Kociewiu jednego znanego polityka – wieloletniego wójta Zblewa Krzysztofa Trawickiego. Onegdaj posła a dziś wicemarszałka województwa. I właśnie z Zblewa wywodzi się też pani Lucyna Herold-Wąs. Niby szerzej nieznana, ale jednak jakoś tam kojarzona. Pani Lucyna wyczuła swoja szansę, i na dziś przeprowadza najwidoczniejszą i pewnie najlepszą kampanię z całej czwórki kandydatów w okręgu 66, przy której blednie nawet wysiłek PiS. Blednie, bo Antoniego Szymańskiego próbuje się sprzedać wedle idei odbitego blasku – niejako na plecach znanych miejscowych działaczy. Zaś Herold-Wąs osobiście zakasała rękawy i sama sprzedaj siebie (bo znanych dziłałaczy PSL u nas jest po prostu brak). Jest widoczna na bilbordach, ale co ważniejsze także w necie i na żywo. Jej wolontariusze, rozdający ulotki i gadżety byli jak do tej pory jedynymi, jakich widziałem w tej kampanii! Na dodatek w miarę rozkręcania się przedwyborczej gorączki coraz częściej słyszę wśród znajomych, że „ta Herold to podobno skuteczna babka” i tym podobne opinie świadczące, że kandydatce PSL kampania idzie naprawdę dobrze i stała się osobą powszechnie kojarzoną.
Bardzo wątpliwe by odebrała ona głosy twardemu elektoratowi PO, głosującemu na Gabriela, ale mocno może zaszkodzić właśnie kandydatowi PiS. I tutaj jest dla mnie spora niewiadoma, bo nie rzucę się wróżyć z fusów jak bardzo. Jednak nie zdziwiłbym się nawet zwycięstwem pani z PSL. Choć wielkich pieniędzy na to bym nie postawił
Dla porządku dodajmy ową czwórkę uzupełnia osoba chyba najbardziej znana, startujący ze Zjednoczonej Lewicy Andrzej Ceynowa. Były rektor Uniwersytetu Gdańskiego i wieloletni dziekan Wydziału Filologicznego tej uczelni, jest na pewno znany pewnie każdemu, kto był związany z ta uczelnią w ostatnich dwóch dekadach. Swego czasu kampanię robiła mu Gazeta Wyborcza winiąc go za słynne „odwołania” na podstawie których na gdańskie prawo dostawali się potomkowie prawniczych tuzów. Potem „pokochał” go IPN oskarżając o bycie TW. Ale profesor wszystkie procesy z jednymi i drugimi powygrywał i dziś jest bez wątpienia najbardziej znanym profesorem anglistą na Pomorzu. Nie mniej u nas „spadochroniarz” z Gdańska. No i lewica nigdy popularna tutaj nie była. A o stosunku samego kandydata do kandydowania najlepiej świadczy fakt, że nie widziałem ani jednego bilbordu, plakatu a ni ulotki Andrzeja Ceynowy.
Najkrócej rzecz podsumowując. Wybór do senatu w okręgu 66 jest dziś sprawą otwartą. Jak PiS nie wprowadzi swojego kandydata, to będzie mógł sobie sobie pluć w brodę, bo to będzie jedynie wynik złej decyzji personalnej. Choć jego działacze stają na głowie, by dać swojemu człowiekowi realną szansę na wybór. Dla odmiany, jak wygra kandydat PO, to będzie mógł się uważać za szczęściarza, zawdzięczającego mandat słabości głównego rywala. Zaś obaj kandydaci wydają się na tyle kiepscy, że nagle całkiem poważnie traktować można przedstawicielkę PSL. Nie liczy się jedynie kandydat lewicy. zekam zatem do niedzieli na pewno będzie ciekawie.
Inne tematy w dziale Polityka