Dużo się pisze, jeszcze więcej mówi o roli, jaką w historii odgrywały różne czasopisma. Tak w tej dawniejszej, jak i najnowszej. Co ciekawe nie zawsze owa rola, jaką dany tytuł odgrywa jest ściśle skorelowana z poczytnością danego periodyku, czy jego rozpoznawalnością. Pokusić się można nawet o twierdzenie, że w wielu wypadkach właśnie pisma nowe, mające mały nakład i dopiero dobijające się o rozpoznawalność, potrafiły przestawić przysłowiową zwrotnicę historii. O tym, że niej jest to bynajmniej śpiew przeszłości może nasz przekonać choćby już XXI wieczna historia pisma „Kaszëbska Òdroda”, które mimo swojej emferyczności, stało się głównym katalizatorem formalnego uznania kaszubskiego za osobny język, a Kaszubów za społeczność mogącą deklarować równoległą do polskiej, kaszubską właśnie, narodowość. Można przypuszczać, że nawet śląscy narodowcy, którzy od dekady zakasują rękawy by osiągnąć to, co uzyskali Kaszubi nie są w pełni świadomi roli jaką odegrali w tym kaszubskim sukcesie młodzi redaktorzy „Òdrody”.
Wraz z rozwojem nowoczesnych technik drukarskich oraz pojawieniem się wielu firm świadczących usługi redakcyjno-edytorskie wydawanie wszelakich publikacji stało się względnie proste. Nie wymaga też tak wiele środków, zwłaszcza, gdy można liczyć na rezygnację przez autorów z honorariów autorskich. Mając przysłowiowe dziesięć tysięcy złotych można dziś nie tylko wydrukować tysiącegzemplarzowy nakład publikacji mającej z 250 stron w dobrej jakości, ale nawet zorganizować jej całkiem sprawną promocję. A przy dobrej organizacji i społecznym zaangażowaniu środowiska, które taką wydawniczą działalność podejmuje, każdy wydany numer śmiało wystarcza do sfinansowania kolejnego – czego najlepszym przykładem dość błyskotliwa kariera kwartalnika „Prowincja” wydawanego w sąsiednim Sztumie.
Jaka jest zaś dziś rola czasopism regionalnych na Kociewiu? O dziwo całkiem spora. Śledząc zawartość tych kilku tytułów ukazujących się w tym regionie widać wyraźnie, że mają one spory wpływ na kociewską rzeczywistość. Podobnie jak aktywność środowiska „Òdrody”w poprzedniej dekadzie miała przeogromny wpływ najpierw na zaistnienie Kaszubów w oficjalnych statystykach Rzeczpospolitej, a potem na unormowanie ich sytuacji prawnej, tak w tej działania ludzi skupionych wokół „Tek Kociewskich” doprowadziły do zaistnienia w Narodowym Spisie Powszechnym Kociewiaków, jako trzeciej (po Ślązakach i Kaszubach) wyrazistej społeczności regionalnej w Polsce. Środowisko to aktualnie mocno angażuje się w przygotowania zmian prawnych zaspakajające kulturalno-językowe oczekiwania miejscowej społeczności. Ten wpływ docenić można tym bardziej, im lepiej zna się, prowadzone z dużym rozmachem, ale jednak o wiele mniej skuteczniejsze a mające bardzo podobne cele, działania, o wiele mocniejszej pod każdym względem, społeczności Ślązaków.
Trudny do przecenienia jest także ich wpływ na sferę polityki. Nie bez kozery senatorem z „okręgu kociewskiego” (powiaty gdański, starogardzki i tczewski) jest bliżej nawet w Gdańsku nieznany Andrzej Grzyb, który w cuglach pokonał ogólnopolskie gwiazdy polityczne wystawione w ostatnich wyborach przez konkurencyjne ugrupowania. A aktualny senator „z Kociewia” to przecież aktywny publicysta starogardzkiego „Rydwanu” oraz członek redakcji „Kociewskiego Magazynu Regionalnego” przemawiający od kilku lat w jej imieniu na pierwszej stronie tego kwartalnika. I swoistym znakiem jest to, że mimo senatorowania druga kadencję, to poza tymi regionalnymi mediami jest praktycznie nieobecny. Jakby zmaterializowały się JOWy do sejmu, to może to u nas być jeszcze ciekawsze.
Najważniejsza wydaje się jednak kulturotwórcza rola tych czasopism. Dziś w zalewie internetowych treści oraz w szerokiej ofercie spotkań z „ciekawymi ludźmi”, które odbywają się w każdej gminie oraz samoograniczenia lokalnej prasy do prostego kronikarstwa na pograniczu tabloidyzacji, periodyki regionalne jawią się jako jedyny realny przekaźnik kultury wysokiej. Acz naturalnie nie zawsze i nie wszędzie. Nie mniej analiza autorów i tekstów, którzy debiutując na łamach owych czasopism osiągali potem wymierne sukcesy w swoich artystycznych dziedzinach każe wierzyć, że jest coś na rzeczy. W tego typu tytułach zawsze jednym z fundamentów są treści historyczne. Jak słychać narzekanie na brak polityki historycznej w skali kraju, to w skali regionów, a zwłaszcza Kociewia i Kaszub takowa polityka ma się całkiem dobrze. Choćby sprawa śledztw poświęconych niemieckim mordom w Piaśnicy i Szpęgawsku, upamiętnienia aktywistów rozbiorowej pracy organicznej, czy w sumie kuriozalnego, ale społecznie istotnego, sporu o pierwsze strzały II wojny światowej, to wszystko są tematy podnoszone, animowane i często finalizowane przez środowiska tworzące regionalne periodyki.
No i na koniec to właśnie głównie regionalne czasopisma przesądzają o obrazie danego regionu. Nie dziwą tu różnorakie analizy, które twierdzą, że dzisiejszy obraz Kaszubów, to tak naprawdę produkt miesięcznika „Pomerania”. Periodyki te mają bowiem moc kreacji i tylko od ich redakcji zależy jak ją wykorzystują. Dlatego uważam, że warto w tym miejscu króciótko przedstawić najważniejsze tytuły związane z Kociewiem. Dla ludzi, których interesuje prawdziwa zmiana społeczna ich działalność może być ciekawym przykładem tego, czego już praktycznie nie robią znane, ogólnopolskie tytuły, Zaś wszystkim lubiącym statystyki przypomnieć tutaj pragnę, że mówimy o regionie mającym około 300 tysięcy mieszkańców, w którym takie tygodniki Wydawnictwa Pomorskiego należącego do zasłużonej rodziny Czyżewskich, ukazujące się w łącznym nakładzie ponad dziesięciotysięcznym, odgrywają proporcjonalnie o wiele większa rolę niż wysokonakładowe dzienniki ogólnopolskie. Każdy numer „Gazety Tczewskiej”, czy „Gazety Kociewskiej” trafia do co najmniej 1 na 30 mieszkańców regionu. By uzyskać podobny wpływ w skali całego kraju trzeba by mieć nakład grubo ponad milionowy. Zaś takie pisma jak „Rydwan, czy „Teki Kociewskie” trafiają do jednego na trzystu-czterystu (zależy od numeru) mieszkańców, co odpowiadałoby ponad stutysięcznemu nakładowi w skali kraju. A owa proporcja jest o tyle na miejscu, że tytuły te poświęcone są problemom dotyczącym zazwyczaj głównie mieszkańców tego konkretnego regionu stąd trudno z nimi trafić do czytelników zewnętrznych.
Przechodząc więc do drugiej części tego tekstu zacząć wypada od czasopisma najstarszego, ale tez z Kociewiem najluźniej związanego. Jak mówiłem o braku honorariów, to pismo to - miesięcznik „Pomerania” - jest tutaj wyjątkiem, bo płaci wierszówkę całkiem przyzwoitą. Wyjątkiem zresztą także w innych sferach. Po pierwsze jest to miesięcznik, gdy zdecydowana większość czasopism zajmujących się tematyką regionalną, to najwyżej kwartalniki. Po drugie pismo to niedawno obchodziło swoje pięćdziesięciolecie, co prócz prestiżu, tradycji, doświadczenia itd., daje przede wszystkim trudną do przecenienia rozpoznawalność. Praktycznie każda bibliotekarka na Pomorzu, na pytanie o jakieś materiały dotyczące Kaszub, Kociewia, czy Pomorza w pierwszym rzędzie odsyłać będzie do „Pomeranii” właśnie, zwłaszcza gdy zapytamy o to w bibliotece poza Trójmiastem (bibliotekarki w Gdańsku, lub Gdyni czasami mają spory problem ze zrozumieniem słowa „regionalny”). Po trzecie jest to cały czas pismo dużej i prężnej organizacji – Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, co skutkuje znaczną odpornością tego tytułu na zawirowania wynikające z z przysłowiowych uroków kapitalizmu. Po czwarte w końcu i dziś najważniejsze, „Pomerania” po 2005 roku obficie skorzystała z możliwości finansowych jakie dało uznanie kaszubskiego za język regionalny. Stąd znaczna część jej zawartości to teksty pisane po kaszubsku, co gwarantuje redakcji odpowiednie dofinansowanie ze stron podmiotów publicznych. O ironio, z tegoż właśnie tytułu redakcja jest zobowiązana do wypłacania rzeczonych honorariów. Stąd nawet najgorętsi krytycy „kontrolowania przez rząd w Warszawie kultury kaszubskiej” pisują w niej chętnie.
Tematyka kociewska w Pomeranii jest obecna od samego początku, ale jest to obecność dość symboliczna – cykliczne 2-3 felietony, z czego co najmniej jeden to jakiś krótki tekścik w gwarze, od paru lat kierowany do najmłodszych czytelników. Od czasu „skaszubienia” zdecydowana większość tekstów dla czytelników z Kociewia jest trudna do zrozumienia, przez co od dobrej dekady tytuł ten praktycznie w naszym regionie nie jest dostępny w wolnej sprzedaży. Nie mniej, pismo u nas cały czas jest bardzo dobrze postrzegane i ma spory autorytet, którego dziś po prostu nie wykorzystuje.
Kociewiacy zainteresowani małą ojczyzną, czy szerzej tematyką regionalną mają dziś do wyboru jednak kilka innych tytułów. Prasę codzienną reprezentują tygodniki dwóch wydawnictw: powiatowe dodatki „Dziennika Bałtyckiego” o charakterze tygodników oraz także cotygodniowe periodyki Wydawnictwa Pomorskiego, o których była już mowa. W obu jednak tematy regionalne funkcjonują dość okazjonalnie. W końcówce lat 90-tych „Gazeta Kociewska” Wydawnictwa Pomorskiego próbowała nieco mocniej eksploatować tą tematykę, ale po zmianach redakcyjnych i próbie odparcia rosnącej pozycji „Dziennika Bałtyckiego” w początkach obecnego wieku sobie tą sprawę odpuszczono. Natomiast „Bałtycki” jest po prostu słabo osadzony w naszym terenie (co jest wynikiem porażki ze starciem z wydawnictwem Czyżewskich). Redakcja, na czele której stoi mocno zaangażowane w sprawy kaszubskie Mariusz Szmidka, ma świadomość potencjału tej problematyki, czego najlepszym przykładem jest funkcjonowanie kaszubskojęzycznego dodatku „Norda”, ukazującego się w powiatach kaszubskich oraz dość liczne akcje grające na kaszubskich nutach, jak dodawanie do gazety naklejek, słowniczków, czy innych gadżetów związanych z kulturą i językiem kaszubskim. Obie powiatowe redakcje „Dziennika” w Tczewie i Starogardzie są jednak po prostu personalnie zbyt słabe (dziennikarze zmieniają się w nich jak rękawiczki) i kiepsko osadzone lokalnych realiach, by realizować podobne działania w odniesieniu do Kociewia.
Nic więc dziwnego, że osoby mające nieco wyższe aspiracje kulturalne niż cotygodniowa lektura kroniki strażackiej i politycznych kłótni na forum rady miejskiej, wartościowej problematyki szukać muszą na innych łamach. Tutaj na pierwsze miejsce wysuwa się kwartalnik „Kociewski Magazyn Regionalny” wydawany przez tczewską bibliotekę. Jak na pismo samorządowe ma ono dość niezwykły charakter. Narodziło się bowiem u schyłku PRL-u jako jedna z wielu koncesji władz na rzecz budzących się środowisk obywatelskich i było początkowo wydawnictwem dwóch regionalnych organizacji: Towarzystwa Miłośników Ziemi Tczewskiej z Tczewa i Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej ze Starogardu. Jednak jak nastała III RP pismo dzieliło los wielu kulturalnych działań „minionego systemu” i groził mu upadek, spotęgowany na dodatek wycofaniem się partnerów ze Starogardu. Traf jednak chciał, że w 1994 roku w wyborach do rady miejskiej kilka mandatów zdobyli członkowie rzeczonego Towarzystwa Miłośników Ziemi Tczewskiej. I ich ceną za konstruktywną współpracę z postsolidarnościowymi władzami miasta było przejecie przez samorząd rzeczonego kwartalnika. I tak powstałą paradoksalna sytuacja, że pismo de facto opozycyjnego środowiska utrzymywać zaczęła ekipa rządząca Tczewem do dziś. Dało to jednak dość pozytywny skutek, że pismo niejako wyizolowało się z lokalnych uwarunkowań obejmując swoim zainteresowaniom cały region. Ludzi z innych części polskich zazwyczaj zadziwia fakt, że jakiś samorząd wydaje czasopismo, w którym przez kilka numerów z rzędu nie ma nawet wzmianki o aktualnym jego włodarzu, o sukcesach miasta w zdobywaniu unijnego wsparcia nie wspominając, ale taki byt się jakimś cudem u nas uchował.
Do mocnych stron „Magazynu” należy zatem jego mocne osadzenie w całym regionie, duża konsekwencja tematyczna oraz dość spory wpływ na lokalną opinię publiczną. Jednak fakt, że pismo praktycznie do dziś redagują ludzie, którzy swoją przygodę z tworzeniem kwartalnika zaczynali prawie trzy dekady temu ma spore minusy. Mając gwarancje istnienia redakcja praktycznie nie zabiega o czytelników. Swoistym kuriozum jest niemożność jego zaprenumerowania, zaś sam charakter tekstów (dominują relacje z wydarzeń kulturalnych okraszone rozważaniami nad stanem kultury) mocno trąci myszką. Patrząc na ten tytuł profesjonalnie ma się poczucie, że z połowa stron się po prostu marnuje, a potencjał tkwiący w tytule jest po prostu niewykorzystany. Tytułem przykładu można podać, że na tej samej fizycznie powierzchni, której w "Pomeranii" przeczytać można dośc wyczerpującą, zazwyczaj ognistą recenzję jakiejś nowości, w "Magazynie" mamy kilkuzdaniową informację o nowej publikacji okraszoną ogromniastym zdjęciem jej okładki... W maju nastąpiła zmiana w dyrekcji biblioteki tczewskiej, która to czasopismo wydaje i być może w najbliższym czasie zajdą tutaj spore zmiany, na co gorąco liczę.
Nieco podobnie jest z innym „samorządowym” tytułem, a mianowicie z rocznikiem „Rydwan” wydawanym przez Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Starogardzcy regionaliści porzucili „Kociewski Magazyn Regionalny” w połowie lat dziewięćdziesiątych i zaczęli wydawać własny kwartalnik „Zapiski Kociewskie”, który dotrwał jednak tylko do 2000 roku. Zaistniałą po upadku „Zapisek” lukę po kilku latach wypełniło miejscowe muzeum, wchodząc z nowym rocznikiem. „Rydwan” prezentuje się całkiem nieźle. Każdy, dość obszerny numer (wyszło ich już dziesięć), to zbiór ponad dwudziestu artykułów o różnorodnej tematyce, przy czym co najmniej kilka ma charakter problemowy poruszający jakieś istotne społecznie lub kulturalnie zagadnienie. Z punktu widzenia regionalisty widoczne są jednak muzealne korzenie tego czasopisma. Jeden, czy dwa teksty na temat archeologii są ciekawym urozmaiceniem nawet dla osób nie interesujących się na co dzień tą tematyką. Jednak gdy o „wykopkach” jest ponad 1/3 numeru to można się ciut znużyć. Ja osobiście mam jeszcze do „Rydwana” inny zarzut: brak jakiejś szerszej regionalnej perspektywy. Niby pojawiają się w każdym numerze teksty wychodzące poza starogardzkie opłotki, ale sprawiają wrażenie dość przypadkowych i nie do końca wiadomo jakie są poglądy redakcji na istotne dla regionalnego środowiska problemy, że wspomnę tytułem przykładu o trwającej od paru ładnych lat dyskusji o potrzebie i charakterze organizacji kolejnych Kongresów Kociewskich, której w „Rydwanie” w ogóle nie znajdziemy. w nikeótych zaś numerach teksty przyczynkarskie całkowcie przyćmiewają teksty istotne dla regionu.
Z promocyjnego zaś punktu widzenia, to „Rydwan” przebija (niestety w sensie negatywnym) tczewski kwartalnik. Jego promocji praktycznie, poza Starogardem, nie ma. Okazjonalnie nowe numery pokazywane są na jakichś kociewskich spotkaniach w Gdańsku, ale w największym mieście regionu, leżącym ledwo dwadzieścia kilometrów od „stolicy Kociewia”, Tczewie nie odbyła się promocja nawet jednego numeru. O innych mniejszych miejscowościach regionu nie ma nawet w tej materii co wspominać. Najciekawsze zaś jest to, że pierwsze numery były rozprowadzane za darmo, ale muzeum skusiło się finansowym sukcesem wspominanej wcześniej „Prowincji” i od paru lat zaczęło swój rocznik normalnie sprzedawać. Nie przełożyło się to jednak w najmniejszym stopniu na politykę dystrybucyjną. Można to chyba powiązać ze wspomnianym brakiem jakiejś szerszej perspektywy regionalnej redakcji. Widać w pełni ją satysfakcjonuje rozprowadzanie czasopisma jedynie w środowisku samego Starogardu. Być może jest to przejaw jakiegoś głębszego problemu, bo nowo wybrany prezydent Starogardu zapowiedział już, że w ramach „rozwoju kultury” rzeczone muzeum chce przyłączyć do biblioteki, czyli de facto zlikwidować.
W tym miejscu warto chyba wspomnieć także o przywoływanej już parę razy „Prowincji”. Ten kwartalnik ukazuje się co prawda na sąsiednim Powiślu, ale faktyczna jego bliskość oraz poruszana w nim tematyka sytuuje go w sferze solidnego zainteresowania każdego kociewskiego regionalisty. „Prowincja” ma to wszystko, co brakuje „Rydwanowi”, w pełni świadomą swoich celów redakcję, dobrze przemyślaną i prowadzoną politykę dystrybucyjną i nade wszystko konsekwencję w dobrze artykułów. Czy precyzyjniej tekstów, bo „Prowincja” to jedyne (poza gdańską „Pomeranią”), pomorskie czasopismo regionalną, gdzie bardzo silnie reprezentowany jest dział literacki. Linia redakcyjna jest dość jasna – czasopismo chce być głosem tytułowej prowincji skierowanej do jej mieszkańców, pokazującym lokalną kulturę, tradycje, problemy i potrzeby bez odwoływania się do kontekstu Gdańska, czy Warszawy. Po lekturze niektórych numerów można odnieść wrażenie, że w Sztumie żyją ludzie, którym do szczęścia nic, poza lokalnymi zasobami kulturalnymi, nie jest potrzebne. A na dodatek bardzo rzadko to przechyla się w stronę lokalnego szowinizmu, co w sumie daje dość budujący obraz tego najmniej znanego autochtonicznego regionu Pomorza. Na dodatek „Prowincja” jest prawdziwym pismem społecznym, nie mające żadnego stałego wsparcia samorządów, utrzymującym się jedynie ze sprzedaży i wsparcia sponsora (miejscowego Banku Spółdzielczego). To wszystko jest możliwe dzięki konkretnemu ojcowi tego czasopisma: doświadczonemu dziennikarzowi (m.in. telewizyjnemu) i urzędnikowi wojewódzkich instytucji kulturalnych, Leszkowi Sarnowskiemu, który obejrzawszy od podszewki wielki świat powrócił do Sztumu i stwierdził, że ta jego prowincja śmiało może w tym świecie mówić własnym głosem.
Ostatnim tytułem, o którym chcę tutaj wspomnieć jest inny społeczny periodyk, a mianowicie rocznik „Teki Kociewskie”. Już parę miesięcy temu o nim wspominałem przy okazji wyjścia najnowszego numeru, więc teraz skupię się jedynie na pewnym porównaniu z poprzednikami. Podobnie jak „Prowincja” jest on przejawem aktywności dobrze zorganizowanego środowiska. Mowa tu o kociewskich strukturach wspominanego już Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Powstał jako czasopismo internetowe i do dziś każdy kolejny numer (wszyło ich już osiem) od razu dostępny jest nieodpłatnie w sieci. Ciekawa zaś jest historia jego wersji drukowanej. Otóż powstała ona w wyniku wspominanego już skaszubienia miesięcznika „Pomerania”. Nie chcąc zrażać swoich kociewskich członków ówczesny prezes Zrzeszenia Artur Jabłoński (notabene sam będący zaangażowanym narodowcem kaszubskim) zaoferował wydawnicze wsparcie dla powstałych rok wcześniej „Tek”, dając tym samym podstawy ich funkcjonowania w papierze. Redaktorzy tego czasopisma zabiegają o finansowe wsparcie z różnych stron od sponsorów przez dotacje samorządowe, lecz podobnie jak w przypadku „Kociewskiego Magazynu Regionalnego” nie widać by wiązały się z tym jakieś polityczne koncesje dla kogokolwiek. Dość ciekawa jest natomiast filozofia wydawnicza redakcji. Otóż twórcy „Tek” ogłosili, że skoro na ich czasopismo dokładają się lokalne samorządy, to nie mają zamiaru kazać mieszkańcom płacić za nie dwa razy i dystrybuują swój rocznik za darmo. Bez wątpienia mocną stroną jest owa dystrybucja. Mając mocne oparcie w lokalnych strukturach Zrzeszenia oraz rzeczywistą żyłkę społecznikowską redakcja co roku robi kilkanaście spotkań promocyjnych na terenie całego Kociewia.
„Teki Kociewskie” mają także bardzo skonkretyzowaną linię redakcyjną, wywodzącą się z idei regionalnych Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, a więc nawołującą do regionalizacji kraju i pełnej współpracy z Kaszubami. Zagłębiając się w treść można lepiej zrozumieć, skąd ta nieodpłatność przy nabywaniu czasopisma. W każdym numerze mamy bowiem dość dobrze zredagowany dział poświęcony aktywności ZKP na Kociewiu w danym roku. Na tyle dobrze, że od paru lat Zrzeszenie postrzegane jest jako najprężniej działająca organizacja regionalna także na Kociewiu. Krótko mówiąc „Teki Kociewskie” to klasyczny „organ prasowy” na poziomie, szerzący i propagujący poglądy matczynej organizacji. Robi to jednak w sposób nieszablonowy, a na dodatek z dużym zacięciem intelektualnym. Stąd pismo wzbudza zaciekawienie i pobudza do dyskusji, a redakcja chwali się, że co roku wersję papierową i elektroniczną pobiera powyżej pięciu tysięcy czytelników i liczba ta z roku na rok rośnie (w 2014 było ponoć już ponad 6 tys.). Faktem jest, że treści promowane w "Tekach" nie tylko trafiają do czytelników, ale nierzadko są zaczynem bardzo konkretnych działań.
Wszystkim zainteresowanym prawdziwym obrazem naszego czasopiśmiennictwa, nieskażonego polityczną bieżączką i próbującego kontynuować, z lepszym i gorszym skutkiem przedwojenne jeszcze tradycje, polecam zatem przegląd tych periodyków.
Wszystkie są dostępne w sieci, acz poza „Tekami” pobrać można jedynie starsze numery. Poziom tak poszczególnych tytułów, jak i czasem numerów jest bardzo różny. Ale efekt synergii ich wszystkich – niezwykle budujący.
Zatem zainteresowanym polecam lekturę:
"Kociewski Magazyn Regionalny":
http://mbp.tczew.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=481
"Rydwan":
http://www.muzeum-kociewie.gda.pl/aktualnosci/aktualnosci.htm (numery do pobrania na dole strony)
"Prowincja":
http://www.prowincja.com.pl/czytaj
"Teki Kociewskie":
http://www.zkp.tczew.pl/czasopisma
Inne tematy w dziale Kultura