Dziś chciałbym przypomnieć historię jednego z najważniejszych tytułów prasowych w naszej historii, którzy przez siedemdziesiąt lat kształtował opinię publiczną na Pomorzu Gdańskim. Tytułu niezwykłego, bo stworzonego przez księży, dużo piszącego o sprawach wiary i zasad religijnych, a jednocześnie odgrywającego kluczową rolę w życiu politycznym północno-zachodniej Polski przez równe siedemdziesiąt lat. Mowa o „Pielgrzymie” - gazecie z Pelplina.
Historia powstania „Pielgrzyma” wiąże się bezpośrednio z powstaniem styczniowym. Otóż w wyniku masowych ucieczek „do powstania” gimnazjalistów z wielkopolskiego Trzemeszna władze pruskie postanowiły zamknąć tą szkołę, co z miejsca skomplikowało prowadzenie działalności miejscowemu księgarzowi Janowi Nepomucenowi Romanowi. W związku z tym Roman uległ namowom pracującego wcześniej w miejscowym sądzie, a w tym okresie już syndykowi biskupa chełmińskiego, Julianowi Wagnerowi i przeprowadził się do Pelplina (tam znajdowała się od 1821 r. siedziba biskupa chełmińskiego), gdzie otworzył (w 1865 r.) księgarnię wraz z drukarnią (od 1868 r.), którą prowadzić zaczął jego syn Stanisław. Bez wątpienia było to planowe działanie syndyka, bo w październiku 1868 roku Julian Wagner zorganizował spotkanie najaktywniejszych w sprawach społeczno-narodowych księży diecezji z Szczepanem Kellerem, Julianem Pobłockim i Juliuszem Prądzyńskim. Jego tematem było stworzenie pisma o charakterze religijno-narodowym. Naturalnym kandydatem na jego twórcę i naczelnego redaktora był ks. Szczepan Keller, który praktykę dziennikarską zdobywał w pierwszym „zachodniopruskim” czasopiśmie wydawanym w latach 1848-1850 pt. „Szkółka Narodowa”. Ten jednak się wzdragał przed tym nowym obowiązkiem, dość sceptycznie podchodząc do możliwości samodzielnego prowadzenia gazety, a zwłaszcza pisania odpowiedniej ilości i jakości tekstów. Na dodatek był proboszczem w dość oddalonych od Pelplina Pogódkach, co utrudniało także logistykę same produkcji czasopisma. Jak wspominał ks. Ograbiszewski opory te przełamał syndyk Wagner uciekając się do małego oszustwa. Przekazał mianowicie księdzu Kellerowi, że księża z Pelplina, zwłaszcza profesorowie WSD, mają „całe sterty gotowych rękopisów”. Natomiast wątpliwości związane z obowiązkami redakcyjnymi przełamano obietnicą, że funkcja redaktora będzie przechodnia. Jednak, choć okazało się szybko, że większość tekstów do nowej gazety musiało wychodzić spod pióra ks. Kellera, to nowa rola tak mu przypadła do gustu, że pismo prowadził aż do śmierci w 1872 roku.
Tym to sposobem 1 stycznia 1869 roku ukazał się w Pelplinie pierwszy numer nowego „pisma religijnego dla ludu” zatytułowanego „Pielgrzym”. Od początku jasno sprecyzowano cele pisma. Jego twórcy chcieli podjąć pracę wychowawczą wśród społeczeństwa Pomorza Gdańskiego. Dlatego w nowym czasopiśmie dominowała tematyka religijna, choć redakcja nie odcinała się od problematyki politycznej. Stawiając sobie jednak za cel działania wychowawcze w sposób naturalny koncentrowano się przede wszystkim na treściach religijno-moralizatorskich. Takie działania pozostawały w pewnej opozycji do linii innych ówcześnie wychodzących polskich czasopism, czy nawet szerzej działających wówczasorganizacji polskich, które zasadniczo za najważniejsze uważały sprawy polityczne, religię traktując, jeżeli nie jak narzędzie „sprawy narodowej”, to przynajmniej jak sprawę drugorzędną. „Pielgrzymowcy” jednak (jak grupę pelplińską nazywa Andrzej Romanow) uważali, że wszelkie sprawy narodowe mają swoje fundamenty religijno-moralne i z nich wynikają. Zatem w ich odczuciu najważniejszym działaniem na rzecz polskości było wychowywanie Pomorzan w duchu moralnych zasad religii katolickiej. Zaś z tego wynikały wszelkie narodowe implikacje jak choćby walka o polskie szkolnictwo, bo trudno skutecznie wychowywać ludzi, gdy pozbawia się ich umiejętności samodzielnego zdobywania i odbioru wartościowych informacji.
Jak się okazało „Pielgrzym” doskonale wpisał się w potrzeby chwili i miejsca. Nie wynosząc początkowo spraw narodowych na sztandary nie został zakwalifikowany przez administrację niemiecką jako gazeta wroga państwu, dzięki czemu nie podejmowano celowych działań dążących do jej likwidacji (co rzecz jasna nie wykluczało działań cenzury represyjnej, bo do 1914 roku wytoczono z tytułu „zagrożenia żywotnych interesów państwowych” równo 60 procesów, z czego tylko dwa skończyły się korzystnie dla pelplińskiej redakcji). Istotniejsze jednak było chyba to, że nowa gazeta idealnie „wstrzeliła się” w ówczesną świadomość „ludu”, czyli chłopskiego i drobnomieszczańskiego społeczeństwa ówczesnego Pomorza Gdańskiego, która jeszcze w latach sześćdziesiątych XIX wieku była dość odległa od narodowego zaangażowania. Przez kolejne dziesięciolecia, wraz z Kulturkampfem, walką o ziemię, czy obroną polskiego w niemieckich szkołach, redakcja niejako jednocześnie z czytelnikami coraz bardziej aktywizowała się na polu narodowo-politycznym. Udało się jej jednak zachować bardzo dobre wyczucie nastrojów społecznych, a dzięki temu stała się jednym z najważniejszych kreatorów polskiej opinii publicznej tego okresu w całych Prusach Zachodnich.
Błyskotliwy sukces pelplińskiego czasopisma był jednak ciężko wypracowany. Ks. Keller, choć liczyć mógł na życzliwość inteligenckiego środowiska skupionego wokół pelplińskiej kurii przez pierwsze lata jednak musiał samodzielnie walczyć o egzystencję czasopisma. I wszystkie relacje doceniają jego zaangażowanie. Początkowy nakład, około ośmiuset egzemplarzy nie tylko nie był zbyt imponujący (choć, jak na ówczesne realia, wcale nie taki mały), ale przez pierwsze lata nie mógł zapewnić samowystarczalności finansowej. Bez wątpienia twórcy „Pielgrzyma” nie uważali tego za najważniejszy cel swojej prasowej inicjatywy. niemniej ks. Szczepan Keller bardzo umiejętnie tworzył nowy tytuł. Przez pierwszy okres gazetę finansował z prywatnych (własnych oraz prawdopodobnie kolegów kapłanów zaangażowanych w projekt) środków, zaś większość nakładu rozsyłał imiennie do osób w których widział potencjalnych odbiorców i propagatorów swojego dzieła. Dzięki temu udało mu się zdobyć dość znaczne grono prenumeratorów (w 1874 roku było ich już 2343, przy 2,5 tys. nakładzie), co pozwoliło na stopniowy wzrost dochodowości całego przedsięwzięcia.
Punktem zwrotnym był bez wątpienia moment śmierci księdza Szczepana, która nastąpiła już w 1872 roku. Decyzją patronów całego przedsięwzięcia „Pielgrzyma” przejął jego dotychczasowy wydawca Stanisław Roman, który jako właściciel drukarni potrafił skutecznie zdyskontować wypracowaną już popularność nowego tytułu. Oprócz dochodów ze sprzedaży (sama prenumerata w rzeczonym 1874 roku przynosiła około 7 tys. marek rocznego dochodu), rozwinęły się także reklama, dzięki czemu płatne ogłoszenia dostarczać mogły kolejnych 2-3 tys. marek rocznie. Budżet zaś uzupełniały dochody drukarskie, które dzięki reklamie i pośrednictwie „Pielgrzyma” (jak np. sprzedaż z wykorzystaniem jego kolporterów, czy wysyłka razem z prenumerowaną gazetą) uczyniły z firmy Stanisława Romana najprężniejsze wydawnictwo całego Pomorza Gdańskiego w tym okresie. Swoją rolę odgrywały także różne bezpłatne dodatki tematyczne z stricte religijnym „Krzyżem”, czy dość utylitarną „Dobrą Gospodynią” na czele.
Kondycja całego przedsięwzięcia była na tyle dobra, że w 1883 roku wydawnictwo wraz z gazetą zakupił poważny drukarz Edward Michałowski, który prowadził pismo przez kolejne dwadzieścia lat. Jednak na przełomie wieków rosnąca konkurencja ze strony wydawanej przez Witolda Kulerskiego „Gazety Grudziądzkiej” (najbardziej poczytnego pisma polskiego sprzed I wojny światowej z ponad 126 tys. nakładem) oraz wzrost napięć narodowościowych w obrębie kleru chełmińskiego (które skutkowały otwartą frondą polskich księży wobec, usiłującego zachować neutralną postawę w tym sporze, biskupa Rosentretera), spowodował, że „Pielgrzym” znalazł się w pewnym marazmie. Wykorzystała to grupa księży-współpracowników gazety, z ks. Feliksem Boltem i ks. Aleksandrem Kupczyńskim na czele oraz kilku także z nią współpracujących działaczy społeczno-narodowych ze Stanisławem Sikorskim na czele, który w początkach 1903 roku powołali do życia spółkę akcyjną, która wykupiła wydawnictwo z rąk Michałowskiego. Zastrzyk kapitału z lekkim wyostrzeniem linii pisma przyniósł błyskawiczną poprawę i już w 1904 roku udziałowcy otrzymali ośmioprocentową dywidendę. Prawdziwym sprawdzianem okazał się okres I wojny światowej, który udało się „Pielgrzymowi” nie tylko przetrwać, ale także, dzięki zachowaniu dotychczasowej linii pisma (gdy „Gazeta Grudziądzka” stanęła czynnie po stronie proniemieckich działań aktywistycznych), lawinowo zyskać nowych czytelników. I tak, choć jeszcze w 1903 roku nakład gazety wynosił 3 tys. egzemplarzy, to w 1906 roku było to już 12.300 gazet, w 1914 roku 22 tys. egzemplarzy, zaś w 1917 roku już 28 tys. gazet. Z tytułu prenumeraty dochód czasopisma wynosił w 1914 roku już 84 tys. marek rocznie.
Skąd taki sukces „Pielgrzyma” pod rządami spółki akcyjnej? Po pierwsze na pewno znak czasu. W 1914 roku na terenie Prus Zachodnich wydawano bowiem ponad 570 tys. egzemplarzy gazet, w większości codziennych (tytuły niemieckojęzyczne), lub 2-3 wydań w tygodniu (tytuły polskie). W tymże roku w tej prowincji wydawano aż 94 tytuły z czego równo 20 stanowiły gazety polskojęzyczne. Przełom XIX i XX wieku to po prostu okres dynamicznego rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w ówczesnej Rzeszy, czego świadectwem jest dynamiczny rozwój różnego rodzaju stowarzyszeń (z polskimi Towarzystwami Ludowymi na czele), spółek i banków spółdzielczych oraz właśnie wzrost czytelnictwa prasy. Jednak to nie tłumaczyło sukcesu pelplińskiej gazety, bo wszystkie pozostałe polskie tytuły, poza wspomnianą „Gazetą Grudziądzką”, nie potrafiły tego skutecznie wykorzystać i nie przekraczały 3 tys. nakładu.
Decydujące okazało się doświadczenie i wierność linii pisma. Ponad trzydziestoletnie funkcjonowanie w początkach XX w. zaowocowało powstaniem licznej grupy dziennikarzy, współpracowników i kolporterów „Pielgrzyma”, z których większość była najważniejszymi postaciami życia społecznego i politycznego ówczesnego Pomorza Gdańskiego, jak Stanisław Sikorski, poseł na sejm pruski i jeden z liderów Polskiego Komitetu Wyborczego całego zaboru pruskiego, ks. Feliks Bolt, jeden z liderów rodzącej się wówczas endecji, czy ks. Aleksander Kupczyński, patron ówcześnie największej polskiej organizacji społecznej, czyli Towarzystw Ludowych. Dzięki takim postaciom „Pielgrzyma” odbierano jako oficjalny organ polskiego ruchu narodowego na Pomorzu Gdańskim. Dzięki zaś stawianiu Boga na pierwszym miejscu i pewnej wstrzemięźliwości w otwartej krytyce działań niemieckich organów państwowych (co, coraz bardziej z biegiem lat, nadrabiano polemikami z gazetami niemieckimi i działaniami pozarządowych organizacji walczących z polskością) pelplińskie czasopismo odbierano jako katolicki głos polskiego społeczeństwa, który nie ulegał chwilowym, nieprzemyślanym emocjom (o co oskarżano m.in. gazetę Kulerskiego), lecz koncentrował się na budowaniu solidaryzmu narodowego, czerpiącego swoja siłę z wartości moralnych i możliwości gospodarczych, a nie jedynie z krzykliwych sprzeciwów wobec działań Niemców.
Na dodatek, owa linia pisma, stworzona jeszcze w latach sześćdziesiątych XIX wieku, w dużym stopniu antycypowała przemiany jakie zachodziły w Kościele Powszechnym w drugiej połowie XIX w. Encyklika Leona XIII „Rerum novarum” została przez środowisko pelplińskie przyjęta z prawdziwym entuzjazmem, jako potwierdzenie jego dotychczasowego działania w sferze pracy organicznej opartej na etyce katolickiej. Widziano w niej także usprawiedliwienie, jeżeli nie wręcz nakaz, dla aktywności społeczno-gospodarczej na tle narodowym księży. Wprost do encykliki się odwoływano, gdy w początkach XX wieku nasilił się konflikt z biskupem pelplińskim Augustynem Rosentreterem, który chcąc zachować neutralność duchowieństwa w zaostrzającym się sporze polsko-niemieckim, hamował aktywność społeczną swoich księży.
Zaś najlepiej chyba linię pisma oddaja jego numery z okresu I wojny światowej. Dzięki dość ostrożnemu krytykowaniu wprost działań władz niemieckich pismo nie zostało prewencyjnie zamknięte w momencie wybuchu wojny (poza kilkunastoma dniami zawieszenia na przełomie lipca i sierpnia 1914 r.). Nie zdecydowano się także, na wzór postawy Witolda Kulerskiego, na mocne wsparcie dla władz Rzeszy w toczącej się wojnie (za co „Gazeta Grudziądzka” zapłaciła drastycznym spadkiem czytelników). Licząc na efekty swojej kilkudziesięcioletniej pracy wychowawczej i inteligencję czytelników, najpierw zamieszczono urzędowe rozporządzenia dotyczące ograniczeń publikacji prasowych (czym bez większych komentarzy wyjaśniono ograniczenie polemicznych wypowiedzi na swoich łamach), a przez kolejne cztery lata zasadniczą część działów politycznych pisma stanowiły oficjalne komunikaty władz i agencji prasowych. Podawano je jednak w takim zestawieniu, że jasnym było, że redaktorzy nie są gorącymi zwolennikami zwycięstwa Niemiec. Optymistyczne, czy wręcz triumfalne komunikaty dowództwa niemieckiego zestawiano bowiem z listami ofiar, relacjami ze szpitali, czy apelami np. papieża o pokój i zaprzestanie walk. Z dużą rezerwą podchodzono do takich informacji, jak ta o powstaniu Legionów Polskich w Galicji (jako dzieła socjalistów), czy aktu dwóch cesarzy z 5 listopada 1916 roku (jako „czwartego rozbioru Polski”). I znów, dzięki rozważnemu prowadzeniu pisma i trafnemu nadążaniu (a pewnie w dużej mierze i kreowaniu) odczuć społecznych, „Pielgrzym” zdobywał nowych czytelników i budował fundamenty przyszłego panowania poglądów narodowej demokracji na terenie Pomorza Gdańskiego.
„Pielgrzym” jawi się jako jedna z najbardziej konsekwentnych i owocnych inicjatyw wydawniczych w dziejach nowoczesnej Polski. Co ciekawe nie był on owocem talentu, czy wręcz geniuszu jednej osoby, jak to było w wypadku wielu innych poczytnych gazet (ze wspominana parokrotnie „Gazetą Grudziądzką” na czele), ale efektem działań całego środowiska. Co istotne środowiska w swojej istocie prowincjonalnego, którego przedstawiciele, w większości księża diecezjalni, żyli na co dzień w małych miasteczkach i parafialnych wsiach. Mającego jednak zdolności i ambicje do odgrywania roli na miarę potrzeb. I właśnie dzięki ich pracy całe Pomorze Gdańskie w czasach dwudziestolecia myślało i mówiło właśnie „Pielgrzymem”, stając się bastionem ówczesnej endecji.
Pielgrzymowcy mają także ogromną zasługę dla utrzymania polskości Kaszubów. Mimo słynnego spięcia i procesu sądowego z Aleksandrem Majkowskim, którego niesłusznie oskarżono o zdradę interesów narodowych, gdy ogłosił powstanie ruchu młodokaszubskiego (sąd pruski uznał to za pomówienie wobec „tak nacjonalistycznego Polska, jak dr Majkowski”), to właśnie środowisko pelplińskiej gazety opiekowało się i wspierało kolejne kaszubskie działania, widząc w tym objaw żywotności polskiej kultury. Także z dużą sympatią przyjęto pierwsze numery „Gryfa” wydawanego przez wspomnianego Majkowskiego, przyklaskując jego zawołaniu „co kaszubskie to polskie”. Aleksander Majkowski „podpadł” dopiero w chwili, gdy zapragnął założyć własną organizację, którą uznano za polityczną, a tym samym za wyłamująca się z ducha solidaryzmu narodowego. Te działania nie są jednak niczym dziwnym, jak uświadomimy sobie, że wielu z ludzi „Pielgrzyma”, to pionierzy kaszubskiej inteligencji, przecierający różnorakie drogi kulturalne, społeczne i gospodarcze tych pomorskich autochtonów. Zaś sam „Pielgrzym” był w dużej części głosem ówczesnych kaszubskich elit. Religijnym, patriotycznym, ale konserwatywnie rozważnym.
Był w końcu „Pielgrzym” także sukcesem finansowym. Na pewno o wiele mniej agresywnie prowadzony, nie przynosił takich dochodów jak wydawnictwa Wiktora Kulerskiego (od którego i dziś uczyć by się mogli wydawcy różnych „Faktów”), ale na pewno przyniósł on nie tylko finansowy zwrot zainwestowanych w niego środków, ale w kolejnych dziesięcioleciach przynosił stały dochód swoim właścicielom, którzy dzięki temu, już w wolnej Polsce, mogli inwestować je w inne działania prasowe i polityczno-społeczne.
Nie będę się tutaj rozwodził nad powojenną historią tej gazety, tragicznie zakończoną w 1939 roku wymordowaniem większości jej redaktorów i współudziałowców, bo temat warty jest osobnej notki. Pismo co prawda wznowiono w 1989 roku, ale już jako klasyczne czasopismo diecezjalne charakterze biuletynu informacyjnego kurii, a nie gazety z ambicjami, godnymi swoich korzeni. Zaś o owym pierwszym „Pielgrzymie” warto poczytać w publikacjach Jacka Banacha, Wiktora Pelplińskiego i Andrzeja Romanowa, na których oparłem tą, pewnie niezbyt udolną wypowiedź (w perspektywie wątków i implikacji związanych z tym tematem). Niemniej pamiętajmy. Reymontowska „ziemia obiecana” nie była jedynym przejawem polskiego kapitalizmu w II połowie XIX wieku…
Inne tematy w dziale Kultura