Feterniak Feterniak
538
BLOG

Jerzy Treder - człowiek, który przyćmi Grassa...

Feterniak Feterniak Rozmaitości Obserwuj notkę 2

W ostatnim czasie zmarło czterech wybitnych ludzi pióra związanych z Gdańskiem. O Grassie pewnie każdy słyszał, więc wybaczcie Państwo, ale nie będę się nad nim tutaj rozwodził. Pewnie wszyscy miłośnicy Gdańska żałują także odejścia Jerzego Sampa – także z gdańskiej rodziny o przedwojennych jeszcze korzeniach i swego rodzaju alter ego Grassa. Jerzy Samp bowiem był popularyzatorem i autorem wielu wątków polskiej i kaszubskiej tradycji grodu nad Motławą. I choć jego różne lokalne opowieści czasem wywoływały białą gorączkę wśród skrupulatnych specjalistów od „Gdańska przed 1945 r.”, to Samp, skądinąd także profesor literaturoznawstwa, był przede wszystkim baśniopisarzem i poetą – człowiekiem, który w dużej mierze pokazał dzisiejszym jego mieszkańcom dziedzictwo kaszubskiej, polskiej, czy po prostu słowiańskiej duszy tego miasta.

Pewnie nieco mniej znany, ale również zasłużony jest trzeci z tego kwartetu powołanych z ziemskiego padołu: redaktor Stanisław Pestka. Biograficznie istny ewenement, bo inteligent kaszubski w drugim pokoleniu, syn wiejskiego nauczyciela z Zaborów (w PRL-u takich można było na palcach liczyć). Był jednym z tych, którzy choć edukację zdobywali w czasach stalinizmu już w 1956 roku potrafili szukać własnych dróg. Współtwórca najważniejszego pomorskiego periodyku powstałego po październiku: dwutygodnika „Kaszëbë, który przetrwał ledwo do 1962 roku. Jedne z tych małomównych, ale mających ogromne zasługi działaczy kaszubskich, którzy w początkach lat siedemdziesiątych, pod wodzą Lecha Bądkowskiego zasiedli do pokera z władzą ludową i kantując na potęgę wbrew wszelkiej logice zaczęli wydawać książki po kaszubsku i tworzyć fundamenty kaszubskiej edukacji. No, ale przede wszystkim Pestka był poetą: Janem Zbrzycą. Poetą, który jak nikt przed nim, ale chyba i po nim potrafił po kaszubsku oddawać co czuje. Był też reportażystą i tak jego relacja z wizyty Ireny Dziedzic na Kaszubach w latach siedemdziesiątych (wydana już w XXI w.), jak i z życia w „Krainie Chmurników” nad rzeką Hudson za wielkim morzem, to jedne z najciekawszych refleksji dziennikarskich jakie przyszło mi czytać w ostatnich latach.

Ale dziś chciałbym przypomnieć czwartego z tego grona: Jerzego Tredera. Dziś pewnie to nazwisko, poza kręgiem pasjonatów kaszubszczyny niewiele mówi. Ale śmiem twierdzić, że za jakiś wiek, o Grassach i Sampach będą co najwyżej wspominać słowniki biograficzne, a ich dzieła poznawać studenci filologii, zaś Treder będzie w podręcznikach w podstawówce. Na pewno na Pomorzu.

Jerzy Treder bowiem jest człowiekiem, który tak naprawdę stworzył literacki język kaszubski. Jak mowa o kaszubskim to pewnie wszyscy ciut będący w temacie znają jego genologię: Ceynowa, Derdowski, Młodokaszubi... Brutalna prawda jest jednak taka, że mimo różnorakich prób stworzenia zasad pisowni i wydawania wedle nich książek, to do czasów III RP były to działania prowadzone bez konsekwencji i przy dużym oporze różnorakich, zewnętrznych i wewnętrznych oponentów. Także, kolejne już, ustalenie zasad pisowni kaszubskiej z roku 1995 nie zostało przyjęte z jakimś wielkim entuzjazmem. Jednak już w dziesięć lat później stało się ono kamieniem węgielnym oficjalnego uznania przez nasze władze kaszubskiego za osobny język. A dziś, po dwudziestu latach, umożliwia nie tylko coroczne kształcenie w kaszubskim osiemnastu tysięcy dzieciaków, ale co raz liczniejszą i wszechstronniejszą kaszubskojęzyczną twórczość. A jakaż była w tym rola Jerzego Tredera? Otóż fundamentalna.

Jerzy Treder był naukowcem, gdańskim profesorem językoznawstwa. Jego pasją była co prawda frazeologia (było mi dane słuchać kilka jego wykładów na jej temat i pewnie jakbym posłuchał jeszcze kilku, to sam bym tą frazeologię pokochał), ale tak się złożyło, że w momencie tzw. przełomu był jednym z dwóch jedynie filologów, którzy byli kompetentni by zająć się kaszubszczyną. Drugi z nich, Edward Breza ma na tym polu także ogromne zasługi, ale one mają raczej charakter typowo akademicki: pogłębione badania nad jakimiś elementami języka, eksperckie uczestnictwo w różnych ciałach zajmujących się kaszubskim, wychowywanie późniejszych nauczycieli kaszubskiego i naukowców się nim zajmujących itp. itd.

Jerzy Treder tymczasem chwycił byka za rogi i uznał, że skoro kaszubski ma być osobnym językiem, to potrzebuje nie tylko zasad, ale też słowników, norm i nade wszystko wydania wszelkich kaszubskich klasyków (piszących odmianami kaszubszczyzny od sasa do lasa) w aktualnej, uzgodnionej w 1995 roku pisowni.

Dwa tygodnie temu, już po śmierci profesora, w biskupim, kociewskim Pelplinie, dostałem do ręki pięknie wydaną książeczkę (cud-miód wydanie z pięknymi dziewiętnastowiecznymi rycinami) zatytułowaną „Knéga Zôczątków”. Tak, Tak. To „Księga Rodzaju” z hebrajskiego, za imprimaturem arcybiskupa poznańskiego, przetłumaczona przez ojca profesora Adam Sikorę. Praca to iście tytaniczna, stąd Kaszubi (poza lekcjonarzem służącym na Mszach Świętych), dysponują jedynie Ewangeliami, Księgą Psalmów oraz dość licznymi, ale wyrywkowymi fragmentami innych świętych ksiąg. Ojciec Adam od lat pracuje nad przekładami kolejnych fragmentów Biblii, to on właśnie m.in. "skaszebił" wspomnianą "Księgę Psalmów". Jakiś czas temu zaczął pracę nad Pięcioksięgiem i właśnie światło dzienne ujrzała jego pierwsza część. I kogoż w stopce redakcyjnej znajdujemy (i nie tylko w stopce, ale też w podziękowaniach ze wstępu) – oczywiście Jerzego Tredera, który jak zawsze w podobnych przypadkach, dokonał korekty służył językowymi radami i swoim autorytetem gwarantował jakość tego przekładu.

I ten wkład Jerzego Tredera w to dzieło jest chyba najlepszą ilustracją jego zasług w ostatnim dwudziestoleciu. Nie ma chyba ważnego, kaszubskojęzycznego wydawnictwa z tego okresu, za którego jakość językową nie odpowiadał zmarły gdański badacz. Uwspółcześniał, osobiście przekładał lub nadzorował przekłady swoich uczniów wszystkich kaszubskich klasyków: Derdowskiego, Ceynowy, Majkowskiego, czy Rompskiego z Karnowskim (gros z nich wydanych w Bibliotece Pisarzy Kaszubskich). W przeciwieństwie co do niektórych specjalistów od kaszubskiego (z których znaczna część ma „fachowe” wykształcenie inżynierskie, lub zwykłe techniczne) nigdy nie porywał się na napisanie własnego słownika. Postanowił zrobić coś o wiele ważniejszego. Wziął na warsztat stary (z końca XIX w.), a niezwykle ważny słownik Stefana Ramułta (pierwszego polskiego językoznawcę, który uznał kaszubski za osobny język), znalazł będący jedynie w rękopisie jego tom drugi, uzupełnił, uwspółcześnił pisownię i wydał, dając dzięki temu pierwszy porządny i poręczny (fundamentalny dla języka kaszubskiego słownik Bernarda Sychty ma aż siedem tomów) słownik, na którym „wisi” dziś cała literacka, użytkowa kaszubszczyzna.

Jerzy Treder - człowiek, który przyćmi Grassa...

Ale Treder był także zaangażowanym naukowcem. Będąc już ciężko chorym w ostatnim roku chyba tylko siłą woli był płodny jak nigdy. W ostatnich, wydanych na przełomie tego roku, „Actach Cassubiana” są aż trzy recenzje jego autorstwa, z tego dwie niezwykle krytyczne i jak w takich wypadkach zwykle bywa przez to niezwykle obszerne i szczegółowe. W kwietniu ukazał się dwujęzyczny, polsko-kaszubski akademicki skrypt „Historia Kaszubów” Józefa Borzyszkowskiego, kierowany do studentów etnofilologii, który na kaszubski oczywiście przetłumaczył także profesor Treder.

Jerzy Treder - człowiek, który przyćmi Grassa...

Zaś jego swoistym testamentem jest jego ostatnia autorska książka. Niby też skrypt dla studentów, ale tak naprawdę dwieście pięćdziesiąt stron obowiązkowej lektury dla każdego, kogo interesuje język kaszubskie w jakimkolwiek jego wymiarze. „Spòdlowô wiédzô ò kaszëbiznie” to przystępnie napisane kompendium wiedzy o historii języka kaszubskiego, dyskusjach nad jego statusem oraz jego specyfice, zasadach pisowni i współczesnym kolorycie gwarowym.

 

Jerzy Treder - człowiek, który przyćmi Grassa...

Po tej lekturze nawet ja Kociewiak, który jak większość moich krajan zazwyczaj uważam, że cały ten literacki kaszubski to taka fanaberia naszych braciszków z północy, którzy przecież „gadają prawie jak my”, zaczynam mysleć, że to jednak naprawdę osobny język.

Nie może nas dziwić w tej sytuacji, że gdy jeżdząc po Kaszubach napotykamy dwujęzyczne tablice, to kaszubskie nazwy na zdecydowanej większości z nich zatwierdzał, poprawiał albo opiniował Jerzy Treder. I co ciekawe najczęściej skutecznie umiał przekonać do swoich racji, kręcących zazwyczaj początkowo na jego propozycje nazwy ich miejscowści, mieszkańców.

Zaś ja Jerzego Tredera zapamiętam z kapitalnej, trwającej w sumie trzy lata polemiki z gdańskim mediewistą Błażejem Ślwińskim, kóra toczyła się na łamach wspominanych już "Act Cassubina" na temat wykorzytywania przez historyków osiagnięc jezykoznawstwa i na odwrót. Piękna językowo, pisana z prawdziwym literackim talentem (którego obu profesorom nigdy nie brakowało) dyskusja powinna być obowiązkową lekturą dla wszystkich, którzy uważają, że ich działeczka, w której doskonalą się od lat, da odpowiedzi na wszelkie tajemnice świata.

Odszedł prawdziwy kaszubski Stolem, który jak literacki Ormuzd zasiał wiele iskier, które dadzą wielkie owoce....

Zobacz galerię zdjęć:

Feterniak
O mnie Feterniak

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości