Nie myślałem, że kampania prezydencka zejdzie także na moje regionalne poletko, ale całe życie człowiek się zadziwia. Otóż podesłano mi ciekawe wypowiedzi prasowe, w których politycy śląskiej PO zapewniają, dążących do prawnego uznania śląskiej „godki” za osobny język, że prezydent Komorowski z wielkim zrozumieniem odnosi się do postulatów środowisk, które obawiają się o przyszłość tej tradycyjnej śląskiej mowy. Dlatego mocno wesprze on prace nad wzmocnieniem ochrony gwar języka polskiego ze ślaśkim na czele.
Zdziwiłem się niemiłosiernie, bowiem na własne oczy widziałem pismo z Kancelarii Prezydenta RP, wysłane, latem ub.r. do jednej z kociewskich organizacji regionalnych, gdzie na zapytanie w tejże sprawie poinformowano, że Kancelaria Prezydenta żadnymi pracami nad zmianami prawnymi dotyczącymi ochrony gwar języka polskiego się nie zajmuje. No cóż, ale Kociewiacy to na dziś żaden polityczny problem w przeciwieństwie do Ślązaków i 800 000 potencjalnych wyborców, deklarujących w 2011 roku narodowość śląską.
Przypomnieć bowiem warto, że w ostatnich latach śląscy „działacze narodowi” podjęli szereg prób oficjalnego uznania tego faktu ostatnim ich pomysłem jest inicjatywa obywatelska uznania ich za mniejszość etniczną. Zaś te wszystkie działania podejmowane są pod hasłem ochrony najważniejszego dziedzictwa Ślaska, czyli rzeczonej „godki”, przez inicjatorów tychże działań uznawanej za osobny język. Tak się bowiem składa, że ustawa o mniejszościach, o objęcie którą aspirują Ślązacy, koncentruje się właśnie na ochronie ich języków, stąd od dobrych dwóch lat kwestia śląskiego wyrasta na kluczowy temat w debacie na temat narodowej samodzielności, tudzież politycznej autonomii Śląska. Działania te w sumie popiera śląska PO (poseł, a dziś europoseł Plura jest politycznym patronem kolejnych projektów ustawodawczych w tej materii), ale władze w Warszawie są im zdecydowanie wrogie. Stąd kolejne śląskie projekty w tej sprawie traktowano „per noga” odsyłając do zamrażarki. Ale dziś, nie dość, że mamy kampanię wyborczą, to w Sejmie znajduje się projekt obywatelski, wobec którego rząd musi zająć stanowisko. A przyznanie się, że wbrew różnym obietnicom działaczy w terenie, to PO jednak narodowców śląskich wspierać nie chce, może okazać się kosztowne...
Stąd taki komunikat, że oto nasze władze całkiem samodzielnie pracują nad innymi, mniej kontrowersyjnymi rozwiązaniami, które zaspokoją merytoryczne postulaty dotyczące ochrony mowy śląskiej, w kampanii politycznej jest niezwykle cenny. Tylko gdzie prezydent takowe działania realizuje?
Szukajcie, a znajdziecie i dotarłem do linku do bardzo ciekawych obrad senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu, które miały miejsce niecałe dwa tygodnie temu. Spotkanie to faktycznie poświęcone było ochronie prawnej gwar języka polskiego, ale z tego co na nim powiedziano, to nie tylko prezydent nie ma z nim nic wspólnego, ale władze, czytaj rząd, są takowym zmianom zdecydowanie przeciwne.
Obrady Komisji były odpowiedzią na apel, jaki wystosowali regionaliści z Pomorza i Kurpiów, którzy porównując swoje doświadczenia w działaniach na rzecz regionalnych kultur regionalnych, odkryli kilka kluczowych spraw w tym zakresie, które wymagają systemowej poprawy. Najistotniejsza z nich jest sprawa realnych działań na rzecz ochrony i rozwoju regionalnych odmian języka polskiego, popularnie, acz nie zawsze słusznie, zwanych gwarami. Najkrócej rzecz ujmując, gwary języka polskiego są dziś w całkowitym regresie. Giną wypierane przez różne nowomowy, czasem mało mające wspólnego z literackim polskim. Teoretycznie dziś w różnych ustawach i rozporządzeniach są zapisy, gdzie podkreśla się, że owe gwary to ważna i cenna część dziedzictwa Polski i należy je wszechstronnie chronić. Lecz nie idzie za tym jakiekolwiek realne działanie i skutek tego jest dość opłakany. Ważny element naszej narodowej kultury odchodzi w niebyt, a nieliczni społecznicy, którzy próbują go chronić, nie mogą liczyć na żadne sensowne wsparcie.
Zaś owe zapisy prawne to całkowicie martwa litera. Dla przykładu macie może w rodzinie absolwentów gimnazjum? To sprawdźcie ile wiedzą na temat specyfiki językowej regionów z których pochodzą. Najpewniej mało, a jak celnie zauważyli rzeczeni regionaliści, w podstawie programowej jest dziś zapis, że każdy absolwent gimnazjum powinien taką wiedzę posiadać.
Zatem odbyło się to spotkanie, przemawiali senatorowie, poslowie i regionaliści. Dla zainteresowanych można polecić link:
http://senat.atmitv.pl/senat-console/archival-transmissions/item?code=8KKSP761
Najbardziej ciekawe są jednak wypowiedzi przedstawicieli ministerstw, wezwanych przez senatorów do ustosunkowania się do apelu regionalistów i całkowicie demaskujące informacje, jakoby rząd pochylał się z troską nad postulatami zgłaszanymi m.in. przez Ślązaków.
W tekście pomorsko-kurpiowskiego apelu podnoszono m.in. fakt, że brakuje dziś skutecznych, ogólnopolskich narzędzi, służących wspieraniu regionalnych kultur naszego kraju i związanych z nimi odmian polszczyzny. I co możemy usłyszeć z ust przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego? Ni mniej, ni więcej (tłumaczę teraz z urzędowego na nasze), że ministerstwo nie jest od tego, żeby zajmować się takimi błahostkami jak jakieś regionalne kultury. Jak to kogoś interesuje, to mamy wolny kraj i może sobie założyć stowarzyszenie i o to dbać. Wtedy ma nawet szansę doznać łaskawego wsparcia rzeczonego ministerstwa, gdy złoży projekt grantowy do jednego z programów ministerialnych. Gdy któryś z senatorów dopytał ile takowych projektów co roku jest składanych, usłyszał, że dwa lub trzy w przeciągu ostatnich... kilku lat. To jeszcze nic, bo jak się okazuje, na dzień dobry w ramach tego jakże wspierającego kulturę regionalną programu, jakieś 60% środków idzie na rożne instytucje centralne, które robią różnorakie projekty międzynarodowe i remonty swoich siedzib. Z pozostałej części, istotniejsze dla ministerstwa niż jakieś gwarowe projekty, są wielkie festiwale zespołów ludowych, czy naukowe wydawnictwa o znaczeniu Roku Kolberga dla tej czy innej uczelni. Małe projekty, zakładające zajęcia edukacyjne, wydanie pomocy naukowych, czy badania jakiejś z gwar polskiego po prstu ginął w tym tłumie. Zaś środki przeznaczane na to wszystko razem to bagatela jedynie nieco więcej, niż przeznacza się co roku na wspieranie języka kaszubskiego z programu MAiC... Precyzyjniej (za 2013) równowartość dziesięciu, nie za dużych wystaw, jaką zrobiono ostatnio w największym mieście Kociewia w tutejszym ośrodku kultury. A mówimy o środkach, które zaspakajać mają potrzeby całego kraju!
Jeszcze ciekawiej brzmią odpowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wyboraźcie sobie, że po siedemnastu latach nieustającej reformy przedstawiciele tego ministerstwa dziś głoszą, że nawoływanie do jakichkolwiek zmian w systemie oświaty jest bezzasadne, bo zmiany są po prostu nie możliwe. Ot tak. Przytaczane przez ludzi z mojego Kociewia, informacje na temat całkowitej niekompetencji tegoż ministerstwa w temacie gwar (jedna pani minister np. w oficjalnym piśmie stwierdziła, że Kociewiacy mają język, który jak najbardziej może być uczony w szkołach, pod warunkiem, że ktoś inny, a nie ministerstwo, zapłaci), pozostawiano bez komentarza.
Tak zatem wygląda realny świat w porównaniu z kampanijnymi hasłami. Obrady Komisji skończyły się wnioskiem, że warto takie zmiany prawne zainicjować. Pytanie jednak brzmi, czy ktokolwiek po wyborach się tym w Warszawie na serio zainteresuje?
Inne tematy w dziale Polityka