Na początek tylko zaznaczę jedną ważną rzecz.
Jestem wyborcą Dobrej Zmiany. Dość wiernym i długoletnim. Ale wyborcą, a nie bojówkarzem. Wyborcą czyli obywatelem, który zawarł z rządzącymi kontrakt. Dał im władzę, by mogli dobrze rządzić. Niestety dziś jesteśmy w takiej dobie plemiennej walki, że o tej podstawowej prawdzie wielu zapomina. Obozy polityczne wolą wyznawców od świadomych wyborców, bo to pozwala im po prostu unikanie brania odpowiedzialności za własne decyzje. Stąd nie raz i nie dwa czytałem tu pod swoim adresem jakim to nie jestem wrażym wrogiem jednych, czy drugich...
W sumie to chyba powinienem powiedzieć, że byłem wyborcą Dobrej Zmiany... Bo krytycznego, ale jednak poparcia dla niej, nie naruszały jej kolejne wpadki. Jak dla mnie jej głównym grzechem była nieudolność, czasem jedynie blaknąca na tle jeszcze większej nieudolności oponentów. Przecież tak całkiem na chłodno. Gdyby w poprzedniej kadencji nie bawić się w jakieś rewolucyjne wzmożenia, nominacje o północy, epatowanie Piotrowiczami i popisywanie się moralnością Kalego, to spokojnie można by nie tylko przeprowadzić te wszystkie reformy, które miały miejsce, ale pewnie i parę więcej, o tym, że w ubiegłorocznych wyborach zyskać by można o wiele większe poparcie, już nie wspomnę.
Może działał tu mój pesymizm, ale stałem na stanowisku: No, nie do końca sobie radzą, ale lepszych nie ma... Niestety jak się okazało nadeszły czasy, które jednak naszą władzę po prostu - i to głównie intelektualnie - przerosły. Już nie chcę się znęcać nad tym całkowicie niepotrzebnym cyrkiem z wyborami. Charakterystyczne jest tylko to, że wszyscy partyjni (i dziennikarscy) stratedzy pchający PiS w idiotyczny pomysł robienia wyborów za wszelką cenę, nawet przez chwilę się nie zastanowili co tak naprawdę może oznaczać znaczące obniżenie frekwencji, które będzie w tej sytuacji nieuniknione. Spokojne zwycięstwo Andrzeja Dudy? Bo tak mówią sondaże? A to respondenci wiedzą już jak będzie wyglądać głosowanie? Tą kopertę oddadzą listonoszowi, czy będą musieli biegać do urny w lokalu wyborczym? I dziś wiedzą, że będą głosować? Jak sama kandydatka PO i jej szef nie potrafią się zdecydować? A gdzie dopiero zwykły obywatel, mający jednak o wiele mniejsze przekonanie, że to sprawa życia i śmierci....
A jaka gwarancja, że to całe zamieszanie nie doda skrzydeł niszowym kandydatom? Bosakom, Hołowniom, czy nawet Tanajno? Daleko nie szukając jakie gwarancje, że jak frekwencja będzie wynosiła ledwo 20% nie zagłosuje o wiele liczniej elektorat Konfederacji niż PiS? Przypominam przypadek wyborów Gdańsku i wynik Grzegorza Brauna. Andrzej Duda ma mocne szanse na zwycięstwo w normalnych wyborach i naprawdę nie wydaje się być jakimś wielkim wyzwaniem „doholowanie” jego przewagi nawet do wakacji. Zwłaszcza przy miotaniu się jego głównej kontrkandydatki. Czemu ma więc służyć pchanie się na ślepo w nieprzewidywalne wybory, w których zdarzyć się może dosłownie wszystko? To jakaś gra w „cykora” pomiędzy samymi przedstawicielami „Dobrej Zmiany”?
Ale ja nie o wyborach, ale o tym, co dziś się dowiedzieliśmy o „przejściu w kolejny etap” znoszeniu obostrzeń. Słuchałem, a potem czytałem i przecieram oczy ze zdumienia. Bowiem nasuwa się po dzisiejszych ogłoszeniach rządu jedna myśl: to mamy tą epidemię, czy nie? Przepraszam bardzo, ale zalecenia by trzymać dystans społeczny, nosić maseczki, itp. itd. w połączeniu z informacją, że będą otwieranie przedszkola nie trzymają się elementarnej logiki. Czy ktoś z rządu w ogóle wie ile w Polsce jest przedszkolaków? Ponad milion. Czy ktoś wie, że dla kilkulatków nie istnieje coś takiego jak „reżim sanitarny”. Po prostu. Każdy kto ma dziecko wie, że nawet w proporcjach jeden dorosły opiekun na jednego przedszkolaka trudno dopilnować by ten ostatni czegoś nie polizał, wziął do ust, czy opluł. Lekarze, już na samą informację, że zamierza się otwierać w III etapie przedszkola, łapali się za głowę i alarmowali, że to jeden z najgłupszych i najbardziej niekonsekwentnych pomysłów. Bo właśnie szybkie zamknięcie placówek edukacyjnych to jeden z najbardziej jasnych punktów strategii rządu w walce z wirusem. I wystarczy tu drobny błąd, a wszystko może się zawalić...
No, ale przecież nasi dzielni ministrowie zaznaczyli, że nie wszyscy wrócą do przedszkoli, ale Ci, którzy muszą... I to przechodzę do sedna owej nieudolności, w obliczu której zalewa mnie po prostu krew.
Przypuśćmy bowiem, że rząd ma jakieś szczegółowe dane, z których wynika, że jak 6 maja otworzy się przedszkola, to iks dzieci może tam trafić, dając igrekowi rodziców możliwość powrotu do pracy, a jednocześnie nie powodując jakiegoś dramatycznego wzrostu zachorowań. Na, ale jak jednocześnie utrzymujemy reżim sanitarny, to trzeba postawić jakieś granice. Ile tych dzieci może wrócić, by nie było armagedonu? A może w sumie jak wrócą wszystkie to też nie będzie? Wtedy by wypadało to też jasno ogłosić....
Jednak jak utrzymujemy ów reżim sanitarny, to jakie proporcje dzieci na metry kwadratowe, lub opiekunów? Jakie środki bezpieczeństwa dla przedszkolanek i rodziców? Jakie wymagania wobec samych przedszkoli... Choćby jak dokonać selekcji, kto ma wrócić, a kto nie...
Tymczasem nie tylko, że nie padły takie kluczowe w tej sytuacji informacje, to wszystko wskazuje, że rząd takich wytycznych w momencie ogłaszania „kolejnego kroku” po prostu nie ma. Przypuśćmy, że to tylko kilka godzin i wieczorem będzie bardzo szczegółowe rozporządzenie jak z tym otwieraniem przedszkoli ma być. Przypomnę. O tym, które i jak przedszkola mają być otwierane decydują wedle tego co słyszeliśmy ich „organy prowadzące” czyli właściciele. Dostając dziś wieczorem wytyczne, zostaną im dosłownie trzy dni robocze, by je wcielić... Wróć. Tak naprawdę został jeden dzień. Rodzice, którym zabierany jest zasiłek na opiekę nad małym dzieckiem, do pracy, jak nie chcą być stratni (a być może w wielu wypadkach jak chcą utrzymać pracę!) wrócić już muszą w poniedziałek. A założę się, że jeszcze w ten poniedziałek nie będą znane jasne kryteria kto może dziecko oddać do przedszkola, a kto nie... Ile dni owi rodzice będą musieli kombinować, a może i narażą się na utratę pracy, przez takie zachowanie naszych ministrów? A już normą jest, że najpierw mamy konferencję, a potem mniej lub bardziej precyzyjne zapisy prawne... Czasem zmieniane po kilka razy, vide słynna pierwsza próba zakazu wstępu do las, pojawiająca się i znikająca na stronach KPRM...
Mówić szczerze, z tego co widzę, to rząd po prostu nie opracował jeszcze jasnych, konkretnych wytycznych dotyczących otwarcia tych przedszkoli. Baaa. Założę się, że te, które ostatecznie się pojawią, będą dość ogólnikowe i de facto spychające cały wysiłek intelektualny i organizacyjny na właścicieli przedszkoli. Dlaczego tak uważam? Bo trudno nie zauważyć, że właśnie w oświacie mamy od marca postępującą degrengoladę naszych władz. Której symbolem stało się chwalenie przez MEN faktem pobrania dwóch i pół milina razy arkuszy próbnych matur, w sytuacji gdy maturzystów jest ledwo dwieście tysięcy. Nawet sami maturzyści zrozumieli (widać to po ich reakcjach), że to tak naprawdę strzał w kolano, bo oznacza, że każdy z nich średnio ów arkusz pobrał dwanaście razy. Czyżby jakieś problemy z łączami i pobieraniem? A może liczba z sufitu? Na pewno powód do dumy?
Ludzie rządzący edukacją unikają jak mogą tak wysiłku mającego na celu opracowanie scenariuszy dalszych działań jak i zwykłych prozaicznych decyzji z tym związanych. Kolejne kroki to chowanie głowy w piasek, rzucanie nieprzemyślanych zadań i całkowity brak poczucia rzeczywistości. Znajomi nauczyciele od dwóch tygodni próbują się dowiedzieć, czy egzaminy w wakacje będą związane z jakimiś zmianami w urlopach, lub organizacją kolejnego roku szkolnego. Bo większość już nawet nie próbuje dociekać, jak konkretnie one mają wyglądać, bo jasnym jest, że MEN dopiero nad tym myśli. Albo zacznie myśleć... Dzisiejsze ogłoszenia (notabene znów minister edukacji był tu wielkim nieobecnym, bo jak wiadomo przedszkola to przecież nie jego działka...), tylko potwierdzają moją diagnozę.
Najważniejsze jest to, że przecież nietrudno przewidzieć skutki tej nieudolności. Coraz większy nerw społeczeństwa, coraz mniejsza wiara w słuszność zaleceń władz. I najpewniej więcej zachorowań. Minister Szumowski dziś grzmiał na ludzi, że źle niosą maseczki. Potwierdzam. Ale to oni na pewno są winni? To oni głoszą, że niebezpieczeństwo mija i musimy się dostosować i wracać do normalności...
Wyraźnie widać, że epidemia staje się dla naszych władz jakimś mgławicowym bytem, który z jednej strony każe postawić całe państwo na baczność, a z drugiej jakoś niespecjalnie trzeba się nim przejmować a ludzie to widzą i słyszą. Psioczenie na obywateli, że nie rozumieją sprzecznych i nielogicznych komunikatów władz świadczy tylko o narastającym oderwaniu od rzeczywistości...
I naprawdę nie jest tu dla mnie ważne, czy ktoś lubi PiS, czy nie. Czy ktoś widzi wszędzie długie ręce Kaczyńskiego, czy skutki ośmiu lat rządów Platformy... Dochodzimy bowiem do elementarnych kwestii. Jedna z nich, to pytanie, czy wśród suto opłacanych urzędników naszych ministerstw są jacyś kompetentni ludzie potrafiący zaplanować jakie skutki (w takim elementarnym i krótkoterminowym zakresie) wywołują konkretne decyzje ? Jak komunikować ludziom kolejne zalecenia, tak by były one wdrażane, zgodnie z intencjami pomysłodawców? Jak utrzymać mobilizację społeczeństwa, podejmując demobilizacyjne decyzje?
Czy w końcu jak zarządzać, tak prostymi w sumie (na tle innych) do zarządzania, sektorami życia społecznego, jak edukacja, by mieć czas do przygotowania się na różne scenariusze, przy zachowaniu najwyższej możliwej efektywności...
Na dziś wygląda na to, że rząd ogłosił co prawda otwarcie przedszkoli, ale pod nosem zaklina społeczeństwo, by z tego jednak nie skorzystało. Trzymając jednocześnie za plecami kciuki, by się udało.... Acz bladego pojęcia nie mam co, wedle rządu ma się udać... Wyjście z epidemii? Odmrożenie gospodarki? Uzyskanie piarowskiego efektu, że wszystko wraca do normy więc wybory w maju są spoko?
Obawiam się, że doszliśmy do momentu, w którym opozycja przestała być już do czegokolwiek potrzebna. Tak rządząc, ta ekipa sama się wywróci i to boleśnie dla siebie i dla nas. Zaś wszyscy ludzie o poglądach konserwatywnych i propaństwowych zacząć się powinni głęboko zastanawiać, czy jest jeszcze sens ratować ten zbiór nieudaczników...
Jak się bowiem okazało proroctwem się wykazał Rafał Ziemkiewcz nazywając PiS „grupą rekonstrukcyjną sanacji”. Obserwując zachowania naszych ministrów dostrzegam bowiem wręcz porażające kalki postaw sanatorów z 1939 roku. A przypomnę, niektórzy z nich szczerze wierzyli, że 1 września zaczęła się wojna, która będzie krótka i zwycięska. Więc trzeba się koncentrować na tym, by zwycięstwo było wiązane tylko z nimi i z nikim innym... Bo wygranie samej wojny to najprostsza sprawa. Ale dopuszczenie do wojennej chwały takiego Sikorskiego? Jakiś rząd jedności narodowej... Trzeba mieć odpowiednie priorytety! Tylko niestety wróg jakoś tego nie wziął pod uwagę i wiemy jak to się skończyło...
Edycja 16:30
Pojawiły się pierwsze wytyczne dla żłobków i jakby to powiedzieć... Nie trzeba było być prorokiem by przewidzieć co tu będzie. Od rzeczy banalnych do awykonalnych (opiekunowie w żłobkach w pełnych kombinezonach? Serio?) Już widzę, jak te wszystkie procedury pomogą w zatrzymaniu zarażenia wirusem dwudziestu małych dzieci stłoczonych w jednej sali? Mój hit: "Po każdym użyciu zabawek lub innych sprzętów przez dziecko należy je umyć i zdezynfekować (chyba, że jest tyle zabawek , że każde dziecko bawi się inną)". Brak słów...
https://www.gov.pl/web/rodzina/bezpieczenstwo-przede-wszystkim-wytyczne-dla-instytucji-opieki-nad-dziecmi-do-lat-3
Edycja z 17.25. Są też wytyczne dla przedszkoli... Najważniejsze. Zero ograniczeń co do ilości dzieci w placówce, czy sali. Dyrektorzy, czy organy prowadzące jedynie mogą ograniczyć tę liczbę "ze względu na sytuację epidemiczną"... Czyli rząd tu umywa ręce. A jednocześnie sugeruje by priorytet miały dzieci rodziców "walczących na pierwszej linii frontu" z wirusem, czyli de facto będące mocno w grupie ryzyka. Mi to się gryzie i to mocno...
https://www.gov.pl/web/edukacja/otwieramy-przedszkola-od-6-maja
Inne tematy w dziale Polityka