Tusk versus Merkel - czyli czego polski

premier mógłby nauczyć się od niemieckiej kanclerz.

Niektórzy z nas zadają sobie pytanie jak to się dzieje, że w Niemczech bezrobocie od 2005 roku nieustannie maleje tymczasem w Polsce rośnie.

Jak to Niemcy robią, że u nich pracodawcy szukają pracowników a w Polsce jest na odwrót?

Jedną z przyczyn jest to, że Niemcy szanują pracowników. Kanclerz Merkel nie naciskała na związki zawodowe by zgadzały się na ukrócanie praw pracowniczych tak by pracodawcy mieli tanią siłę roboczą, którą będą mogli dysponować jak niewolnikami. Niemcy poszli drogą, jaką wskazuje tradycja europejska - czyli drogą konsensusu polegającego na tym, że postanowiono postawić na rozwój profesjonalizmu pracowników. Postawiono na szkolenia, szkoły zawodowe, na poczucie pewności zatrudnienia. Niemieckich związków zawodowych nie postawiono pod ścianą i nie strzelano do nich ustawami antypracowniczymi jak to robi Tusk. 

Pytanie jakie sobie zadano brzmi: co jest lepsze - cięcie kosztów ze szkodą dla pracowników czy raczej stawianie na ich rozwój poprzez zwiększanie kompetencji i konkurencyjności. Merkel postawiła na rozwój. Tusk na cięcie kosztów co oznacza brak rozwoju i spadek konkurencyjności.

Będziemy świadkami dalszego spadku Polski w rankingach konkurencyjnośc. Dla większości z nas nic to nie znaczy ale w skali makro oznacza, że będą u nas inwestowały głównie firmy, które będą szukały tanich pracowników. A w konsekwencji będziemy dalej promować polskich hydraulików i pielęgniarki zamiast chwalić się rozwijaniem przemysłu.

Tusk miał kilka lat by nauczyć się rządzenia od swojej przyjaciółki Merkel. Ale on zamiast się uczyć i pracować wolał, jak to chwalił się przed premierec Fico grać w piłkę nożną. Mogliśmy mieć dobrego premiera, który nieźle gra w piłkę. Mamy piłkarza ze skręconą kostką który nie potrafi rządzić.