Polecam tekst w Polska The Times dotyczący testów urządzeń pdobnych do tych, którymi polscy śledczy posługiwali się w Smoleńsku by wykryć obecność materiałów wybuchowych. Wyniki podane przez nich przeczą słowom Szeląga, że detektory pokazują obecność trotylu gdy zbliży się je do innych cząstek wysokoenergetycznych. W takim przypadku, jak wykazały testy w w/w dzienniku, detektory dają różne wskazania:
"MO-2M głupieje: pika, świeci się czerwone światełko, ale na czytniku pokazują się a to oznaczenia heksogenu, a to nitrogliceryny.Nie ma jednoznacznego wskazania jak wtedy, gdy do MO-2M przystawiliśmy próbkę z trotylem." (*)
Oczywiście nie mogę na tej podstawie stwierdzić, że Szeląg kłamał bo osoby, na które on się powołuje mogą zaświadczyć, że gdy badali pastę do butów to detektory wskazywały na obecność trotylu. Tyle, że testy dziennika pokazują jednoznacznie, że jest to prawie niemożliwe. Gdyby Szeląg stwierdził, że istnieją kosmici bo ktoś z jego znajomych widział zielonego ludka to nie mógłbym zarzucić mu kłamstwa mimo iż wiem, że jest to niemożliwe. Jedyne co można zrobić to zażądać od Szeląga okazania materialnych dowodów na prawdziwość jego słów: czyli wyników testów działania detektorów przy obecności pasty do butów. Dziennikarze wykazali, że w takiej sytuacji detektory "głupieją" ale nie pokazują obecności TNT. Teraz czas na Szeląga na pokazania jego testów. Czy ktoś postawi grosza na to, że takie testy istnieją? Czy raczej możemy powiedzieć, że znamy już prokratora jak "zły szeląg" i nie ma nic, co by mogło potwierdzić jego tezy dotyczące detektorów fałszywie wskazujących obecność TNT?
(*) Polska the Times z 16-11-2012r
If you are neutral in situations of injustice, you have chosen the side of the oppressor. Desmond Tutu
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości