W czwartek, 17 października 2019 r., pochowano Ryszarda Zaorskiego, legendę śląskiego aktorstwa. Dwa dni przed pogrzebem jego córka chrzestna napisała na Facebooku, że był pedofilem i gwałcicielem. Kilka innych kobiet zamieściło w internecie wpisy o mrocznej stronie tego człowieka. Utonęły w morzu wyrazów współczucia, sympatii i uznania. Wyznania oskarżających są szokujące. Jeśli kobiety nie kłamią (a trudno znaleźć powody, dla których miałyby to robić), sprawa może okazać się równie wstrząsająca jak afera K. Sadowskiego. Czy artyści kryją pedofilię? Czy w tym środowisku „macanie dziewczynek” było normą? Czy gwiazdom wolno więcej? Czy można dziesiątkami lat przymykać oko na zbrodnie? Czy teraz lepiej zamilczeć...
Ryszard Zaorski dożył 91 lat. Zagrał w kilkudziesięciu filmach i serialach, był legendą sceny teatralnej w Katowicach, osobą w tym mieście bardzo wpływową. Czy dzięki temu udawało mu się ukrywać najmroczniejszą z możliwych twarzy?
- Miałam 4 latka, gdy to się zdarzyło pierwszy raz. Moja mama była bardzo zaprzyjaźniona z Zaorskimi. Poproszono, żeby mnie odprowadził do domu od ciotki, niedaleko. Niosąc mnie na rękach, włożył mi paluchy. Pytał się, czy jest mi przyjemnie. Ja nie miałam pojęcia, o co chodzi. On mi powiedział, że mam nikomu o tym nie mówić, bo pójdę do domu dziecka. Potem okazało się, że wszystkie kuzynki się chowały, bo na imprezach to się do wszystkich dobierał. Do mojej kuzynki się także dobrał. Kilkakrotnie mnie molestował, dwa razy to było bardzo mocno. Drugi raz miał miejsce, gdy miałam ospę i wysoką gorączkę. Dorośli grali w brydża, a on przyszedł do mnie i to mi zrobił. Byłam przerażona – opowiada Zosia (imię zmienione, znam prawdziwe personalia).
Zosia twierdzi, że mama jej nie uwierzyła. Do dziś nie chce tego zaakceptować.
- Przeszłam terapię psychologiczną i chciałam to ujawnić piętnaście lat temu, ale wszyscy mnie prosili, żebym tego nie robiła, że po co to komu, że tylko mogę zabić Rysia, zaszkodzić jego dzieciom, które przecież nic nie zawiniły, a wręcz przeciwnie. Tłumaczono mi, że zrobię krzywdę bliskim, którzy także byli jego ofiarami. Wtedy ustąpiłam, ale obiecałam sobie, że po jego śmierci nie będę milczeć – mówi.
Czas rozliczeń
Podobnie obiecała sobie Wanda (imię zmienione, znam prawdziwe personalia).
- Były pewne zależności, które sprawiały, że nie mogłam o tym mówić. Milczałam pięćdziesiąt lat, wystarczy. Nie może być tak, że po śmierci tego człowieka wszyscy pieją na jego cześć peany. On miał drugą, mroczną twarz. Objawiła się, gdy miałam 13 lat. Jestem córką operatora filmowego, a moja rodzina przyjaźniła się z rodziną Zaorskich. Mój ojciec często wyjeżdżał. Pewnego dnia, gdy ojciec był na zdjęciach za granicą, mama poszła do Ewy Zaorskiej, żony Ryszarda, na kawę. Ja nagle słyszę pukanie do drzwi, otwieram, a tam Ryszard. Przyniósł mi plakat Niebiesko-Czarnych i pyta: „To co, nie podziękujesz wujsiowi?”. Pomyślałam, no dobra, pocałuję go w ten policzek. A wtedy nagle mnie objął i wepchnął język do ust. Wyrwałam mu się, coś powiedziałam, co sprawiło, że on oprzytomniał i uciekł. Pobiegłam do mamy i wołam: „Mamo, mamo, choć do domu, muszę ci coś powiedzieć”. Gdy mama usłyszała, od razu zadzwoniła do żony Ryszarda i powiedziała: „Ewa, ty możesz do nas zawsze przyjść jak będziesz miała problem, ale twojego męża nie chcę więcej widzieć, nie ma prawa przekroczyć progu mojego domu”. Ojciec, jak wrócił, też mu dał do wiwatu, bo nasze kontakty się urwały. Moja mama zaczęła o tym wszystkim rozmawiać z innymi mamami i nagle się okazało, że wiele dziewczynek mówi to samo: że Rysio zachowuje się niestosownie, tu złapie, tam przyciśnie, uszczypnie... Moją sąsiadkę łapał za biust. Wiem o co najmniej trzech ofiarach, osobach bardzo bliskich Zaorskiemu. Dawniej w środowisku bardzo głośno też było o tym, że kogoś molestował w teatrze, ale to zatuszowano – mówi Wanda.
Jej słowa potwierdza Zosia i Lidka (imiona zmienione, znam prawdziwe personalia).
- Nie mam wątpliwości, że dziewczyny mówią prawdę. Mnie też próbował molestować, ale nie pozwoliłam na to.
Kobiety twierdzą, że bardzo dużo osób wiedziało o sprawie i o „defekcie” aktora, ale nie reagowało.
Zero tolerancji
O zarzutach w stosunku do Ryszarda Zaorskiego na dwa dni przed pogrzebem napisała w mediach społecznościowych była dziennikarka radiowa, zarazem córka chrzestna aktora, córka znanego reżysera filmowego.
„Właśnie się dowiedziałam, że mój, niedawno zmarły, ojciec chrzestny był pedofilem i gwałcicielem. Aktor. Szkoda że nie poniósł kary za życia. Dlaczego jak żył nikt nie mówił „me too?””
Wpis wywołał wiele komentarzy zaskoczonych dziennikarzy. Na koniec pojawiły się też głosy krytyczne, że to nie jest odpowiedni moment i forma. Była dziennikarka uważa, że zrobiła, co do niej należy.
„Ja sama nie byłam molestowana, ale , tak mi się wydaje, tylko dlatego, że przypominałam, że jestem jego chrześnicą. "Lepkie ręce" zbyt "mokre" cmoki? Tak i wtedy protestowałam "ojcze chrzestny", jako dziennikarka miałam szczęście, że były to publiczne miejsca. Rany, byłam wtedy dorosła, pracowałam. Wydawało mi się, że lubi młode dziewczyny. Nie on jeden. ” - napisała do mnie.
„Dowiedziałam się o tym kilka chwil przed wczorajszym wpisem. Nic nie ukrywałam. A ofiary mają prawo do decydowania, kiedy chcą mówić. Też ubolewam, że nie zdecydowały się opowiedzieć ciut wcześniej, choćby na fali #metoo” - odpisała jednemu z krytyków.
„Szkoda, że czekałyście tak długo! Dla mnie był "papierowym" ojcem chrzestnym. Okazuje się, że był także "papierowym" porządnym człowiekiem. Strasznie mi przykro! I żałuję, że nie pracuję nadal w RK, bo zrobiłabym o tym reportaż. Bez litości.” - podała w innym wpisie.
„Pamiętajmy jednak o bardzo ciemnej stronie mocy Ryszarda, nie mówiło się o tym, ale wszyscy wiedzieli, myślę, że poszedł odpokutować krzywdy, które uczynił” - napisała na stronie teatru jedna z aktorek.
Wiele osób mówi mi o skandalu, jaki miał mieć miejsce w Teatrze im. Wyspiańskiego pod koniec lat 70.
- Może to tylko plotki, a plotek nie powinniśmy powielać. Łatwo kogoś skrzywdzić, przypiąć mu łatkę. Teraz jest szczególnie niedobry czas na to – zaznacza jeden z aktorów, jednocześnie bardzo stanowczo mówiąc, że jeśli są dowody na tak ohydne czyny, trzeba je ujawniać i piętnować.
Według relacji kilku osób w teatrze podczas próby miało dojść do molestowania małej dziewczynki (uczestniczki castingu do przedstawienia), której mama zgłosiła sprawę na milicję, jednak sprawę zatuszowano. Jedna z moich rozmówczyń twierdzi, że aktor został wysłany na roczny urlop, żeby sprawa przycichła.
- Jeśli mówimy o tym samym zdarzeniu, nie jest to prawda, bo Ryszard wystąpił w tym przedstawieniu. Była jakaś awantura, nie wiem dokładnie jaka, ale ostatecznie on w tej premierze wziął udział – mówi jeden z aktorów. Zaznacza, że nie jest w stanie ocenić Ryszarda Zaorskiego. Nie ma podstaw ani do oskarżania go, ani do rozgrzeszania.
Próbowałem skontaktować się z rodziną Ryszarda Zaorskiego. Przekazałem prośbę o kontakt w miejscu pracy syna. Dzwoniłem do domów. Chciałem poinformować o tym, że przygotowuję materiał na ten temat, poprosić o komentarz. Oczywiście w każdej chwili zamieszczę komentarz lub oświadczenie, porozmawiam o dowodach, jeśli ktoś z rodziny zechce zabrać głos, odnieść się do oskarżeń. Zaznaczam jednocześnie, że nie można obarczać za winy sprawcy (jeśli nim jest) rodziny i bliskich. To też są ofiary.
Prośba o kontakt
Jeśli to nie jest spisek kobiet (jest to bardzo mało prawdopodobne, wręcz kompletnie nierealne, gdyż nikt nie chce na tym robić kariery, nie szantażuje nikogo, nie żąda pieniędzy, po prostu chce powiedzieć prawdę), prawdopodobnie ofiar zmarłego aktora jest bardzo dużo. Apeluję: zgłoście się do mnie (mariusz.zielke@gmail.com). Nie zostawiajcie samych tych kilku osób, które znalazły odwagę, by pierwsze złamać zmowę milczenia. Zrozumcie, że tylko tak możemy pokazać prawdę i zapewnić choć odrobinę sprawiedliwości osobom skrzywdzonym, które mają ogromne poczucie krzywdy, którym zdarzenia z dzieciństwa zniszczyły psychikę i wpłynęły na dalsze ich losy, wybory, kondycję. Osobom, które niejednokrotnie mają nieuzasadnione poczucie winy, bo przecież winny jest wyłącznie sprawca. Bardzo proszę o kontakt, zapewniam bezpieczeństwo, takt i pełną anonimowość.
Także, jeśli jesteście ofiarami innych sprawców, napiszcie do mnie. Zajmę się każdą sprawą.
Oczywiście zachęcam do kontaktu wszystkie osoby, które chcą zabrać w tej sprawie głos.
Jeśli uważacie, że aktor jest niewinny, że to pomówienia, spisek, zmowa – także zamieszczę wasze opinie. Pamiętajcie jednak: to, że znaliście wspaniałego, sympatycznego na zewnątrz człowieka nie znaczy, że nie skrywał on drugiej, mrocznej osobowości, która ujawniała się w kontaktach z ofiarami.
Nie pisałem tego tekstu pod tezę. Jestem jednak pewien, że ofiary nie kłamią. W innym wypadku, artykuł by nie powstał. Starałem się dotrzeć do przyjaciół i znajomych pana Ryszarda i próbować zrozumieć, ustalić prawdę. Bo prawda jest najważniejsza i nie ma dobrej pory na jej przemilczenie i opublikowanie.
UWAGA: pracuję obecnie nad wieloma sprawami pedofilskimi dotyczącymi także bardzo znanych osób, w tym dużo młodszych od dotąd opisanych sprawców. Wkrótce postaram się ujawnić szczegóły tych spraw, jednak muszę być absolutnie pewien, że zarzuty są prawdziwe lub na tyle wiarygodne, że można przekazać je prokuraturze. Całość tego skomplikowanego śledztwa, wiele nowych informacji ujawnię w przygotowywanym filmie dokumentalnym. Zrobię wszystko, żeby nie wygrało hasło „Tylko nie mów nikomu”.
Komentarz:
Dlaczego trzeba mówić o pedofilii także po śmierci sprawcy?
Być może część z Was uzna, że nie wolno pisać o pedofilii sprzed lat, że oskarżenia po 50 latach są niedopuszczalne, że nie można ich zweryfikować, że nie powinno się stawiać zarzutów po śmierci człowieka. Jeśli kobiety oskarżające pana Ryszarda Zaorskiego nie kłamią, to mamy do czynienia z sytuacją, w której udawało się kryć pedofilię przez wiele dziesięcioleci i to chyba świadczy o czymś więcej, niż o strachu i wstydzie poszczególnych ofiar. Ta sytuacja wiele mówi nam o systemie, o społeczeństwie, o tym, że inne środowiska wcale nie różnią się od kościelnych, bo zamiatanie pod dywan jest najlepszym sposobem rozwiązania problemu. Nie pozwólmy na to. Trzeba mówić o trudnych sprawach, nakłaniać ofiary do otwartości, okazać im wsparcie i zrozumienie. To one wybierają moment, w którym chcą powiedzieć prawdę. Spróbujmy to zrozumieć. Skrzywdzone dziecko nie jest w stanie samo się bronić i donieść na policję, nie rozumie, dlaczego ktoś bliski i zaufany go krzywdzi. Jeśli dodatkowo nie wierzą mu rodzice, trudno dziś stawiać takim osobom zarzut: „dlaczego milczałyście?”. Łatwo jest rozliczać innych. Dużo trudniej spojrzeć na siebie i spróbować odpowiedzieć na pytanie: dlaczego ja nie widziałem?
Mariusz Zielke
mariusz.zielke@gmail.com
Nazywam się Mariusz Zielke. Byłem dziennikarzem Pulsu Biznesu, wcześniej mniejszych gazetek, pisałem na różne tematy, potem robiłem śledztwa dziennikarskie. Obecnie piszę powieści, głównie na faktach, kryminały, sensacyjne, obyczajowe.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo