„Marysia i Liliana spały na łóżku, ja na materacu obok. Krzysztof przyszedł do naszego pokoju w nocy, położył się obok mnie i zaczął głaskać, onanizował się, jak wiele razy wcześniej. Działo się to wszystko obok śpiącej żony i córki” - opowiada dziś czterdziestoparoletni syn chrzestny Krzysztofa Sadowskiego, znanego muzyka, którego kilkadziesiąt kobiet oskarża o molestowanie, a kilka o gwałty.
Marek (imię zmienione) jest dziś uznanym fachowcem w swojej dziedzinie. Skończył studia, wybudował dom, ma stabilną sytuację finansową, jest inteligentnym, sympatycznym człowiekiem. Dwadzieścia lat był żonaty, ma dzieci. Małżeństwo jednak się rozpadło.
- Wciąż jesteśmy przyjaciółmi. Gdybym wiedziała, co spotkało go w dzieciństwie, kto wie, czy wciąż nie bylibyśmy razem. Na pewno bym o niego walczyła, bo to wspaniały człowiek
– mówi Anna (imię zmienione), była żona Marka. To ona najpierw się do mnie zgłosiła, po artykule o pedofilii Krzysztofa Sadowskiego, uznanego jazzmana, wieloletniego prezesa Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego (PSJ), współtwórcy programów telewizyjnych dla TVP i Polsatu, bardzo wpływowego człowieka w polskim establishmencie, znajomego polityków, biznesmenów, prawników, słowem: ludzi władzy i pieniędzy.
- Jestem w szoku. Przez kilkadziesiąt lat ten człowiek był naszym przyjacielem, przyjacielem całej rodziny, najbliższym z możliwych. Spędzaliśmy razem święta, odwiedzaliśmy się, przeżyliśmy wiele wspólnych chwil. A teraz dowiaduję się, że molestował także Marka i wracają te chwile, gdy czułam, że coś nie tak jest w relacjach męża z Krzysztofem. Nie rozumiałam tego, jak wielu innych znaków, które mi dawał. Gdybym tylko wiedziała, być może uratowalibyśmy nasze małżeństwo - kontynuuje Anna. - Wszyscy byliśmy wstrząśnięci, jak pan opublikował pierwszy artykuł, zastanawialiśmy się, czy to może być prawda, a tu nagle pojawia się Marek i wyznaje swojej matce i mnie, że był także molestowany przez Krzysztofa i żeby nie szukać usprawiedliwień dla tego człowieka, bo on to zrobił, to nie są żadne wymysły i powinien za to zostać ukarany.
Gdy po kilku dniach od ujawnienia afery, Krzysztof Sadowski wydał oświadczenie, w którym napisał, że jest niewinny i „oskarża go jedna chora psychicznie kobieta”, Marek zdecydował się opowiedzieć wszystko od początku do końca.
- Nie można tak kłamać. Te dziewczyny mówiące dziś o jego pedofilii przeżywają tortury. Jako człowiek, którego Krzysztof też molestował, dobrze je rozumiem, wiem, że chcą tylko prawdy, nie zasługują, żeby podważać ich relacje w taki sposób. Krzysztof jest winny, jest pedofilem. Zeznam to w prokuraturze i w sądzie, bo tak trzeba. Taka jest prawda – mówi Marek.
Spotykamy się w ustronnym lokalu pod Warszawą. Marek jest przystojnym, zadbanym mężczyzną, bardzo sympatycznym i otwartym. Nie widać po nim traumy. Chyba ją przepracował lub wyparł.
- Wydawało mi się, że o tym na zawsze zapomniałem, poradziłem sobie, jak z wieloma innymi rzeczami, ale chyba to racja, że te przeżycia z dzieciństwa sprawiły, że jestem dość zamkniętą osobą, introwertykiem, nie szukam kontaktu z innymi, nie lubię, gdy się mnie dotyka. Dziś to wszystko wraca od nowa, może nie jest jakieś traumatyczne, ale pojawiają się wspomnienia z Krzysztofem, nie jest to łatwe – wyznaje.
Przyniósł na spotkanie cztery grube albumy ze zdjęciami, żeby pokazać, jak blisko był z rodziną Sadowskiego. Setki, może tysiące wspólnych zdjęć. Chrzciny, święta, inne uroczystości. Na fotografiach Krzysztof Sadowski, jego żona Liliana Urbańska, wielki przyjaciel rodziny malarz Jerzy Czuraj, ojciec chrzestny Marysi Sadowskiej, sama Marysia, inne dzieci, rodzina, przyjaciele, dziadkowie. Publikuję zdjęcia z prywatnego archiwum Marka za jego zgodą.
- Ufałem Krzysztofowi. Był moim ojcem chrzestnym, kimś, kogo można powiedzieć kochałem jak ojca. Zresztą biologicznego ojca nie poznałem, mama wychowywała mnie sama, a że była z Krzysztofem blisko, to on zastępował mi ojca. Miałem do niego ogromne zaufanie, był dla mnie dobry i nigdy nie pomyślałbym, że może mi zrobić coś złego. Pierwszy raz stało się to, gdy miałem może dziesięć, jedenaście lat, nie pamiętam dokładnie. Krzysztof gdzieś jechał i Liliana powiedziała, żeby mnie zabrał ze sobą, na lody. Jechaliśmy jego czerwonym busem. Ale zamiast na lody pojechaliśmy pod Kampinos w ustronne miejsce. Tam Krzysztof powiedział, że pokaże mi coś przyjemnego. Zaczął mnie dotykać w miejscach intymnych. Nie byłem dojrzały, więc nic się nie działo, on mi tłumaczył, że w przyszłości moje ciało będzie inaczej reagować, że on mnie nauczy, jak z tego korzystać. Przedstawiał to w taki sposób, jakby chciał mi dać coś dobrego, a ja wiedziałem, czułem, że tak nie jest. Potem wziął moją rękę i zmusił mnie, żebym go onanizował. Wtedy nie wiedziałem, jak to nazwać, kompletnie nie umiałem na to zareagować, zaprotestować, nie rozumiałem całej sytuacji. Po wszystkim pojechaliśmy na lody, a ja byłem zdruzgotany, bo nie umiałem o tym nikomu powiedzieć, a przecież mi się to bardzo nie podobało. Potem wielokrotnie się to wszystko powtarzało. Jechaliśmy albo pod Kampinos, albo na bulwary nad Wisłą. Krzysztof kompletnie nie przejmował się tym, że ludzie przechodzą obok samochodu. Może dlatego, że samochód był trochę wyższy niż normalne auta i nie było z ulicy widać, co się dzieje poniżej szyby. Jeśli kogoś widział, przerywał na chwilę, czekał aż ludzie przejdą, a potem znów mnie dotykał i się onanizował moją dłonią. Trudno mi wytłumaczyć, dlaczego nikomu nie powiedziałem wtedy czy później. Chyba główny powód był taki, że zwyczajnie nie potrafiłem rzucić oskarżeń na osobę tak mi bliską i bliską mojej mamie. On naprawdę zastępował mi ojca. Jego córkę Marysię uważałem za siostrę. Moja mama była jego najbliższą przyjaciółką. I teraz miałem powiedzieć im wszystkim, że on mnie dotyka, że każe mi sobie to robić? Trwało to wszystko dwa lata, potem jakoś się urwało, nie pamiętam czy tak po prostu, czy powiedziałem, że już nie chcę, żeby mi to robił. Ciągle powraca do mnie jeden nasz wyjazd na ferie do miejscowości Zawoja. Zabrali mnie ze sobą, chyba po to, żeby pocieszyć po śmierci babci, ale mogę tu się mylić, mogło mi się coś pomieszać. Oni jeździli tam wszyscy na nartach, Marysia się uczyła, a ja nie umiałem jeździć. W nocy spałem w jednym pokoju z Lilianą i Marysią, a Krzysztof w drugim. Ja chyba chciałem spać z dziewczynami licząc, że to mnie uchroni przed Krzysztofem, ale on w nocy przychodził, kładł się na podłodze, dotykał mnie i onanizował się, mimo że Marysia i Liliana spały w tym samym pokoju, tuż obok na łóżku. Pamiętam też, że często próbowałem się ochronić przed Krzysztofem unikając wyjazdów sam na sam. Gdy chciał mnie gdzieś zabrać busem, prosiłem, żeby jechała z nami Marysia. Wtedy nic się nie działo. Gdy wybuchła afera, zastanawiałem się, czy nie napisać do Marysi, żeby ona wiedziała, że to nie jest wymysł czy spisek, że musi się z tym zmierzyć, bo te wszystkie ofiary zasługują na przyznanie się Krzysztofa, na to, żeby nie negować ich wspomnień, bo to prawda, ale ostatecznie nie byłem w stanie jej tego powiedzieć. Pewnie gdyby nie te kłamstwa w oświadczeniu, także bym milczał, ale to przelało czarę. Krzysztof musi ponieść karę. Nie można tak kłamać. Przez wiele lat ukrywałem wszystko, spotykałem Krzysztofa, unikałem bliższych relacji z nim, nie rozmawialiśmy o tym, co się stało w moim dzieciństwie, ale uważam, że powinien się przyznać, przeprosić wszystkie ofiary, bo zrobił im straszliwą krzywdę, zrobił wielką krzywdę innym dzieciom, które tego już nie zapomną do śmierci. My wszyscy mu ufaliśmy, był dla nas kimś bliskim, dobrym i nadużył tego zaufania w najgorszy możliwy sposób. Każde z nas zapewne myślało, że jest jedyne, dlatego też nie reagowało, dlatego się wstydziliśmy, uznawaliśmy, że trzeba to przemilczeć, że nie wolno nam oskarżyć kogoś, kto był dla nas na co dzień tak dobry. Teraz dopiero zdajemy sobie sprawę, jak nami manipulował, krzywdząc tak wiele osób.
Anna, była żona Marka, zapowiada, że zrobi wszystko, żeby Krzysztof został ukarany za swoje zbrodnie.
- Krzysztof zadzwonił do mnie po jednym z pana artykułów, przez pomyłkę, bo usiłował zadzwonić do mojej teściowej, mamy Marka. Powiedziałam mu, że o wszystkim wiem i także mama Marka wie i że nie ma sensu zaprzeczać, bo Marek nam o tym powiedział. Wysłuchał w milczeniu. Chyba wciąż nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę wszystkim nam zrobił, jak skrzywdził całą rodzinę i tyle dzieci – mówi Anna.
Maria Sadowska, córka Krzysztofa, znana piosenkarka i reżyserka (m.in. „Sztuka Kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”, film wyprodukowany przez tragicznie zmarłego niedawno Piotra Woźniaka-Staraka) nie komentuje sprawy ojca. Jedni fani starają się ją wspierać, inni atakują i żądają zabrania głosu.
- To na pewno dla niej bardzo trudna sytuacja, ale wcześniej zabierała głos w sprawach społecznych, więc oczekiwanie ustosunkowania się do sprawy ojca jest uzasadnione. Na pewno nie można jej atakować za to, co robił ojciec, ale też nie można kierować uwagi w tę stronę, że to zagrozi jej karierze. Co mają powiedzieć osoby, którym karierę zniszczył Krzysztof, bo zamiast wspierać ich talent, wykorzystywał je seksualnie? - mówi osoba z rodziny Sadowskiego.
Niestety bardzo dużo utalentowanych osób znikało nagle ze sceny. Część dziś przyznaje, że z powodu molestowania lub gwałtów dokonanych przez Sadowskiego. Część nie chce ze mną rozmawiać. Znam nazwiska kilku znanych osób, które były prawdopodobnie ofiarami Krzysztofa Sadowskiego, ale nie mogę wymuszać na nich wyznań. Liczę na to, że widząc skalę tej afery, wykażą solidarność z innymi ofiarami i zdecydują się jeśli nie na wypowiedź w mediach, to zeznania w prokuraturze i sądzie.
W tej chwili prokuratura sprawdza doniesienia dwóch kobiet, które oskarżyły Sadowskiego o gwałty w końcu lat 90-tych. Szczegółowe wyznania tych pań opublikowała „Gazeta Wyborcza”. Kilka dni temu do prokuratury zgłosiła się trzecia osoba, która także oskarżyła tego samego sprawcę o gwałty. Do mnie zgłosiło się ponad 20 osób, które były molestowane, w tym kilka ofiar gwałtów. Niestety większość czynów uległo już przedawnieniu. Niedawno zgłosiła się jednak 22-latka, którą Sadowski próbował molestować w 2017 r. Jest gotowa zeznawać w prokuraturze. Była świadkiem zachowań wskazujących na molestowanie dwóch innych, nieletnich dziewczynek. Z jedną z nich rozmawiałem, potwierdziła, że Krzysztof Sadowski, mimo ponad 80 lat, ocierał się o nią, macał po pupie i zachęcał do przyjścia do jego gabinetu (udał się tam ojciec dziewczynki i wyjaśnił niestosowność zachowania „staruszka”). Policja, jeśli tylko właściwie przeprowadzi śledztwo, prawdopodobnie bez trudu ustali ofiary czynów pedofilskich i molestowania, które nie uległy jeszcze przedawnieniu. Niestety w śledztwie popełniono wiele błędów, nie zabezpieczono dowodów, które mogły być istotne w sprawie. Pod nadzorem prokuratury okręgowej być może tych błędów już nie będzie, ale poprzednie są prawdopodobnie nie do naprawienia.
Krzysztof Sadowski przez lata udoskonalał system doboru ofiar, jest pedofilem zorganizowanym, seryjnym, bezwzględnym, wciąż niebezpiecznym dla dzieci. Jego modus operandi (sposób działania) się powtarza: próbował „delikatnie” molestować wiele dzieci, a z tymi, które nie potrafiły się bronić, posuwał się coraz dalej, aż do gwałtów – przy czym nie używał przemocy fizycznej tylko psychiczną, nie reagując na opór ofiar i ich protesty. Gwałcił dzieci w piwnicy swojego domu, w dwóch samochodach, w pokoju, kawalerce na Wiejskiej, w bursach i podczas szkoleń. Potem przez wiele lat część swoich ofiar kontrolował, starał się im pomagać w życiu finansowo, dawał pieniądze i prezenty, załatwiał pracę. Inne ofiary uciekały od niego, zrywały kontakt, ale nigdy nie zapominały o tym, co im zrobił. Niektóre molestowane dziewczynki były bardzo utalentowane, a przez molestowanie rezygnowały z kariery, uciekały z show-biznesu.
Pierwsze śledztwo w sprawie molestowania dzieci przez Krzysztofa Sadowskiego miało miejsce po doniesieniu mamy 10-letniej Ewy Gajdy w 1992 r. Nie doszło do gwałtu, Krzysztof Sadowski głaskał dziewczynki po ciele, a przy Ewie rozpiął rozporek i przeraził dziewczynkę. Relację Ewy potwierdza dziś Kasia, uczestniczka tych samych kolonii i wielu zajęć w zespole „Tęcza”. Niestety, gdy było prowadzone śledztwo, wystraszono dziewczynkę i odmówiła pokazania, co robił jej Sadowski. Mam zgłoszenia o molestowaniu w latach 70. Marek nie jest też jedynym mężczyzną, który był molestowany przez tego sprawcę. Już po pierwszym artykule zgłosił się do mnie 47-letni Piotr, którego Sadowski molestował na początku lat 80-tych, po koncertach poezji śpiewanej Jana Pawła II, które miały miejsce w kościołach. Sadowski jest zresztą osobą bardzo religijną, wierzącą.
Kolejną osobą, którą skrzywdził i która się do mnie zgłosiła jest Justyna (imię zmienione), kobieta, którą Sadowski poznał w domu dziecka. Gwałcił Justynę przez trzy lata (zaczął, gdy miała 14 lat). Mimo że dziewczynka się skarżyła, nikt nie reagował. Niedawno ujawniła się też Olga Śmigielska, która w TVN24 opowiedziała o molestowaniu i gwałtach dokonywanych przez Sadowskiego, przyjaciela jej ojca. Ojciec nie uwierzył Oldze, gdy mu powiedziała o postępowaniu Krzysztofa.
Cała sprawa ma wiele wątków, w tym politycznych i finansowych, i jest niezwykle wstrząsająca. Wszystko ujawnimy w książce i filmie o kryciu pedofilii w show-biznesie, nad którym już pracuję. Jeśli chcecie pomóc w sfinansowaniu produkcji filmu tutaj link do zrzutki:
https://zrzutka.pl/pkw6ys
Możesz też wpłacać dobrowolne darowizny bezpośrednio na moje konto. Wszystko wykorzystam do zrobienia dobrego, niezależnego i bezkompromisowego dziennikarstwa:
Mariusz Zielke
84 1240 1024 1111 0000 0252 2171
Krzysztof Sadowski unika kontaktu ze mną, nie oddzwania, nie odpowiada na wiadomości, jego pełnomocnik prawny także nie odebrał ode mnie telefonu i nie odpowiedział na maila. Poniżej publikuję więc jego oświadczenie w tej sprawie, wydane kilka dni po pierwszych doniesieniach. Liliana Urbańska, z którą długo rozmawiałem na kilka dni przed pierwszym tekstem, okłamała mnie kilka razy (m.in. powiedziała, że dzieci nigdy nie spały w ich domu), dziś twierdzi, że jest tylko byłą żoną Krzysztofa (rozwiedzioną z nim 35 lat temu) i nie wypowiada się na jego temat w mediach. Odmówiła też zeznań w prokuraturze.
OŚWIADCZENIE KRZYSZTOFA SADOWSKIEGO:
„W związku z pojawiającymi się w mediach nieprawdziwymi informacjami dotyczącymi moich relacji z uczestniczkami programów telewizyjnych „Tęczowy Music Box” i „co jest grane?” oraz podopiecznymi fundacji „Tęcza”, stanowczo zaprzeczam stawianym mi zarzutom. Wszystkie pojawiające się na mój temat „rewelacje” oparte są na pomówieniach jednej osoby, której personaliów nie ujawnię, nie chcąc jej zaszkodzić. Jest to osoba znana mi i mojej rodzinie od przeszło 20 lat i przez większość tego czasu pozostająca z nami w bliskich stosunkach. Niestety, w ubiegłym roku osoba ta poprosiła mnie o przekazanie jej dużej kwoty pieniędzy, które miały posłużyć jej ułożeniu sobie życia. Nie będąc w stanie spełnić tej prośby, ale też mając poczucie nadużycia naszej przyjaźni –odmówiłem. Wówczas, było to w czerwcu ubiegłego roku, zerwała kontakty z nami i skierowała przeciwko mnie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dokładna treść zarzucanych mi czynów nie jest mi znana, gdyż –choć postępowanie toczy się już rok –nie zostałem w nim przesłuchany ani jako świadek, ani tym bardziej jako podejrzany. O toczącym się postępowaniu wiem tylko dlatego, że została w nim przesłuchana w maju br. moja była żona. Chciałbym też wyraźnie podkreślić, że przed publikacją dotyczących mnie materiałów nikt nie podjął próby kontaktu ze mną w celu dowiedzenia się jak wygląda cała historia z mojego punktu widzenia. Jestem osobą w podeszłym wieku i złym stanie zdrowia. Kierowane wobec mnie publicznie oszczerstwa dodatkowo ten stan pogarszają, podważając mój dorobek zawodowy i artystyczny oraz godząc w moje dobre imię. Przede wszystkim jednak sprawa ta odbija się fatalnie na mojej rodzinie, krzywdząc moją żonę i córkę. Staliśmy się obiektem bezpośrednich ataków ze strony obcych nam osób, godzących w naszą prywatność i poczucie bezpieczeństwa. Zachowanie mediów w tej sprawie oceniam jako skandaliczne i nieodpowiedzialne. W poszukiwaniu sensacji posunęły się one nie tylko do ataku na mnie, ale doprowadziły do ataku na całą moją rodzinę. Dlatego też proszę i kieruję tę prośbę zarówno do mediów, które już rzuciły się na mnie, jak i do takich, które dopiero planują dołączyć do tej watahy, o powstrzymanie się od dalszego szkalowania mnie i umożliwienie mi podjęcia obrony w przewidzianej do tego procedurze karnej. Nigdy nie uchylałem się przed współpracą z organami ścigania i jestem gotów –w miarę moich możliwości –pomagać w wyjaśnieniu całej sprawy. Jednocześnie oświadczam, że wobec mediów i osób mnie oczerniających podejmę kroki prawne w celu oczyszczenia swojego imienia i dorobku.”
Zobacz galerię zdjęć:
Marek i Krzysztof Sadowski
Nazywam się Mariusz Zielke. Byłem dziennikarzem Pulsu Biznesu, wcześniej mniejszych gazetek, pisałem na różne tematy, potem robiłem śledztwa dziennikarskie. Obecnie piszę powieści, głównie na faktach, kryminały, sensacyjne, obyczajowe.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo