Wiele relacji, wyznań oraz inne dowody wskazują, że były prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, zarządzający fundacjami Tęcza oraz Jazz Jamboree, współtwórca programów muzycznych „Tęczowy Music Box”, „Co jest grane?”, ceniony pedagog i muzyk, jest pedofilem. Żona muzyka odpiera, że są to wymysły „chorej psychicznie osoby”, która „rozwaliła już życie znanemu aktorowi”. Ale ofiar jest znacznie więcej.
Pisząc pierwszy tekst na temat oskarżeń wobec znanego muzyka jazzowego byłem pewien, że zarzuty są prawdziwe, ale bałem się, że ofiary nie zechcą mówić oficjalnie i zeznawać. To są niezwykle trudne sprawy, wychodzą zwykle po wielu latach, są przedawnione karnie, nie mam prawa żądać od nikogo przechodzenia przez tę traumę po raz drugi. W interesie społecznym jest jednak ujawnienie faktów, żeby chronić potencjalne ofiary (nie tylko tego sprawcy). Musimy rozmawiać o tym, jakie procedury pracy z dziećmi wprowadzić, by uchronić je od molestowania. Konieczne jest także zniesienie przedawnienia przestępstw pedofilii, bo one zawsze wychodzą po wielu latach.
Moja pewność co do wiarygodności „oskarżeń” wynikała z tego, że znam jedną z ofiar i jestem pewien, że nie kłamie (tym bardziej, że zabraniała mi zajmować się tą sprawą, nie chciała nic z niej uzyskać, na pewno nie szantażowała sprawcy, nie chce go już więcej nigdy widzieć), słyszałem także nagranie, na którym muzyk przyznaje się do molestowania. Widziałem ponadto dowody, że proponował ogromne pieniądze za milczenie (200 tys. zł). Oczywiście mogły być zmanipulowane, ale wobec wielu innych poszlak i dowodów, które zbierałem od około roku, trudno było przejść obok tych zarzutów obojętnie, tak jak wiele innych osób przechodziło przez 40 lat. To aż trudno zrozumieć.
Wiedziałem o trzech ofiarach. Miały być molestowane i gwałcone m.in. w piwnicy domu Krzysztofa Sadowskiego, w jego samochodzie, w gabinecie prezesa Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, w mieszkaniu „w pobliżu Sejmu”, na wyjazdach i warsztatach dla dzieci. Relacje, co Krzysztof Sadowski z tymi dziećmi robił, nie nadają się do umieszczenia w Intertnecie, są niebywale wstrząsające. Trudno, żeby kobiety coś takiego zmyśliły i to w takiej ilości.
„On starał się dobierać ofiary z rozbitych domów, z domów dziecka, z przejściami, którym mógł coś załatwić, nie zawsze od razu molestował, przygotowywał dziewczynki do inicjacji, a potem przez wiele lat sprawował nad nimi kontrolę: załatwiał pracę, dawał pieniądze, płacił za różne rzeczy, żeby dziewczyny były od niego uzależnione, żeby nie mogły powiedzieć prawdy” - mówiła mi jedna z ofiar.
Dziś wiem o wielu innych przypadkach. Dodatkowo mam bardzo dużo sygnałów o tym, że środowisko kryło patologiczne skłonności i zachowania swojego przyjaciela. Są też doniesienia, że w latach 90-tych rodzice krzywdzonych dzieci wymusili prowadzenie śledztwa, ale zostało ono źle przeprowadzone i winy wówczas nie udowodniono.
„Pamiętam jak w latach 90-tych kilka mam dzieci z Tęczy chciało go zgłosić, było jakieś dochodzenie. Koszmarnie to przeprowadzano. Kazali mi pokazać na dorosłym człowieku gdzie on mnie dotykał. Ja, dziecko, miałam dotykać dorosłego człowieka tak jak on to robił. Przecież oczywiste że się wyparłam i zaprzeczyłam. Spaliłabym się ze wstydu, żeby coś takiego zrobić. I wtedy to upadło. Naprawdę trudno mi uporać się z tymi emocjami, które teraz mam” - relacjonuje jedna z dziewczynek (imię i nazwisko do mojej wiadomości)
„Pana Sadowskiego poznałam jako dziecko, kiedy przyjechał na dziecięce warsztaty jazzowe w Margoninie. Pojawiał się tam jako "wizytator" z ramienia PSJ. CAŁE środowisko muzyczne, jazzowe, wiedziało kto to jest i co robi. Wychowawcy i opiekunowie, kiedy tylko on się pojawiał na horyzoncie zabraniali nam chodzić z nim samemu, zostawać z nim samym, rozmawiać, zbliżać się. Kazali bardzo uważać. Uczulali starsze dzieci na to, żeby uważali na młodsze. Byłam przerażona. Widziałam co próbował robić. Ale opiekunowie zawsze reagowali. Biegali wtedy wokół nas. Albo coś się tam wcześniej wydarzyło albo ktoś ich uprzedził.
O tym wiadomo było od dawna. To nie była żadna tajemnica. Dziwię się tylko że to dopiero teraz wypłynęło.
Przyznam, że kilka lat temu szukałam jakiś informacji o tym, czy ma postawione jakieś zarzuty. Był to pedofil, o którego istnieniu i skłonnościach wiedzieli wszyscy. Ale były to czasy kiedy ten temat nie funkcjonował nigdzie. Nie mówiło się o tym. Jestem wdzięczna opiekunom, że pilnowali jego i nas. Że zwracali uwagę na to, żeby nie zabrał żadnej dziewczynki samej, choć widziałam ze próbował wielokrotnie. Nie wiem czy kogoś skrzywdził. Wiem że wszystkie dzieci się go bały” - napisała do mnie informatorka (nie anonimowo).
To początek wielkiego dziennikarskiego śledztwa w sprawie pedofilii i molestowania w środowiskach artystycznych. Nie odpuszczę tego tematu.
Według moich informacji i relacji ofiar, Krzysztof Sadowski molestował nie tylko dziewczynki, ale też chłopców.
„Było to na początku lat osiemdziesiątych, byłem w podstawówce, nie pamiętam w której dokładnie klasie, ale raczej w klasach niższych. Moi rodzice organizowali wieczory artystyczne, w tym śpiewanie poezji Jana Pawła II w kościołach. Występowało na nich wielu znakomitych aktorów i muzyków, w tym Krzysztof Sadowski, który chyba grał na organach. Po koncertach księża organizowali przyjęcia i kolacje. Pewnego dnia rodzice wraz z aktorami i muzykami poszli na takie przyjęcie, a pan Sadowski został ze mną
tam, gdzie spaliśmy (nie pamiętam dokładnie jaka to była kwatera). W nocy wślizgnął się do mojego pokoju i zaczął mnie głaskać w miejscach intymnych. Zmroziło mnie. Nie byłem w stanie się poruszyć czy zaprotestować. Szeptał coś do mnie i mnie dotykał. Był to typowy scenariusz, mówił ze będzie to nasza tajemnica i że mam nikomu nie mówić. Czekałem, nie będąc się w stanie ruszyć, aż wyjdzie. Nie zgwałcił mnie. W moim przypadku zadziałał bardzo silny mechanizm wyparcia. Właściwie nie myślałem o tym a
wspomnienie tego podłego aktu przemocy wobec mnie było schowane przez mój mózg bardzo głęboko. Jestem normalny, mam udane życie zawodowe i rodzinne. Nie powiedziałem tego nikomu, przez lata tkwiło to głęboko ukryte we mnie. Aż przypomniało mi się, gdy zobaczyłem w telewizji występ córki pana Sadowskiego. Wtedy to wróciło, bo nazwisko wciąż pamiętałem. W końcu udałem się na terapię do psychologa i ona się zorientowała, że coś ukrywam. Wyciągnęła to ode mnie, a kiedy powiedziałem, że chodzi o pana Sadowskiego, pani psycholog stwierdziła, że słyszała, iż jest to tzw tajemnica poliszynela w środowisku. Próbowałem go odnaleźć by finalnie zamknąć ten rozdział konfrontując się z nim twarzą w twarz – nie udało mi się go znaleźć, ale dziś spróbuję jeszcze raz. Będzie to ostatni krok po zakończonej terapii. Jestem gotów do konfrontacji i do potwierdzenia tego w sądzie” - mówi 47-letni Piotr (podał pełne nazwisko), wysokiej klasy menedżer pracujący przez kilkanaście lat w zagranicznych korporacjach.
„Ja do tego skurczybyka zadzwoniłam trzy lata temu, powiedziałam mu, że chcę to zgłosić, a on na to, że mogę to zrobić, bo i tak nikt mi nie uwierzy, bo ja jestem z domu dziecka. Nie wiedziałam, że były inne. Miałam czternaście lat jak mnie wyłowił na lekcjach chóru, przygotowywał, a potem przez cztery lata molestował. To było w latach osiemdziesiątych. Zabierał mnie na wyjazdy, miał kawalerkę naprzeciwko Sejmu, do seksu zmuszał mnie też w czerwonym samochodzie. Nie spałam całą noc, jak przeczytałam tekst w internecie” - mówi kolejna ofiara (nazwisko i imię znane, jest gotowa zeznawać)
„Byłam w zespole Tęcza. Dziś mam 37 lat. Co jakiś czas wracały do mnie myśli o tym, co się działo w Tęczy. Kilka miesięcy temu napisałam do (...) z prośbą o poradę. Choć nie wyjawiłam jej nazwiska, ona sama się domyśliła, o kim mówię i wspierała mnie, żebym się odważyła o tym powiedzieć. Wtedy zrezygnowałam z odzywania się, bo nie mam kontaktu z nikim z Tęczy i bałam się, że w mój pojedynczy głos nikt nie uwierzy. Dziś zobaczyłam, że pan o tym napisał i ścisnęło mi się serce, tętno mi skończyło. Boże. Dziękuję. Wrzucam ten skrin, żeby wiedział Pan, że mówię prawdę. Wszystko się we mnie trzęsie, jestem bardzo szczęśliwa” - dodaje kobieta, którą cytowałem wyżej (we fragmencie o rzekomym dochodzeniu policji).
„Nie wiem co napisać, ale gdy przeczytałam nagłówek, wiedziałam o kogo chodzi. Pana Sadowskiego poznałam podczas Old Jazz Meeting, jego zachowanie wobec mnie jako małej dziewczynki było bardzo niestosowne, na szczęście nie doszło do rzeczy, z którymi trudno mi byłoby się uporać, ale czułam przez te lata, że nie byłam jedyna, nie wierzę że nikt dookoła nie wiedział (…) Szkoda, że sprawiedliwość przyjdzie tak późno, kiedy to bardzo stary człowiek. Proszę sobie wyobrazić, że co kilka lat sprawdzałam w internecie jego nazwisko, czy ten temat wybił, doczekałam się i dziękuję!” - twierdzi kolejna kobieta (także napisała do mnie podając imię i nazwisko).
„Poznałam Pana Krzysztofa i widywałam co roku przez lata , na festiwalu jazzowym, jaki organizował. Uczyłam się wtedy w szkole muzycznej, był dla mnie guru. Widywałam go co roku na festiwalu, który odbywał się ( i odbywa do tej pory ) w moim rodzinnym mieście. Czekałam na każdy sierpień, kiedy do Iławy na festiwal przyjeżdżała cala jazzowa śmietanka. Było absolutnie fantastycznie. Spędzałam cały festiwal, łącznie z próbami, gapiąc się i słuchając - kocham jazz. K.S. chyba mnie zaczepił - sama w życiu bym tego nie zrobiła - wywiązała się rozmowa, że uczę się w szkole muzycznej, kocham jazz, chciałabym się uczyć - dał mi wizytówkę. Zapraszał do Puław na jakieś warsztaty. Mieliśmy chyba chwilę kontakt tel. Miałam ok.14 lat. Facet około 50tki nie zaczepia 14latki, która jest dla niego obca. Nie smsuje. Było w tym coś dziwnego. Podtekst. Marzyłam, żeby się uczyć i jechać do tych Puław, ale już wtedy było to dla mnie podszyte dwuznacznością i nie powiedziałam nawet mamie, choć dałabym się pokroić za ten jazz. MIALAM 14 LAT I BYLO TO 20 LAT TEMU. JESLI WTEDY CZYULAM JAKIS PODTEKST - A BYLAM TOTALNYM DZIECIAKIEM - NIE JEST TO BEZ ZNACZENIA” - napisała do mnie inna kobieta.
„Jako nastolatka uczyłam się śpiewu min. u Elżbiety Zapendowskiej. Brałam udział w różnych konkursach i festiwalach. W wieku 17 lat pojechałam jako uczestnik na festiwal piosenki w Kołobrzegu, gdzie w jury konkursu zasiadał Krzysztof Sadowski. Po konkursie podszedł do mnie Pan Sadowski i pogratulował mojego występu i zaproponował, że pomoże mi w „karierze muzycznej”. Jako nastolatka, która za wszelką cenę chciała śpiewać bardzo byłam wtedy podekscytowana i dowartościowana. Pan Sadowski wziął ode mnie mój nr telefonu. Zadzwonił po jakimś czasie i zaprosił na jazz jamboree ( festiwal odbywał się w sali kongresowej). Pan Sadowski powiedział też, że warto chodzić na takie koncerty bo to bardzo rozwija muzyków. Koncert zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Siedziałam w pierwszych miejscach ( gdzie dla mnie było to nierealne marzenie do tej pory). Po koncercie szybko wróciłam do domu. Tego wieczoru Pan Sadowski do mnie dzwonił pytał dlaczego tak szybko uciekłam? Wiec odpowiedziałam mu, że mieszkam w Pruszkowie i musiałam zdążyć na pociąg. Po jakimś czasie Pan Sadowski ponownie zadzwonił i powiedział, że zna zespół muzyczny, który szuka wokalistki i że będzie ten zespół występował w klubie Harenda. Ponownie się bardzo ucieszyłam. Spotkałam się z Panem Sadowskim pod Pałacem Kultury- przyjechał po mnie srebrnym samochodem. Jadąc ten krótki odcinek drogi spod Pałacu Kultury do Harendy Pan Sadowski złapał mnie za rękę. Pamiętam, że szybko zabrałam rękę ale on zaczął się do mnie „dobierać”. Ja protestowałam ale nie wiedziałam w sumie jak się zachować to była strasznie niezręczna sytuacja. Kiedy dojechaliśmy do Harendy Pan Sadowski przedstawił mnie osobie o imieniu Marysia - mówiąc, ze Marysia jest zdeklarowanym gejem ( to było dziwne). Kiedy zapytałam gdzie jest ten zespół muzyczny Pan Sadowski odpowiedział, że dzisiaj nie występują ( coś w tym stylu). Szybko wyślizgnęłam się z klubu i pojechałam do domu. Po jakimś czasie Pan Sadowski zadzwonił do mnie ponownie z pytaniem wprost- Jak mi się podoba taki Pan jak on. Ja odpowiedziałam, że nie jestem zainteresowana, że mnie interesuje tylko śpiewanie i nic więcej. Dzwonił chyba jeszcze raz… I po tym nastała cisza. To wspomnienie jest po prostu niesmaczne bo on był wtedy po prostu stary i przez to, że miał wpływy w świecie muzycznym myślałam, miałam nadzieję, że mi pomoże w karierze muzycznej:)… I w sumie przez to wydarzenie szybko odwidział mi się showbiznes:)” - relacjonuje kolejna kobieta (także napisała do mnie podając imię i nazwisko.
„Nie znamy się, ale chciałbym Panu życzyć powodzenia w tej sprawie z Krzysztofem Sadowskim. Jedna z jego ofiar to moja dawna dziewczyna. Wszystko mi opowiedziała przed laty. Bała się, że nikt jej nie uwierzy.
Prawdopodobnie powiedziała tylko mi. Nie chciała składać sprawy do sądu, nie chciała więcej przechodzić przez to piekło i konfrontować się ze sprawcą. Krzysztof Sadowski był jednym z moich pierwszych nauczycieli fortepianu jazzowego. Byłem w szoku, że coś takiego zrobił. Od lat nie mam z nim żadnych kontaktów, nie chcę znać człowieka. Jest świetnym pedagogiem, ale dla mnie jako człowiek po prostu nie istnieje. Chciałbym Panu podziękować za zajęcie się sprawą, życzę mnóstwo siły i otwartości ludzi, którzy jakkolwiek mogliby Panu pomóc w dojściu do pomyślnego finału. Życzę powodzenia raz jeszcze” - napisał mężczyzna, także podając imię i nazwisko.
To tylko część tego, co do mnie trafiło. Weryfikuję i zbieram kolejne informacje. Jak sądzicie, te opowieści są zmyślone? Nagrania, próby przekupstwa także? Będę sukcesywnie publikował w kolejnych materiałach. Wciąż czekam i liczę na odzew ofiar.
Z panem Krzysztofem Sadowskim nie kontaktowałem się z powodu jego choroby (na prośbę Liliany Urbańskiej, żony muzyka, także artystki i piosenkarki). Pani Liliana jest przekonana, że wszystko to jest spisek jednej kobiety. Ja tej osoby nie znam, nigdy z nią nie rozmawiałem, nie znam jej relacji (byłbym wdzięczny za kontakt).
„Byłam na policji w tej sprawie. Jestem zdziwiona tą sprawą. Dziewczyna ma fatalną opinię, rozbiła małżeństwo znanego aktora. To chora psychicznie osoba. Zażądała astronomicznych sum. Mąż dla świętego spokoju mówił "tak, tak, tak". Pomagał jej, dawał jej pieniądze na psychiatrę. Próbowaliśmy jej pomagać, załatwialiśmy jej pracę, ale teraz nie wiem, co się z nią dzieje” – powiedziała Urbańska Wirtualnej Polsce.
Mnie pani Liliana mówiła podobnie, ale zapewniała też, że żadne dziewczynki nie spały u nich w domu. Tymczasem już przy pierwszym kontakcie z członkinią zespołu Tęcza usłyszałem, że ona i inne dziewczynki wielokrotnie tam sypiały. Przy czym ta kobieta twierdzi, że o zarzutach nic nie wiedziała, nigdy niczego nie podejrzewała, pan Sadowski zachowywał się wobec niej nienagannie.
„Nic nigdy mi nie zrobił ani nie próbował” - twierdzi. - „A spałam u jego córki wielokrotnie.”
„Akurat współpracowałam z nim kilka lat (muzycznie) i nigdy nie zauważyłam, żeby kogoś molestował. Był wciąż zajęty, bo miał dużo pracy. Nie wierzę w to. Ktoś chce go zniszczyć.” - napisała na FB jedna z współpracownic Krzysztofa Sadowskiego.
Dostaję też mnóstwo sygnałów, że na korytarzach TVP zachowania Krzysztofa Sadowskiego były znane. Może to tylko plotki. Staram się je zweryfikować.
Nie otrzymałem jeszcze odpowiedzi na pytania od TVP i Polsatu.
„W TVP nie ma tolerancji dla jakichkolwiek przejawów łamania prawa. Jeżeli Spółka posiadałaby jakiekolwiek informacje o możliwości popełnienia przestępstwa natychmiast zostałyby one przekazane stosownym organom” - pojawiło się za to na Pudelku.
Ciągle weryfikuję i badam sprawę. Nie zostawię jej i postaram się doprowadzić do jej wyjaśnienia. Jest jeszcze bardzo dużo wątków do zbadania, nie tylko dotyczących molestowania. Wkrótce więcej.
Mariusz Zielke
PS
Bardzo proszę, żeby nie winić za zachowanie sprawcy dzieci. Nikt nie powinien odpowiadać za czyny ojca.
Info: screen pochodzi z kanału "Kultowe Programy TV" na Youtube
Nazywam się Mariusz Zielke. Byłem dziennikarzem Pulsu Biznesu, wcześniej mniejszych gazetek, pisałem na różne tematy, potem robiłem śledztwa dziennikarskie. Obecnie piszę powieści, głównie na faktach, kryminały, sensacyjne, obyczajowe.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo