fot. grafika własna, fot. Instagram
fot. grafika własna, fot. Instagram
manitooo manitooo
494
BLOG

Uwaga Oszust! Jak skazany karnie „doktor” prawa żeruje na kobietach

manitooo manitooo Przestępczość Obserwuj temat Obserwuj notkę 3
Grzegorz Dziubka, szef fundacji Lege Artis, udaje wpływowego prawnika, biznesmena robiącego poważne interesy, filantropa z koneksjami. W rzeczywistości ten skazany prawomocnie oszust od lat uwodzi, a następnie okrutnie krzywdzi i oszukuje kobiety, na których koszt luksusowo żyje. Gdy ofiary odkrywają, z kim mają do czynienia, zaczyna się prawdziwe piekło.

„Jest dla Sądu osobą cyniczną, bezwzględną, zdemoralizowaną i to w stopniu znacznym. Lubi luksus, luksusowe samochody, życie na wysokim poziomie, ale ten ostatni zapewnia sobie kosztem innych osób. Sąd nie waha się stwierdzić, że oskarżony żyje z oszukiwania innych osób” – podsumowała Grzegorza Dziubkę sędzia Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim, Magdalena Zapała-Nowak, w uzasadnieniu wyroku z dnia 4 lipca 2017 r. Skazała oskarżonego na 3 lata bezwzględnego więzienia, grzywnę oraz naprawienie ogromnych, bo przekraczających 363 tys. zł szkód (sygn. akt III K 63/16).

Wyrok uprawomocnił się 15 marca 2018 r. Sąd Najwyższy oddalił też kasację skazanego 7 listopada 2019 r. (sygn. akt II KK 342/18). Dziubka powinien zatem odsiedzieć karę i naprawić szkodę. Na pewno wciąż nie doszło do tego drugiego. Wyrok prawdopodobnie częściowo odsiedział przed 2021 r., ale mimo wielu prób nie możemy uzyskać informacji na ten temat od sądu – ile w rzeczywistości odsiedział, czy sąd udzielił mu przerwy w odbywaniu kary lub część darował. Dlaczego? Rzekomo nie pozwala na to RODO (rozporządzenie o ochronie danych osobowych).

15 grudnia 2020 r. Dziubka został ponownie skazany, tym razem na 1 rok i 6 miesięcy odsiadki, za posługiwanie się nierzetelnymi dokumentami przy sześciu próbach uzyskania kredytów, w tym jednym skutecznym – uzyskał kredyt 340 tys. zł na zakup mieszkania (sygn. akt II K 95/18 SR Wrocław Śródmieście). Dziś księga wieczysta tego zakupionego z pożyczki hipotecznej lokalu puchnie od kolejnych wpisów o wierzycielach i prowadzonych egzekucjach. Sąd jednak zawiesił wykonanie kary pozbawienia wolności na okres 5 lat próby. Niestety przez to kolejne kobiety poniosły przykre konsekwencje znajomości ze sprawcą.

W tej historii kryje się zresztą scenariusz na prawdziwy thriller - pojawia się wiele innych śledztw i dramatycznych wydarzeń z szantażami, groźbami, przemocą psychiczną i fizyczną, ukrywaniem się, ściganiem listem gończym, wieloma manipulacjami i zdarzeniami z pogranicza absurdu. Niestety to wszystko dzieje się do dziś kosztem osób pokrzywdzonych, dlatego wymaga nagłośnienia, żeby już żadna kobieta nie padła ofiarą tego oszusta.

I nie opuszczę cię aż do zguby

Modus operandi sprawcy jest prosty. Najpierw uwodzi kobietę, prawi komplementy, usiłuje rozkochać, prezentując się jako wyjątkowa partia: przystojny, wpływowy i bogaty światowiec, prawnik, mediator, biznesmen prowadzący konsumpcyjny styl życia na wysokim poziomie.

Ma rzekomo relacje z celebrytami, dziennikarzami i innymi osobami z establishmentu. Ponadto „wkrótce” zrobi interes życia, na którym zarobi miliony. Porusza się dobrym, drogim autem, interesy prowadzi w całej Polsce, pomieszkuje w Krakowie, Wrocławiu, Warszawie. Bywa też w Gdańsku, Rzeszowie, Bełchatowie, Piotrkowie Trybunalskim. Roztacza wizję wspólnego życia, zakupu nieruchomości w Polsce i na świecie, pokazuje, że otrzymuje przelewy na duże kwoty, świetnie radzi sobie w relacjach towarzyskich, nawiązuje dobry kontakt z rodzicami i przyjaciółmi ofiary (sam raczej unika przedstawiania swojej rodziny i przyjaciół, strzeże tajemnic, dokumentów, telefonów). A przy tym wszystkim cechuje go podejście filantropa, który w prowadzonej przez siebie fundacji Lege Artis pomaga ludziom w kłopotach, szczególnie takim, którzy wpadli w pułapkę zadłużenia.

Oczywiście wszystko to jest iluzją szytą bardzo grubymi nićmi.

Jeśli wybranka nie złapie się na wizerunek ułożonego, majętnego pragmatyka, Grzegorz z przyjemnością zagra rolę modela kochającego zwierzęta, filozofa z głową pełną przemyśleń, mentora i przewodnika po meandrach życia albo urzekającego swoją poetycką naturą romantyka. W przerwach pomiędzy jednym a drugim wcieleniem (a może bardziej pomiędzy jedną a drugą wpadką lub odsiadką) poinformuje przejmującym wpisem w mediach społecznościowych, że świat nie jest na niego gotów i czas ze sobą skończyć, co przynosi oczywiście efekt w postaci kolejnych przejętych osób, które z empatią wysłuchają niezwykłej historii skrzywdzonego przez inne kobiety wyjątkowo wrażliwego introwertyka i zechcą się nim zaopiekować.

W każdej z wersji kończy się tak samo.

Pewnego dnia Dziubka poinformuje, że pilnie potrzebuje ratunkowej pożyczki. Na początku zwykle jakiejś drobnej kwoty. Następnie kłopoty rosną, piętrzą się, jak to zwykle jest z problemami. Choroby w rodzinie, pilne operacje, konieczność opłacenia dokończenia studiów doktoranckich (dziś chwali się, że jest doktorem prawa po Uniwersytecie Jagiellońskim a nawet wykładowcą tej uczelni, jednak nie figuruje w rejestrze osób, którym nadano tytuł doktora, usiłujemy sprawdzić, czy udało mu się zakończyć przewód na UJ). Pojawiają się też okazje wyjątkowego zarobku na jakiejś inwestycji, zakupie mieszkania, samochodu. Innym razem będzie musiał kupić telefon konieczny do dokończenia super dealu, albo… cokolwiek, czego potrzebuje do prowadzenia biznesu, zanim nie wypali mu jakiś cudowny strzał, który już za chwilę ma przynieść wartą miliony odmianę niespodziewanie i chwilowo nieprzychylnego losu.

Wiele kobiet namawia do „partnerskich” inwestycji, a następnie zaciągania „wspólnych” kredytów, które oczywiście on będzie w całości spłacał, jak tylko się odkuje. W niektórych przypadkach rzeczywiście przez jakiś czas spłaca zobowiązania, ale tylko po to, żeby wciągnąć ofiarę w jeszcze większą pułapkę. Rekordzistki straciły na znajomości z tym człowiekiem setki tysięcy złotych.

Kiedy już zadłuży swoją ukochaną i wyssie z niej ostatni grosz… usiłuje skłonić ofiarę do poszukiwań kolejnych źródeł finansowania (namawia do pożyczek od rodziców i znajomych). Gdy i te źródła zostaną spalone, okazuje się, że to kobieta zostaje z długami, niespłaconymi zobowiązaniami, wstydem wobec bliskich, a czasem dowiaduje się, że „piękny Gregory” urabiał równocześnie dwie albo i trzy sponsorki na tym samym patencie. Do niego zaś nie należy mieć pretensji, bo całe to postępowanie wynika z postępującej choroby psychicznej (twierdził wielokrotnie, że ma zdiagnozowaną chorobę afektywną dwubiegunową) i problemów psychologicznych, a nie narcystycznych i psychopatycznych tendencji.

„Oskarżony w chwili czynu nie miał zniesionej ani ograniczonej w stopniu znacznym zdolności rozpoznania znaczenia czynów i pokierowania swoim postępowaniem. G. D. nie jest chory psychicznie i nie był chory psychiczne w czasie czynów. G. D. nie choruje na chorobę afektywną dwubiegunową” – stwierdził jednak w uzasadnieniu wyroku Sąd we Wrocławiu. - „Sąd uznał za wiarygodne nadto obie pisemne opinie obu zespołów biegłych lekarzy psychiatrów oraz opinię ustną odebraną od biegłych w czasie rozprawy. Z obu opinii wynika, że oskarżony był poczytalny w chwili czynów i nie cierpi na jakąkolwiek chorobę psychiczną, która mogłaby wpływać na możliwość pokierowania jego zachowaniem w chwili popełnienia przestępstw lub rozpoznania ich znaczenia. Oskarżony w ramach linii obrony utrzymywał, że złożył wnioski o udzielenie kredytu będąc pod wpływem choroby afektywnej dwubiegunowej i miała to być faza tzw. manii, właściwej dla tego typu choroby. Na poparcie swoich twierdzeń uzyskał nawet prywatne opinie biegłych. Z opinii biegłych lekarzy psychiatrów wynika, iż teza ta jest nieprawdziwa, zaś dokumentacja medyczna, z której miałby wynikać opisywany przez oskarżonego stan była nierzetelna. Zdaniem Sądu oskarżony symulował objawy choroby psychicznej w celu uniknięcia poniesienia odpowiedzialności karnej. Biegli podnieśli szereg argumentów przemawiających za powyższym wnioskiem. Lekarze, którzy rozpoznawali u oskarżonego (już w czasie procesu, w okresie kiedy ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości i był ścigany listem gończym) chorobę afektywną dwubiegunową równocześnie nie wdrażali leczenia właściwego dla tej choroby.”

Niestety, refleksja oszukiwanych kobiet przychodzi zwykle za późno, gdy nie ma już możliwości odzyskania pieniędzy, a często też spokojnego życia. W wypadku konfrontacji, uruchamia się ta prawdziwa wersja „Grzesiny”, jak nazywa go jedna z ofiar: cynicznego drania, który bezwzględnie niszczy kobiety i ich rodziny, potrafi maniakalnie nękać je na wiele sposobów, zastraszać, terroryzować, zasypywać skargami, donosami do ZUS, urzędów skarbowych, inspekcji pracy, zawiadomieniami na policję i prokuraturę, wszystko po to, żeby zniechęcić do walki o oddanie pożyczek czy wywiązanie się ze zobowiązań, a może też zwyczajnie upokorzyć.

Niestety czasem wyjątkowo skutecznie.

Wiele ofiar

Ofiarami Grzegorza Dziubki są kobiety z bardzo różnych środowisk, w różnym wieku. Równie skutecznie uwodzi zwykłe „szare myszki”, jak kobiety sukcesu, w tym znane celebrytki. Ma „na koncie” prowincjuszki i bywalczynie salonów. Osoby wyciszone i szukające mężczyzny opiekuńczego, jak też samodzielne i przebojowe. Na jego celowniku znalazły się aktorki, modelki, prawniczki, lekarki, mistrzynie sportu. Niestety wiele z nich potem musiało mocno odchorować znajomość z tym człowiekiem, były zastraszane czy wręcz terroryzowane, przechodziły terapię, no i ponosiły koszty ogromnych strat, do jakich doprowadziła je ta znajomość. Dziś wiele z nich żyje w strachu i poczuciu ogromnego wstydu.

Bardzo ważnym elementem modus operandi takiego sprawcy jest próba uwikłania ofiary w dziwne „interesy”, wspólne długi, zakładanie spółek czy przedsięwzięć, a także nakłanianie do składania fałszywych zeznań w sądach czy na policji (podstępem namawia swoje znajome, żeby powiedziały coś, co jest pozornie niewinną „półprawdą”, a następnie szantażuje te osoby, że złożyły fałszywe zeznania, za co grozi odpowiedzialność karna).

Charakterystyczne jest też bezczelne wykorzystywanie wcześniejszych „operacji” przeciwko poprzednim kobietom do budowania swojej legendy: np. prezentuje mieszkania czy inne nieruchomości kupione przez inne kobiety jako swoje, podobnie jest z samochodami, nie chce oddać nieswoich przedmiotów, wmawia, że to jemu ukradziono pieniądze z miejsc, gdzie ich nigdy nie było, że to on pożyczał kobietom pieniądze (choć to one mają żelazne dowody, że było inaczej), oskarża o zniszczenia jakichś rzeczy, czasem zakupione przez inne kobiety drogie przedmioty daje w prezencie kolejnym uwodzonym paniom.

Sprawdzając sprawę tego przestępcy natrafiliśmy też na informacje o próbach naciągania mężczyzn. Usiłował m.in. sprzedać zadłużone mieszkanie (to samo, na które otrzymał kredyt z pomocą nierzetelnych dokumentów, za co potem został skazany) obywatelowi Białorusi, który nie znał polskiego prawa i wpłacił mu sporą zaliczkę nie wiedząc, że na hipotece lokalu wpisanych jest mnóstwo wierzycieli na setki tysięcy złotych, a samo mieszkanie nie jest wyłączną własnością „sprzedawcy”. Dziś Białorusin usiłuje odzyskać od Dziubki 66 tys. zł.

Taki sprawca potrafi też zręcznie manipulować ludźmi, wykorzystywać błędy systemu i skłonności postronnych osób do unikania problemów na zasadzie: „nie twoja sprawa, lepiej się nie wtrącaj, bo będziesz miał kłopoty”. Każdy urzędnik, prawnik czy policjant, który nie będzie działał zgodnie z życzeniami sprawcy może liczyć się z uporczywym nękaniem, co doprowadza do przedziwnych sytuacji. Jedna z ofiar została m.in. oskarżona o oszustwo tylko dlatego, że za zgodą i na mocy pełnomocnictwa Grzegorza (a wręcz na jego życzenie, bo był w tym czasie aresztowany) pobrała opłatę za wynajem jego mieszkania od osoby wynajmującej, a następnie z tej opłaty zapłaciła m.in. ratę zadłużenia Dziubki. Osoby pokrzywdzone są też oskarżane o zniesławienia i wręcz nękane pozwami i przeróżnymi żądaniami (a ich rodziny, znajomi donosami).

Bardzo źle o Dziubce wypowiadają się jego wcześniejsi pracodawcy, kontrahenci, klienci oraz część prawników, z którymi współpracował. Ale większość zastrzega anonimowość i prosi o nie podawanie szczegółów, gdyż zwyczajnie boją się kolejnych dziesiątek donosów, pozwów, uprzykrzania życia.

- Ten człowiek żyje nękaniem innych ludzi, jakby nie miał nic innego do roboty. Ja wolałem odpuścić mu i nie walczyć o swoje, bo szkoda życia na toczenie trwających lat sporów w sądach, to chore co robi – mówi jeden z pokrzywdzonych przez Dziubkę kontrahentów.

Trafiło też do nas zawiadomienie, że w fundacji Lege Artis proponował osobom pokrzywdzonym pomoc, a potem okazało się, że za tę pomoc musieliby słono zapłacić. Tymczasem sama fundacja nie złożyła za ostatni rok sprawozdania finansowego w sądzie, a z wcześniejszych wynika, że jest praktycznie zwykłą przykrywką, wydmuszką (zerowe przychody i koszty) do prowadzenia działań biznesowych.

Pani Mamo, potrzebuję 150 tys. zł

Śledztwo w sprawie podejrzeń oszustw na wielu kobietach prowadzi w tej chwili Prokuratura Warszawa Wola. Ze względu na wielowątkowość sprawy jako dziennikarz poprosiłem Ministra Sprawiedliwości o nadzór nad tymi sprawami. Osoby pokrzywdzone lub znające okoliczności spraw, w które zamieszany jest Grzegorz Dziubka, mogą zgłosić się bezpośrednio do śledczych, na policję albo do dziennikarzy (bagno.film@gmail.com)

Dotąd ustaliliśmy, że poza prawomocnymi wyrokami za oszustwo oraz posługiwaniem się nierzetelnymi dokumentami, Dziubka był podejrzewany w innych postępowaniach karnych.

Pierwsze ślady co najmniej dwuznacznych działań tego człowieka odnotowaliśmy w 2010 r. – wówczas rozpoczął proces uwodzenia starszej kobiety „Barbary” (imię zmienione), pracowniczki jednej z wyższych uczelni, którą będzie potem wykorzystywał do „legendowania” się jako współpracownika tej renomowanej instytucji. „Barbarę” też naciąga i namawia do podejmowania niekorzystnych dla niej finansowo działań, ale kobieta jest tak głęboko uwikłana i w traumie, że nie jest w stanie zeznawać w tej sprawie (możliwe, że wciąż jest pod wpływem sprawcy i manipulowana pomaga mu w dalszych działaniach).

Mniej więcej w tym samym czasie Grzegorz uwodzi „Łucję” (imię zmienione), prawniczkę, którą poznał jeszcze w szkole. Doprowadza do tego, że „Łucja” zrywa z dotychczasowym chłopakiem i wchodzi w związek z Grzegorzem. Mężczyzna stara się zaprezentować dziewczynie z jak najlepszej strony.

„informował ją, że skończył studia prawnicze, rozpoczął studia doktoranckie na Uniwersytecie J. oraz prowadzi jednoosobową firmę (…) Oskarżony komplementował pokrzywdzoną, był dla niej miły i czarujący.” – czytamy w uzasadnieniu wyroku sądu.

Szybko próbuje też zyskać poparcie rodziny „Łucji”. Pisze m.in. esemesy do jej mamy, w których zwraca się do niej „Pani Mamo”. Nie mija nawet rok, gdy zaczynają się pierwsze potrzeby finansowe.

„We wrześniu 2010 roku oskarżony powiadomił (…), że nie ma pieniędzy, a potrzebuje je na studia doktoranckie, na czesne. (…) Oskarżony napisał (…), że potrzebuje 5.000 złotych, na okres 2- 3 tygodni, po czym odda jej pieniądze. Po krótkim czasie oskarżony napisał, że potrzebuje jeszcze 3.700 złotych, ponieważ ma problemy ze zdrowiem, z sercem. Musi leczyć się w szpitalu, ale nie ma na to pieniędzy. Pytał, czy pokrzywdzona pożyczy mu te pieniądze. (…) Po upływie wskazanych terminów oskarżony G. D. nie oddał pieniędzy pokrzywdzonej.”

„W niedługim czasie oskarżony zapytał (…), czy ona bądź też ktoś ze znajomych ma pożyczyć kwotę 50.000 złotych. (…) Oskarżony cały czas informował o problemach zarówno finansowych, zdrowotnych i zadłużeniach (…) miał oddać pieniądze w ciągu roku.”

„Po upływie roku oskarżony nie oddał pieniędzy. (…) prosiła oskarżonego o zwrot długu, musiała przecież oddać do banku tzw. kwotę główną. Oskarżony ponownie twierdził, że ma problemy finansowe, że leczy się za granicą, że ma problemy z sercem. Cały czas zapewniał jednak, że zwróci pieniądze. (…) Wtedy jeszcze dziewczyna wierzyła w zapewnienia oskarżonego.”

(w cudzysłowie fragmenty uzasadnienia wyroku)

Kłamstwo ma krótkie nogi, ale patologiczni kłamcy potrafią też świetnie manipulować swoimi ofiarami, wywoływania w nich poczucia odpowiedzialności za losy sprawcy, współwiny sytuacji, empatii, zaangażowania emocjonalnego.

„W kwietniu 2012 roku oskarżony nadal przekazywał (…), że ma problemy finansowe. Zapewniał, że jedynym wyjściem z sytuacji będzie wyjazd za granicę, celem zarobienia pieniędzy. Nic według słów oskarżonego – nie miało sensu, oskarżony miał nie wiedzieć, co ma robić, chciał się poddać. Mówił też, że nie chce mu się żyć i że jest załamany. (…) na dodatek dzień wcześniej zalało mu mieszkanie.”

Wszystko miało zmierzać do tego, żeby zakochana kobieta „znalazła rozwiązanie”, które mogłoby zatrzymać ukochanego w kraju, cudownie uleczyć go ze wszystkich śmiertelnych chorób, poprawić nastrój i wzbudzić chęć do życia. A jak wiadomo najlepszym lekarstwem dla duszy naszego bohatera są pieniądze. W zasadzie to recepta została już prawie wystawiona: Grzegorz stwierdził w jednym z sms, że jak znajdzie kredytodawcę na 150 tys. zł to się oddłuży i będzie mógł rozpocząć życie uczuciowe i biznesowe z czystą kartą. Na oku ma zaś taki biznes, że gdyby ktoś mu te pieniądze pożyczył, to odda w ciągu miesiąca.

Zakochana kobieta znów uwierzyła i… wzięła kredyt na siebie oraz namówiła do tego samego mamę. W lipcu 2012 r. obie kobiety przelały Dziubce łącznie blisko 150 tys. zł tytułem „pożyczka na nowe życie”. Przypomnijmy, że miał (o czym wielokrotnie zapewniał) oddać pieniądze w ciągu 30 dni, no ale jak już je dostał, to uzależniał od tego, jak pójdą wszystkie interesy. Cóż, poszły źle, skoro pieniędzy nie oddał. Rok później Dziubka poinformował, że wszystkie długi ureguluje z kredytu, o który właśnie się stara, ale… potrzebuje na wkład własny. Mama „Łucji” więc znów się zadłużyła i przelała mu kolejne 55 tys. zł.

Pojawia się zasadne pytanie, dlaczego wciąż kobiety wierzyły, że mężczyzna wywiąże się ze zobowiązań, skoro tyle razy je zawiódł i zwodził? Miłość i wiara w drugiego człowieka, chęć pomocy mu to jedno, ale Dziubka zręcznie też wykorzystywał psychologię takiej sytuacji. Dochodzimy tu też do bardzo ważnego elementu jego modus operandi (uwikłania ofiary w swoje czyny, uczynienia jej niejako „współwinnej”, co prowadziło do obarczania siebie samej jeszcze większym poczuciem winy, wstydem). W tym wypadku Dziubka namówił mamę ukochanej, by go fikcyjnie zatrudniła z wysoką pensją, po to, by mógł wyłudzić kredyt. Jednocześnie rodzina kobiet kompletnie nie zdawała sobie sprawy z poziomu uwikłania, zależności finansowych, co powodowało, że kobiety chciały to wszystko rozwiązać w tajemnicy. Oczywiście obiecywał, że ten wyłudzony kredyt przekaże na spłatę wszystkich długów. Znów kłamał. Kupił za te pieniądze i wkład własny mieszkanie we Wrocławiu. Kobiety zostały z niczym (z wciąż pustymi deklaracjami i obietnicami oraz wieloma zobowiązaniami do spłaty).

„(…) zaczęły jednak coraz bardziej denerwować się, że oskarżony nie zwraca pożyczonych mu pieniędzy. Obie kobiety spłacały w ciągu ostatniego roku raty kredytu (…). Pokrzywdzona poinformowała wówczas oskarżonego, że nie pożyczy mu już więcej pieniędzy, ponieważ takowych już nie posiada. Zarówno matka, jak i córka coraz bardziej zaczęły dopominać się o ich zwrot. Wówczas oskarżony zmienił swoje zachowanie, ignorował (…) zaczął być niemiły, ciągle zapewniał, że chce oddać pieniądze, ale mu to nie wychodzi. Przestał zwracać się do (…) „Pani mamo”, tylko (...). (…) Kobieta błagała oskarżonego, żeby oddał jej pożyczone pieniądze. Poinformowała go też, że jeżeli oskarżony tego nie uczyni, pójdzie z tym do sądu. Oskarżony krzyczał, że woli mieć komornika, aniżeli zwrócić pieniądze. W pewnym momencie oskarżony poinformował, że bierze duży kredyt, ale musi mieć na rachunku kwotę 30.000 złotych. (…) nie wierzyła już oskarżonemu. Poinformowała córkę, że jest to oszust. (…) Kiedy (…) przestały pożyczać oskarżonemu pieniądze, kontakt z G. D. urwał się.”

„Chciałbym być w Twoim sercu, nie tylko w głowie”

W trakcie związku z „Łucją” i jej mamą, Grzegorz uwiódł „Ilonę” (imię, jak wszystkie imiona kobiet w tym tekście, jest zmienione). „Ilona” była zatrudnioną przez Grzegorza pracownicą, był jej szefem w firmie, dla której pracował. Zaczął się do niej zalecać w sierpniu 2011 r., a już we wrześniu pożyczył od niej łącznie 6,9 tys. zł, których nigdy nie oddał.

- Początkowo prawił komplementy, umówił się z nią kilka razy, następnie zaczął wysyłać sms, że jest wyjątkowa, a on ma dość przelotnych związków, by kilka dni później stwierdzić, że ma trudny czas finansowo, ale nie wie, czy wypada prosić ją o pożyczkę. Kilka chwil później już wypadało, bo stwierdził, że wszystko ma na lokacie, którą może rozwiązać dopiero za dwa miesiące. Pożyczył 500 zł – relacjonuje osoba znająca akta tej sprawy.

„…zaburzasz mi w pozytywny sposób mój plan na życie”, „jesteś mądrą seksowną pociągającą kobietą”, „chciałbym być w Twoim sercu nie tylko w głowie” – pisał Dziubka w sms do „Ilony”. Chwilę później wspominał znów o problemach finansowych („problemy ostatnio to moje drugie życie”), a dzień później pożyczył kolejne 300 zł. Następnego dnia przyszło rzekomo wezwanie do zapłaty za studia na uczelni i Dziubka musiał pożyczyć już większą kwotę. Dostaje przelewem 500 zł. Kilka dni później „Ilona” sama pożycza od kogoś 2 tys. zł i przekazuje je Dziubce. To wciąż za mało. Grzegorz narzeka, że nie będzie mógł kontynuować studiów, bo nie może liczyć na kredyt. Trzy dni później zaczynają się problemy ze zdrowiem Grzegorza („wyniki badań są gorsze niż ostatnio”). „Ilona” wręcza mu kolejny 1 tys. zł w gotówce, po kolejnych 3 dniach 400 zł, a 3 października 2,2 tys. zł. Wszystkie te kwoty mają być opłatami za studia doktoranckie.

„…bardzo dziękuję i doceniam… ale ważniejsze jest to co niematerialne czyli uczucia pora walczyć o to…” – odpowiada Grzegorz.

 „Ahh, więc jesteśmy ze sobą. To cudownie. Ja wewnątrz czułam, że tak właśnie jest ale nie sądziłam, że ty uważasz podobnie :) uwielbiam cię Grzesiu ….” – pisze dzień później „Ilona”.

Ale „Grzesiu” szybko traci zainteresowanie. Unika kontaktów, rozmów. Gdy kobieta domaga się wyjaśnień, rozmów o tym, co ich łączy, 22 października 2011 r. Dziubka pisze oschle: „Na chwilę obecną nie chcę nie mogę i nie będę w żadnym związku”, po czym dodaje, że „przeraża go” jej uczuciowe podejście i kończy: „Myliłem się co do ciebie pa”.

26 października „Ilona” zaczyna prosić o zwrot pożyczki, przynajmniej w części. Grzegorz deklaruje spłatę. 7 listopada ponagla: „dostałam smsa i potrzebuję do środy 3.000 zł. Reszta może poczekać nawet miesiąc lub dwa. Ale tę część muszę mieć już bo minął miesiąc.”

Grzegorz odpisuje, że się postara… No ale się nie postarał.

26 listopada „Ilona” ponownie ponagla: „Grzesiek, ja naprawdę muszę oddać teraz we wtorek te 3 tys.”

3 grudnia sytuacja się powtarza…

Grzegorz odpisuje, że nie wie, kiedy może zwrócić dług bo wydał „teraz ponad 100 tys. na ważny zabieg”. 7 grudnia deklaruje przelew, ale go nie robi. 6 stycznia 2012 r. „Ilona” pisze: „Grzesiek, co z naszą sprawą? Nie mam już kasy, aby oddawać ze swoich, kiedy mogę się spodziewać zwrotu choćby części?”

Grzegorz odpisuje: „Pamiętam o tym… Myślę, że jak sprzedam auta do zwrócę całość.”

Nie zwraca.

I tak do… maja.

Pamiętajmy, że Grzegorz w tym czasie jest jej szefem w firmie, więc sytuacja jest dla kobiety niezwykle trudna. W maju 2012 r. siedmiokrotnie zwraca się z prośbą o zwrot pożyczonych pieniędzy. Dziubka zamiast tego zaczyna… straszyć ją konsekwencjami prawnymi.

Ostatecznie 4.10.2012 r. „powódka wezwała pozwanego do zwrotu pożyczki w ciągu 7 dni.” 11.10.2012 r. Grzegorz Dziubka zaprzeczył, że „kiedykolwiek zawarł z powódką umowę pożyczki.”

Cudowne uzdrowienie

O tym, że działanie Dziubki jest wyrachowane, cyniczne, zaplanowane a nie incydentalne, że jest człowiekiem niebezpiecznym i powinno się przed nim chronić społeczeństwo (szczególnie kobiety), świadczą kolejne historie. W 2013 r. (więc także w czasie trwania relacji z „Łucją”) nasz bohater poznał „Alicję” (imię zmienione). Pomógł jej znaleźć mieszkanie po jej rozstaniu z chłopakiem. No i przy okazji zamieszkał w tym mieszkaniu i rozpoczął fazę „urabiania” zdobyczy.

„Oskarżony przebywał w mieszkaniu, całymi dniami, twierdząc, że to on je wynajmuje. Kiedy (…) i jej siostra wracały do domu, miały już zrobione zakupy. Po tym, kiedy (…) przyznała, że lubi określone słodycze, na drugi dzień przed mieszkaniem stały 3 wazony z ich zawartością. Oskarżony kupował rozmaite przedmioty np. dresy za 180 złotych, maskotki, przywiózł do mieszkania zakupiony toster czy DVD, na urodziny kupił kobiecie telefon (...). Prezenty te wręczał bardzo często, nie ograniczając się do (…). Dostawali je również członkowie jej rodziny. Po obfitym przelewie na konto, zabierał ją na zakupy. Kiedy kobieta wyznała, że podobają jej się mieszkania z antresolą, oskarżony pokazał jej takie, twierdząc, że jest jego, mówił, że chciałby otworzyć jej sklep, zamówić nowy samochód z salonu, odkupić domek jej ojca, aby pozostał w rodzinie (…). Pokazywał przelewy na konto, mówił, że kwota 20.000 złotych to dla niego to są żadne pieniądze. Twierdził, że przelewy te uzyskał od swoich klientów.” (fragment uzasadnienia wyroku)

I w tym przypadku Grzegorz był tajemniczy, chronił prywatność, prezentował się jako majętny, atrakcyjny mężczyzna z klasą, trzema samochodami, dwoma mieszkaniami, a co najważniejsze… zdrowy jak byk (choroby serca, stan przedzawałowy i konieczność leczenia za granicą, na które wyłudził pieniądze od „Łucji” i jej mamy, przestały mu nagle doskwierać). Za to uwodzonej przez siebie „Alicji” wmawiał, że chce, by została współwłaścicielką jednego z jego mieszkań, że chce odkupić dom jej ojca. Dziewczyna jednak wyczuła, że Grzegorz jest niebezpieczny i już po kilku miesiącach postanowiła zerwać relację.

„Kiedy chciała wyprowadzić się z wynajmowanego mieszkania, oskarżony utrudniał jej kontakt z właścicielką. (…) Kiedy dziewczyna zakończyła znajomość z oskarżonym, ten oczerniał ją na F.. Na jej byłego chłopaka nasłał kontrole z różnych instytucji, przesyłał liczne wiadomości SMS- owe, jej oraz jej siostrze, matce. Jeździł do rodziców (…), by przekonać, że ich córka, to nie jest ta osoba, którą znają. Zagroził, że dziewczyna nie dostanie się do Policji, o przyjęcie do której się ubiegała.” (fragment uzasadnienia wyroku)

Po zakończeniu znajomości Dziubka oskarżył „Alicję” o wyłudzenie pieniędzy (sprawę umorzono). Twierdził, że jedynie pożyczał pieniądze, a „Alicja” ustnie zobowiązywała się do zwrotu pieniędzy.

Dziś „Alicja” – podobnie jak większość ofiar działań oszusta – chce o nim zapomnie

. Sądowi wyjaśniła jedynie, że nie chciała kontynuować znajomości, gdyż mężczyzna cały czas coś przed nią ukrywał, podejrzewała również, że nie jest jedyną kobietą w jego życiu.

„1 milion i znikam na Malediwy”

W 2014 r. ofiarami oszusta padły kolejne kobiety. Z „Weroniką” (imię zmienione) zamieszkiwał krótko (choć znajomość trwała 2 lata). Wykorzystał ją i jej przyjaciółkę „Renatę” (imię zmienione). Od tej drugiej pożyczył najpierw 2,8 tys. zł, a gdy ta sama zaproponowała, że może mu pożyczyć większą kwotę napisał:

„1 milion i znikam na Malediwy”

„W kolejnej wiadomości podał numer swojego rachunku oraz wiadomość „G. 3 tysięcy”.

„Renata” na różne prośby Dziubki przelała mu kolejno:

19 sierpnia 2014 roku kwotę 3000 złotych.

Nieco później kolejne 3000 złotych.

We wrześniu za granicą zabrakło mu paliwa, i nie miał za co wrócić do Polski. 22 września 2014 roku „Renata” więc przelała mu dwa razy po 500 złotych. Dziubka poprosił jednocześnie, żeby „Renata” nie tytułowała przelewów „pożyczka”, bo będzie miał kłopoty z Urzędem Skarbowym,

26 września 2014 roku „Renata” przelała kwotę 2200 złotych,

Dwa dni później kolejny przelew zrealizowany został na kwotę 3000 złotych.

„Za każdym razem, kiedy oskarżony otrzymywał od pokrzywdzonej pieniądze, G. D. informował ją, że odda pieniądze do piątku, bądź też w ciągu dwóch tygodni.” (fragment uzasadnienia wyroku)

Niestety… znów „zachorował” i został „przytłoczony problemami finansowymi”. Cóż, jak się jednocześnie posiada tak wiele mieszkań, samochodów i… przyjaciółek, można rzeczywiście ciężko się rozchorować i pogubić.

„W październiku 2014 roku oskarżony w wiadomości SMS-owej po raz kolejny poprosił (…) o kolejną pomoc finansową. Napisał, że ma problemy zdrowotne, musi się leczyć i przytłaczają go problemy finansowe.” (fragment uzasadnienia wyroku)

„Renata” zaproponowała, żeby wziął kredyt. Dziubka odparł, że nie ma zdolności, a poza tym nagle okazało się, że… „ma raka” i „nie ma za co żyć”.

„W systemie informatycznym (...) Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia nie znaleziono informacji o świadczeniach medycznych (kardiologia i onkologia) zrealizowanych w stosunku do oskarżonego na terenie kraju” – zweryfikował choroby Dziubki sąd.

„Ponieważ ze słów oskarżonego wynikało, że pieniądze mają iść na leczenie, oskarżycielka posiłkowa zgodziła się być kredytobiorcą.” (fragment uzasadnienia wyroku)

7 października 2014 „Renata” wzięła w banku pożyczkę gotówkową wysokości 15.000 złotych (zobowiązując się, że spłaci 28.482,72 złote). Całą kwotę przekazała Dziubce w gotówce podczas spotkania w samochodzie. Prawnik obiecał, że odda w ciągu dwóch tygodni, żeby „Renata” mogła odstąpić od umowy (dzięki czemu nie będzie musiała spłacać dwukrotności pożyczki).

„Później zapewniał, że uczyni to niebawem, albo do końca roku. Po tym terminie pokrzywdzona zaczęła upominać się o zwrot pieniędzy, ale z oskarżonym nie było już rozmowy na ten temat. W pewnym momencie napisała oskarżonemu, że minął termin pierwszej wpłaty, oskarżony odpisał jedynie, że da znać. W jednej z wiadomości SMS-owej poinformował pokrzywdzoną, że nie chce mieć z nią kontaktu, a pieniądze odda pokrzywdzonej jego księgowa. Miała już znikomy kontakt z oskarżonym, wszelkie bowiem prośby o zwrot pieniędzy były zbywane przez oskarżonego informacjami : „nie teraz” , „mam problemy”, „niebawem, najpóźniej do końca roku”, spotkania zaś były przekładane.” (fragment uzasadnienia wyroku)

W 2016 Dziubka zwrócił „Renacie”… 300 złotych. W 3 ratach, za każdym razem przekazując po 100 złotych.

W tym samym czasie Grzegorz Dziubka spotykał się z przyjaciółką „Renaty” „Weroniką”. Namówił ją jedynie na wzięcie kredytu 25 tys. zł. Potem próbował skłonić do kolejnego zadłużania się (na 50 tys.), żeby wyremontować jego mieszkanie, ale „Weronika” się na to nie zgodziła. Związek z „Weroniką” Dziubka – według akt sądowych – zakończył ze zwykłą dla siebie klasą: wysłał dziewczynie sms, że jest w związku z kimś innym.

Leć do banku, nie marudź, a będzie jeszcze fajniej…

W czasie związku z „Weroniką” i częściowo z „Łucją” Grzegorz Dziubka nawiązał relację z kobietą z kolejnego miasta – „Dorotą” (imię zmienione), od której pożyczył ponad 16 tys. zł, a potem uznał, że skoro nie ma umowy pożyczki, to i sama pożyczka nie istnieje. Na szczęście sąd był innego zdania i nakazał kochliwemu prawnikowi zwrot pożyczonych pieniędzy wraz z odsetkami.

Niesmak budzi wymiana korespondencji esemesowej Dziubki z „Dorotą”. Jak cynicznym, okrutnym i bezwzględnym człowiekiem trzeba być, żeby zwodzić zakochaną kobietę stwierdzeniami typu: „może spędzimy ze sobą resztę życia”, „możemy zamieszkać razem pod pewnymi warunkami” tylko po to, żeby skłonić ją do zaciągnięcia pożyczki w banku (oczywiście w celu przejęcia tych pieniędzy), a potem zakończyć związek w podobnym stylu jak poprzednie, udając, że żadnego zobowiązania się nie zaciągało. Standardowo Dziubka pod koniec znajomości groził kobiecie, straszył ją, obrażał i sugerował, że będzie informował inne osoby o jej rzekomych intymnych przeżyciach.

„Przestań mnie obrażać. Jako mężczyzna nie masz za grosz honoru ani szacunku dla mnie, dla siebie i otoczenia” – napisała w ostatniej wiadomości do mężczyzny „Dorota”.

„To nie obrażanie, to fakty, a twoja opinia jest tylko twoją opinią. Kobiety, którą zostawił facet (…)” – odpisał kończąc groźbą ujawnienia szczegółów intymnych dotyczących dziewczyny.

5 kwietnia 2016 r. Sąd orzekł, że Grzegorz Dziubka musi zwrócić „Dorocie” 16.891,19 zł z odsetkami oraz 3.262 zł tytułem zwrotu kosztów procesu.

Koszmar na jawie

Wydawałoby się, że po tylu problemach, z toczącą się sprawą sądową o oszustwo na głowie, Grzegorz Dziubka powinien jeśli nie całkowicie zrezygnować z popełniania przestępstw, to przynajmniej zachowywać się bardziej racjonalnie, ostrożniej, staranniej planować swoje posunięcia. Tymczasem dopiero się rozkręcał. Kolejne dwie ofiary zostały przez sprawcę w zasadzie zmaltretowane psychicznie i upokorzone z takim okrucieństwem i bezwzględnością, że trudno znaleźć jakiekolwiek okoliczności łagodzące i logikę w postępowaniu sprawcy.

W marcu 2016 r. Grzegorz poznaje Annę. To jedyna kobieta, która dziś nie tylko nie chce pozostać anonimowa, ale postanowiła otwarcie i odważnie walczyć o prawdę.

- Przez tego człowieka straciłam swoje życie, poczucie bezpieczeństwa, zostałam zadłużona na ogromne pieniądze, zostałam zmuszona do ucieczki z kraju, ukrywania się, życia w ciągłym strachu przed jego kolejnymi szantażami i terrorem. Jestem pod ścianą i nie mam już wyjścia, ale nie robię tego z zemsty czy nawet potrzeby wyjaśnienia moich spraw. Po prostu wiem, że on się nie zatrzyma, że będzie dalej niszczył kolejne ofiary, jeśli go nie powstrzymamy – tłumaczy Anna.

Jej opowieść przeraża. Początki nie odbiegają od schematu: Grzegorz sprawia wrażenie wymarzonej partii. Prezentuje się jako bogaty prawnik, romantyczny, serdeczny człowiek, deklarujący wielkie uczucie, snujący wizje wspólnego życia, mieszkania, prowadzenia biznesu. Porusza się drogimi samochodami, opowiada o interesach, inwestycjach, posiadanym majątku, pokazuje przelewy na duże kwoty, obsypuje prezentami, proponuje wyjazdy, realizację planów, aż w końcu się oświadcza podczas pobytu w Egipcie. W ciągu dwóch lat zręcznie wkrada się też w łaski całej rodziny kobiety i jej przyjaciół. Do dziś ciotki Anny są przekonane, że to ona jest „złą kobietą” a Grzesiu cudownym męskim marzeniem, na który siostrzenica nie zasłużyła.

Anna ani się spostrzeże, a jest już uwikłana po uszy: daje się wciągnąć do zaciągnięcia kilku kredytów na różny sprzęt, telefony, trzy luksusowe samochody: jaguara, cadillaca i infiniti. Na domiar złego daje się wciągnąć w założenie wspólnej spółki z Grzegorzem i zaciąganie na nią zobowiązań. Jak wyliczy po latach, straci na związku z Grzegorzem 314 tys. zł.

- To tylko kwota, którą musiałam spłacić za tego oszusta. Musiałam rzucić swoje życie, wyjechać za granicę, żeby te nieswoje, zaciągnięte na moje nazwisko zobowiązania, spłacić – tłumaczy.

Ale pieniądze to tylko część koszmaru. Gdy nie była już w stanie uwierzyć w kolejne manipulacje i kłamstwa ukochanego, zaczęły się akcje rodem z horroru.

- Obelgi, plucie w twarz, przemoc, straszenie samobójstwem i inne groźby, a po jakimś czasie przepraszanie, prośby o wybaczenie, ponowne snucie wspólnych wizji, miłosne listy, w końcu oświadczyny w Egipcie. Ta huśtawka trwała aż do 2019 r., kiedy w końcu Grzegorz trafił do aresztu, ale do dziś nie wiem, za jakie przestępstwo. W międzyczasie Grzegorza ścigali komornicy, pojawiały się różne oskarżenia, konieczność składania zeznań, w których nakłaniał mnie do przedstawiania go w dobrym świetle oszukując, że sam ma do czynienia z oszustami, którzy nie chcą wywiązać się wobec niego ze zobowiązań, a potem szantażował, że rzekomo skłamałam w sądzie, co nie było prawdą, bo ja po prostu mówiłam o tym, co widziałam, tak jak to widziałam. Nie kłamałam, ale Grzegorz dziś tak próbuje to przedstawiać. Kiedy trafił do aresztu słał płomienne listy, jak to mnie kocha i błagał, żebym go nie zostawiała, że wszystko potem się ułoży, ale ja już w to nie wierzyłam. Zresztą postanowiłam przetestować tę miłość i jego prawdomówność i za zgodą dyrekcji Zakładu Karnego uzyskałam widzenie, na którym poprosiłam Grzegorza o potwierdzenie na piśmie prawdy: uznania tych wszystkich długów, które zaciągałam na jego prośbę, a które przecież tyle razy obiecywał spłacać i potwierdzał, że są jego, a nie moje – wspomina Anna.

Grzegorz odmawia, co jasno pokazuje intencje oszusta.

Słowa o wielkiej miłości płoną na stosie interesów i zagrożenia, że ofiara, którą „zrobił” na kilkaset tysięcy złotych, będzie miała oczywisty dowód, by ubiegać się o odzyskanie tych pieniędzy. Anna nie wie nic o wcześniejszych grzechach Grzegorza, nie zna bliźniaczej sprawy „Łucji” czy innych kobiet, które mężczyzna wcześniej oszukał. Zamiast przyznania się na piśmie do długów, Grzegorz daje jej za to pełnomocnictwo do pobierania opłat za wynajmowane mieszkanie, z których może odzyskać choć część pieniędzy na opłaty. Kilka lat później perfidnie wykorzysta ten fakt do oskarżania kobiety o „podszywanie się pod jego matkę” w celu wyłudzania tych opłat.

- To była wyjątkowa bezczelność, bo ja przecież do dziś mam to pełnomocnictwo, a za jego matkę nigdy się nie podawałam – niedowierza Anna.

Uciekła za granicę. Przez ostatnie pięć lat ciężko pracowała, żeby pospłacać zaciągnięte na prośbę Grzegorza długi. W sierpniu 2022 r. zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstw na jej szkodę. Prokuratura do dziś prowadzi postępowanie w tej sprawie. Dziubka w zemście wytacza jej lawinowo postępowania karne i cywilne, żąda ścigania za rzekome nękanie, składa prywatne akty oskarżenia. Oczernia, że była jego utrzymanką.

- Zanim go poznałam sprawowałam dyrektorską funkcję, kupiłam dwa mieszkania, pracowałam i zarabiałam, nigdy nie byłam żadną jego utrzymanką. Zresztą, czy dostawałabym te wszystkie kredyty i leasingi gdybym nie zarabiała? Ten system jest chory, pozwala na niszczenie mnie w sposób systemowy, mnożenie absurdalnych postępowań, jak to o pobranie opłaty za mieszkanie, nękanie mnie tymi wszystkimi zawiadomieniami i groźbami. Ja do dziś nie mogę doprosić się wyjaśnienia sprawy notorycznego oszusta, a on ciągle wynajduje jakieś zmyślone niby przestępstwa, których nie jestem już w stanie zliczyć i prawnie obsłużyć. Wydaję na prawników tyle, że nie jestem w stanie normalnie żyć. Nie rozumiem tego. Przecież on ma wyroki skazujące, to co ze mną, robił już wielokrotnie na szkodę wielu innych kobiet, jest zwykłym recydywistą, przestępcą, oszustem, prawdopodobnie jest wciąż niebezpieczny dla innych i nie można z tym nic zrobić, ja tylko mam ponosić ciągle konsekwencje tego, że zaufałam temu człowiekowi, że się zwyczajnie zakochałam. Przecież ja nie zrobiłam niczego złego, nawet spłaciłam te jego długi, nigdy nie złamałam prawa, a system pokazuje mi, że kompletnie nie działa. Gość z wyrokami sobie hula do woli, a ja ponoszę tego konsekwencje przez lata, nie mogę normalnie żyć, muszę ukrywać się, uciekać, harować za granicą, żeby jakoś z tego wybrnąć – kończy Anna.

Dopiero dużo później Anna dowie się, że w trakcie, gdy był z nią w związku (w latach 2016-2019), Dziubka uwiódł i oszukał co najmniej jedną kobietę: lekarkę. Tej historii jednak nie możemy przedstawić, bo kobieta nie jest w stanie o niej rozmawiać. Wiemy jedynie, że straciła kilka tysięcy złotych i znacznie więcej niematerialnie. W tym samym czasie prawdopodobnie miał też związek z warszawską celebrytką, ale nie wiadomo, czy ta kobieta została też oszukana lub skrzywdzona. Celebrytka jedynie ogólnie poinformowała swoich fanów, że padła ofiarą narcyza.

Roz…ię się tu, przed blokiem, żebyś widziała

Równie przerażającą historię, co Anna, może opowiedzieć „Patrycja” (imię zmienione). Grzegorz poznaje ją niedługo po opuszczeniu aresztu, w końcówce 2020 r. Twierdzi, że ostatnie miesiące spędził na Zanzibarze (w rzeczywistości siedział w areszcie lub w więzieniu), gdzie rzekomo odpoczywał od toksycznych osób z otoczenia. Już po trzech miesiącach wprowadza się do kobiety. Nie pracuje, ale tłumaczy, że żyje z oszczędności.

Planuje założenie fundacji. Po jakimś czasie pojawi się propozycja, że może taką fundację lub spółkę założą wspólnie. „Patrycja” ma jednak dobrą pracę i uporządkowane życie, więc nie chce pakować się w żadne „biznesy” czy fundacje. Nie rozumie też do końca, po co Grzegorzowi kolejny samochód, który chce kupić.

- Dziwne było to, że żyje z oszczędności, a jednocześnie szuka samochodu, chodzi po salonach, rozmawia z moim tatą i szwagrem, co teraz warto kupić. W pewnej chwili usiłuje wzbudzić we mnie zazdrość. Niby mimochodem mówi, że on ma znajomą i że ona weźmie na niego kredyt, a on będzie jej oddawał pieniądze. Dziś wiem, że to miało na celu wywołanie takiej presji na mnie, bym zgodziła się ten kredyt wziąć na siebie. No i się zgodziłam – mówi „Patrycja”.

Zanim kobieta kupi samochód na kredyt, Dziubka decyduje się na wynajem długoterminowy terenowej hondy. Żeby odebrać auto, potrzebuje 14 tys. zł.

- Pyta, czy ja mu pożyczę. I to był mój największy błąd, bo gdybym mu wtedy powiedziała, że nie, że za krótko się znamy, a to spora suma, to pewnie byśmy się rozstali i byłoby po problemie. Ale ja mu pożyczyłam. Poprosił o przelew na konto matki. I bardzo szybko, bo już po 2 miesiącach, zaczął szukać luk prawnych, że ta firma wypożyczająca jest nieprofesjonalna, coś źle zrobili, zaczęły się jakieś maile nieprzyjemne, pokłócili się. Wypowiedział rzekomo umowę. A prawda była taka, że nie miał pieniędzy, żeby opłacać co miesiąc ten wynajem, więc doprowadził do konfliktu – wspomina „Patrycja”.

W zemście Dziubka doniósł na tę firmę do Urzędu Skarbowego, ale urząd umorzył dochodzenie. „Patrycja” dowie się o tym dużo później. Będąc wciąż pod urokiem mężczyzny, kobieta kupuje za około 120 tys. zł samochód na kredyt. Auto jest na „Patrycję”, ale z założeniem, że użytkownikiem i spłacającym kredyt będzie Grzegorz. Ma też zrobić wkrótce cesję tego kredytu na założoną przez siebie fundację.

- Skończyło się na tym, że przez 2 lata spłacił może 4, maksymalnie 5 rat. Połowę ubezpieczeń też pokryłam ja, miejsce garażowe wykupiłam na siebie i też płaciłam. On tym samochodem jeździł. Kiedy się upominałam, że miał zrobić cesję, reagował agresją. W pierwszym roku naszej znajomości ciągle mówił, że będę jego żoną, będziemy mieli dzieci, że wybudujemy dom, szukaliśmy działki pod ten dom. A potem nastąpiła zmiana zachowania o 180 stopni. Jak wcześniej jeździł do klientów czy na uczelnię do Krakowa, to bardzo często jeździliśmy razem. Nagle zaczął jeździć sam – opowiada „Patrycja”

W marcu 2022 r. Dziubka informuje, że ma chorobę afektywną dwubiegunową. Bardzo źle się czuje i musi się wyprowadzić do rodziców, żeby nie ranić ukochanej swoim zachowaniem. Kobieta stara się pomóc, jeździ po psychoterapeutach, czyta o tej chorobie.

- Jednocześnie przez cały ten rok pisał, że chce się zabić, że jest w strasznym stanie, że ma depresję, jeździ po szpitalach. Jak odpisywałam, że przyjadę i mu pomogę, po prostu będę z nim, to się wydzierał, że nic nie rozumiem, nie wiem, co to są problemy, że on nie ma za co żyć i leków kupować, no i… czy ja mu nie pożyczę. A tu tysiąc na sąd, a tu na leki, a tu na cośtam – wspomina kobieta.

Pożyczała wiele razy. Ona i jej rodzice pomagali też zawodowo Dziubce, który zaczął pracę online, udzielając porad prawnych. „Patrycja” i jej rodzice szukali odpowiedzi w internecie, bo „doktor prawa” był rzekomo taki umierający.

- Pod koniec 2022 r. nagle wrócił. Odmieniony, po terapii, cudowny, wspaniały, zapewniający, że będzie już super. Ale nie było, bo zbyt wiele lampek ostrzegawczych mi się zapaliło i już uważałam. W lutym 2023 r. z telefonu jego brata dowiedziałam się, że kiedy był taki umierający, kiedy tak bardzo chciał się zabić i był taki chory, to okazało się, że przez cały ten rok mieszkał z inną kobietą w Krakowie i czuł się bardzo dobrze, tworzyli normalny związek, snuł z nią plany na przyszłość, chciał kupować wspólne mieszkanie, zakładać rodzinę. Za pieniądze, które mu pożyczałam, rzekomo na leki, na sądy, on fundował tamtej kobiecie wspólne wyjazdy w góry, nad morze – mówi „Patrycja”.

Ta kobieta, „Katarzyna” (imię zmienione), nie dała się jednak omotać i oszukać. Dość szybko zorientowała się, z jakim ziółkiem ma do czynienia, odmawiała wspólnych inwestycji czy zaciągania kredytów. Nie mogąc uzyskać żadnych „konfitur”, Grzegorz wrócił więc do „Patrycji” (dziś „Katarzynę” nęka pozwami o rzekome zniesławianie, choć ta kobieta nigdy nie wyrządziła mu żadnej krzywdy).

Niedługo potem, jak „Patrycja” dowiaduje się o romansie Dziubki z „Katarzyną”, u jej rodziców pojawiła się Anna (kobieta, z którą był związany przed odsiadką w latach 2016-2019) z detektywami i opowiada im swoją historię, prosząc, by ostrzegli córkę przed Grzegorzem. Z „Patrycją” skontaktowała się też pani adwokat, która prowadziła sprawę przeciwko Dziubce.

- Postanowiłam się z nim rozstać. Pewnie bym powiedziała, co wiem i poprosiła go, żeby się wyprowadził, ale pani Ania mnie ostrzegła, że to nie będzie normalne rozstanie, że powinnam się zabezpieczyć, ktoś powinien ze mną być dla bezpieczeństwa, bo on może zachowywać się nieprzewidywalnie, że może być niebezpieczny. Muszą być świadkowie, sąsiedzi albo ktoś z rodziny i powinnam zabezpieczyć się jakimś rejestrowaniem tego wszystkiego, żeby potem nie było wątpliwości, kto mówi prawdę. Ja się czułam jak w Matriksie, bo z jednej strony trochę nie wierzyłam w to, co się stało, że straciłam nerwy, pieniądze, a ktoś tak bardzo mnie oszukał,

a z drugiej strony ciężko mi było uwierzyć w tę część kryminalną – mówi „Patrycja”.

Dzieje się dokładnie to, co przewidziała Anna. Rozstanie trwa całą noc, koło 14 godzin. Grzegorz jest bardzo agresywny, oczernia całą rodzinę, grozi, że będzie pisał donosy, że nie da im żyć, że wszyscy tego pożałują, bierze łom, zapowiada, że powybija okna, rozwali samochód, popycha sąsiadkę, kopie w telewizor. W pewnym momencie wybucha:

„W dniu dzisiejszym popełnię samobójstwo. Roz…ię się tu, przed blokiem, specjalnie się wpier…lę w pierwszą lepszą klatkę, żebyś to k…wa widziała i codziennie idąc k…wa ulicą, żebyś wiedziała, że przez ciebie, przez twoją awanturę, sposób, w jaki mnie zostawiłaś, że się roz…bałem” – grozi.

- Gdzieś około 6 nad ranem zaczął robić szopkę, że on zacznie łykać wszystkie leki, które są w domu. Rzekomo wziął te leki i wybiegł z osiedla krzycząc, że się rzuci pod pociąg. Sąsiad za nim wybiegł, my zadzwoniliśmy na 112 i na policję, złapali go gdzieś przy tych torach, zabrali do szpitala na odtrucie do Tworek – opowiada „Patrycja”.

Dobę później Grzegorz wychodzi ze szpitala na własną prośbę. W tym czasie „Patrycja” z pomocą przyjaciółek pakuje jego rzeczy, przygotowuje do wyprowadzki.

- Znów zaczął robić szopkę, płakać, że on mnie kocha, żebym nie wierzyła innym ludziom, że ta kobieta, z którą mnie zdradzał, to ona nim manipulowała, że ona mówiła, że pomocy potrzebuje i on uległ, że ona pieniądze od niego chciała, on ją utrzymywał. Nie wziął rzeczy. Przyjeżdżał potem jeszcze, urządzał kolejne szopki, krzyczał na cały blok, żeby mi narobić wstydu. Przez pół roku jeszcze brał mnie na litość, że on nie ma gdzie mieszkać, że jest bezdomny, że będzie w lesie spał, że chce się zabić. Wrzucał w mediach posty, że moi rodzice są winni jego stanu zdrowia, że się przez nich zabije, że wszystko to wina rodziców, że jestem bez serca, bez litości i karma wraca, że przeze mnie on się zabije. Trwało to pół roku, było bardzo trudne psychicznie. Nie potrafiłam go zablokować, bo się bałam, że rzeczywiście jest w takim fatalnym stanie i jeszcze sobie coś zrobi. W pewnym momencie kontakt się urwał, ale prawdę mówiąc, ja wciąż się boję, że to jeszcze nie koniec, że zaczną się kolejne donosy, nękanie mnie pozwami czy jakimiś fałszywymi oskarżeniami – kończy „Patrycja”.

Podlicza, że czuje się oszukana na około 50 tys. zł (niespłacona pożyczka 14 tys. zł wpłacona na konto matki Grzegorza, część rat za użytkowany przez Grzegorza samochód i inne opłaty poniesione przez nią na rzecz mężczyzny, które obiecywał ponosić, a tego nie robił).

Najgorsza jest świadomość, że gdyby w Polsce resocjalizacja działała właściwie, gdyby sąd nie zawiesił mu wykonania kary więzienia, to wszystko by się nie zdarzyło, bo Grzegorz przebywałby w zakładzie karnym i być może (gdyby pracował z nim psycholog) tam zrozumiałby, że nie wolno krzywdzić innych ludzi.

Wiemy o kilku innych kobietach, które miały styczność z Grzegorzem Dziubką. Prosimy, nie dajcie się zmanipulować. Ten człowiek to prawomocnie skazany oszust. Potrzebuje przede wszystkim prawdy, sprawiedliwości i skutecznej resocjalizacji, żeby przestał żyć na koszt innych, przestał krzywdzić inne osoby, pomawiać je, niszczyć donosami i wykorzystywaniem ułomności wymiaru sprawiedliwości. Jeśli rzeczywiście jest chory (podkreślamy, że wykluczył to sąd), powinien być pod kontrolą psychiatrów, być może sąd powinien rozważyć jego ubezwłasnowolnienie, żeby nie mógł podejmować sam decyzji finansowych i wciągać innych w bagno.

Na pewno wymaga pomocy, ale przede wszystkim, nie można pozwolić mu dalej oszukiwać innych osób. Jeśli ktoś padł ofiarą tego człowieka, prosimy o kontakt. Zapewniamy pełną anonimowość.

Mówi, że się zmienił. Oby

Grzegorz Dziubka twierdzi, że po wyrokach się zmienił i zasługuje na kolejne szanse. Upiera się, że jego działania przeciw kobietom i ich rodzinom są jedynie reakcją na ich ataki, bo to one zaczęły. Twierdzi, że ujawnia działania przestępcze tych osób, zaś zarzuty w stosunku do niego dotyczą jedynie "zasad współżycia" i "sumienia".

"Grzebanie w tym temacie zaczyna stanowić naruszenie moich dóbr osobistych z uwagi na to, że decyzję wydał sąd, decyzja jest prawomocna i nie ma sensu tego dalej rozkopywać" - mówi.

Zarzuca mi, że działam na zlecenie (w cudzysłowie) jego byłych partnerek, które popełniały wiele przestępstw. Mam rzekomo błędne informacje, niszczę ludziom życie i on wszystko jest w stanie udowodnić na dokumentach. Proponuje konfrontację z udziałem jego adwokatów i telewizji, bo rzekomo z 20 dziennikarzy chce zaprezentować jego wersję wydarzeń. Mam nadzieję, że to zrobią. Jeśli nie, ja oczywiście zaprezentuję pełną wersję Pana Grzegorza Dziubki starając się unikać własnych opinii na jej temat.

Materiał dziennikarski jest oparty głównie na dokumentach sądowych i zweryfikowanym materiale dowodowym. Zaznaczam, że moim celem nie jest rozstrzyganie poszczególnych konfliktów personalnych tylko poinformowanie opinii publicznej o fałszywym wizerunku prezentowanym przez prezesa fundacji, która z racji swojej funkcji społecznej musi być organizacją przejrzystą i wiarygodną, a jej zarząd powinien ujawniać publicznie wszystkie ewentualne kontrowersje, które go dotyczą.

Mariusz Zielke

bagno.film@gmail.com

Materiał w wersji filmowej:





manitooo
O mnie manitooo

Nazywam się Mariusz Zielke. Byłem dziennikarzem Pulsu Biznesu, wcześniej mniejszych gazetek, pisałem na różne tematy, potem robiłem śledztwa dziennikarskie. Obecnie piszę powieści, głównie na faktach, kryminały, sensacyjne, obyczajowe.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo