Władysław Kosiniak-Kamysz ma chyba jedyną w życiu okazję, żeby z Tygryska zamienić się w prawdziwego Tygrysa i zagrać wszystkim na nosie. Jeśli się na to zdecyduje, dla Polski może być to najlepszy scenariusz z możliwych.
Panie Władku, Pan się nie boi – chciałoby się zakrzyknąć z resentymentem do historycznych zdarzeń. Trzydzieści lat temu, Donald Tusk z Lechem Wałęsą i innymi politykami namaścili na premiera Waldemara Pawlaka z PSL, tylko w jednym celu: żeby uchronić Polskę przed lustracją i rozliczeniem PRL-owskich służb oraz wykorzystywanych przez nich marionetek. Niestety, ta decyzja miała opłakane dla Polski skutki (choć nie wiemy przecież, czy inna nie doprowadziłaby do tragedii, np. do starć, obcych interwencji i ofiar w ludziach). Opłakane, bo ludzie dawnych służb, w tym wojskowych, mogli dzięki kwitom i układom zakulisowo sterować rynkiem, gospodarką i wkładać swoje trzy grosze niemal w każdą dziedzinę życia, tworząc system zła znany z republik bananowych. Efekt: przeregulowane państwo, biurokracja, ustawy pod konkretne osoby i wpływy, legendarne wręcz konszachty na każdym szczeblu, władza oligarchów i niewielkiej grupy ich przyjaciół. Słynny Układ.
Na układy nie ma rady
Układ powodował, że jedni zarabiali miliardy, inni ledwie byli się w stanie utrzymać. Jedni mogli wszystko, stali ponad prawem. Inni (większość) nie mieli żadnych szans na sprawiedliwość, byli szykanowani i sprowadzani na ziemię. Kto podskakiwał, wypadał z gry, trafiał na wiele lat do aresztów wydobywczych, nie mógł przez dziesięciolecia uzyskać wyroku w sądzie. Trzeba było się dzielić, płacić łapówki i haracze. Układ dodatkowo dogadywał się z mafią trzepakową i wprowadzał prawdziwy terror – mordował, palił, podkładał bomby i porywał. To był byt ponadpartyjny i apolityczny. Ludzie służb byli wszędzie, zakładali nawet siatki szpiegowskie w firmach, maczali brudne paluchy w prywatyzacjach, w wyrokach sądów, w grabieży majątków, w napadach bandyckich, w bankowości (kradnąc dane do szantaży i porwań; wyłudzając kredyty, produkując lipne oferty inwestycyjne), w każdej nowej dziedzinie, jak powstająca GPW (giełda, która miała wszystko zmienić, unowocześnić, unormować, być krwiobiegiem gospodarki, a stała się po prostu nową platformą dla działania mafii, po latach wielkich nadziei i sukcesów, niemal totalnie zmarginalizowana). Prawo było pełne luk, celowo tworzonych dla zarobku nielicznych (przepisy tak konstruowano, żeby znajomi prawnicy i doradcy mogli te przepisy omijać, za dodatkową opłatą). Wszyscy dziennikarze, politycy i biznesmeni, którzy w tamtych czasach działali przerzucali się anegdotami o tym, kto może więcej, kto ma lepsze wtyki w służbach. Słynny był żart, jakoby w jakiejś dużej państwowej firmie jeden z dyrektorów zagroził drugiemu: Spadaj, bo ja jestem z WSI. A ten drugi wyjął legitymację i odparł: To ty spadaj, bo ja też jestem. WSI jest tu hasłem kluczem, ale tak naprawdę to byli głównie byli oficerowie lub ludzie podszywający się pod służby, ale podobnie działali ci ze służb cywilnych. Patologia nie była wymysłem, to naprawdę tak działało. Zakładali podsłuchy w knajpach i burdelach, zamawiali dziewczyny na imprezy, gdzie podsuwali je ważniakom, a potem nagrywali, dawali potężne łapówki, wynajmowali bandziorów do pobić, wyprowadzali majątek z firm, doprowadzali do manipulacji na giełdzie, niekorzystnych kontraktów, ustawiali przetargi. Raj, wolno było wszystko. Nikt nie szedł siedzieć. Hulaj dusza, piekła nie ma.
Złote czasy lewicy
Apogeum tego „systemu” przypada na lata władzy SLD (2001-2005). Panowie Kwaśniewski i Miller byli zakładnikami tego układu i stali się obaj jego ofiarami (czy wspólnikami nie wiem, ale ofiarami na pewno). Nie będę powtarzał informacji medialnych o korupcji i jej skali. Ale zauważcie, że artykuły prasowe, które powstały na ten temat, nie miały dalszego ciągu, po prostu o tym zapomnieliśmy, dziś nikt nie pamięta o tych setkach przekrętów, które opisywała wtedy trochę „wolna” prasa. Trochę, bo jednak np. mój dziennik był kupiony przez dwóch biznesmenów i oni mieli wpływ na gazetę, choć my dziennikarze próbowaliśmy te układy na różne sposoby omijać. Ale świadomość korupcji i patologii była powszechna. I wszyscy dziennikarze wiedzieli, że jak podskoczą, to po prostu ich nie będzie (opisywałem te mechanizmy w powieści "Wyrok"). W zasadzie każde medium było pod jakimś wpływem układu i służb, kto mówi, że to nieprawda, kłamie. Każde brało kasę od państwowych spółek i biznesmenów. Każde im się wysługiwało. Cenzura komunistyczna zastąpiona została przez ekonomiczną.
Dziennikarze, którzy ujawnili np. transakcje na akcjach Wirtualnej Polski dziś już nie pamiętają o tym, że to ujawniali. Nie interesują się losami sprawy, nigdy tak naprawdę nie chcieli jej wyjaśnić. Kto pamięta dyskusje nagrane przez Pana Gudzowatego z Panem Michnikiem czy Oleksym? Kto dziś zastanawia się, dlaczego Michnik nagrał Rywina, a potem Gazeta to trzymała w tajemnicy przez tyle miesięcy. Pan prezydent Kwaśniewski siedząc u Sowy z Panem Kaliszem wesoło sobie dyskutowali (nagrywani) o tym, jak to służby wszędzie są i jakie patologie powodują. Kto wspomni o rozkradaniu firm i fikcyjnych upadłościach, za którymi stała mafijna grupa kierowana przez sędziego i jego syndyków, tworzących dodatkowo związek z palestrą (zachęcam do lektury powieści "Sędzia"). Chyba tak być nie powinno, nasza pamięć chyba nie powinna być tak krótka, prawda? Tymczasem... Dziś, jak się to przypomina, to zarzuca nam się rozpowszechnianie teorii spiskowych. Wszyscy łazili na filmy Patryka Vegi czy Wojtka Smarzowskiego i bez względu na ocenę jakości, jednak wiedzieli, że taki świat to wtedy był, a teraz już udajemy, że to jakaś prehistoria. To nie była żadna teoria spisku, a czasy też wcale nie takie dawne. Służby wtedy tworzyły układ (niejednolity, nie z jednym szefem, ale układ jak najbardziej, siatkę wzajemnych powiązań nie do przeskoczenia). I ten układ miała rozbić koalicja PO-PiS w 2006 r. Cała Polska liczyła na to, że te partie się dogadają i zniszczą układy mafii, służb, biurokracji. Było dokładnie tak jak dziś: wielkie nadzieje, że koniec komuny. Jakże się wtedy cieszyliśmy zwycięstwem demokracji, sił postępowych, które miały nam naprawić system. Że w końcu dostaniemy normalne państwo, które będzie nowoczesną europejską demokracją, że skończą się ustawione przetargi i rządy oligarchów. Jak się skończyło, wszyscy wiemy.
Czekaj, czekaj, a się doczekasz
Dziś mamy podobne oczekiwania po ostatnich wyborach. Chcemy nowoczesnego państwa, które zacznie dbać o obywateli i traktować nas poważnie. Ale siły zła czuwają i próbują przekonać nas, że nie, że my chcemy „odsunięcia PiS od władzy”. Naprawdę? Tacy jesteśmy mali i prymitywni, że to nam wystarczy. Nie widzicie, jaka to manipulacja? Jak bardzo ci, którzy stoją w cieniu by chcieli was do takiego myślenia przekonać? A jak nowi przyjdą, to już wszystko im wolno? Mogą łamać prawo, wspierać mafię, nie naprawiać państwa, nie usprawniać służby zdrowia, edukacji, sądownictwa? Mogą dalej nas dzielić? Otóż nie, Polacy poszli do wyborów tak licznie, bo chcą normalności. Walki z patologiami, prawdziwej wolności słowa, normalnego w końcu państwa. Chcą końca podziałów, wiecznych rozliczeń (bezskutecznych), narzekania i biedy. Chcą sprawnych sądów, które nie będą tłumaczyć idiotycznych wyroków procedurami. Chcą służby zdrowia dla żywych a nie zmarłych (mojego ojca, jak jeszcze żył, Pani doktor zapytała ze zdziwieniem: „To Pan jeszcze żyje?”; spieszę donieść, Pani doktor, że już zmarł, bo pewnie Pani nie wie, bo co to Panią interesuje). Chcą edukacji kształcącej nowe pokolenia w sposób nowoczesny (ale nie sterroryzowany przez ideologię). Chcą warunków dla przedsiębiorczości i inwestowania. Chcą jednoznacznej walki z patologiami władzy i mafii. A tymczasem najbardziej zadowoleni z wyników wyborów są ludzie dawnych służb, szantażyści, zwykli bandyci, pedofile i manipulatorzy. Wyłażą z różnych nor, ciemnych jam i już knują, wypowiadają się nawet publicznie mówiąc, co politycy mają robić. W popularnym programie internetowym wychodzi jakiś "Szwarceneger", a prowadzący go przedstawia: „Były agent wywiadu, współpracownik CBA, a teraz od kilku lat dziennikarz”. No zajebiście.
Teraz k. my
Naprawdę to jest to zwycięstwo demokracji i liberalizmu? Tak ma wyglądać? Ma się opierać na powrocie dziadostwa z PRL i ich wychowanków bazujących na układach, szantażach, zastraszaniu, pobieraniu haraczy? Chcecie powrotu służb wyciągających kwity na was z akt i przekazujące z konkretnym przekazem mediom (tak było)? Chcecie znów haraczy, ustawionych przetegów i prywatyzacji? Chcecie sądów na telefon i takich, co 20 lat będą "rozpatrywać"? Chcecie banków wstawiających wam w umowy co tylko chcą, żeby się nachapać? Chcecie dzieci indoktrynowanych przez nawiedzonych troglodytów?
Nie. W żadnych wyborach nie chodzi o „odsunięcie poprzedników od władzy”, przynajmniej nie powinno. Polityk powinien być mężem stanu, odważnym reformatorem, który nie boi się postawić na swoim, dbać o swoje cele polityczne, swoich wyborców, ale przede wszystkim dobro kraju. Polityk nie ma się trzymać w cieniu, tylko brać odpowiedzialność. Ma iść w pierwszym szeregu i głosić swoje hasła. Jakie są hasła Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni? Ja zrozumiałem: koniec wojny polsko-polskiej, zakopanie podziałów, reformy, nowoczesność, praca u podstaw, zdrowy pozytywizm, rozwój kraju i patrzenie w przyszłość. Trzecia droga, a nie przydupasy jednej czy drugiej, prawda? To chyba nie jest tak, jak w wyborach miss, że mówisz coś od siebie, ale na koniec musisz i tak powiedzieć: "i żeby był pokój na świecie"?
Jeśli źle zrozumiałem, a hasłem było tylko odsunięcie kogoś od władzy i zgarnięcie konfitur, no to przepraszam, ale jesteście wszyscy siebie warci. Nie na tym powinna polegać polityka. Skończcie z podziałami i targami i zróbcie nam prawdziwy, dobry rząd bez wpływów służb. I mam jednak wrażenie, że Pan Władysław to rozumie (inna sprawa, czy będzie miał odwagę się do tego przyznać), że wie, przed jak wielką szansą teraz stoi (ryzykowną, ale kto nie ryzykuje...) i jak bardzo może zyskać, jeśli z tygryska zmieni się w polityczne zwierzę z prawdziwymi pazurami. To się chwali, że chce być lojalny wobec partnerów takich jak Donald Tusk (bo jednak lojalność też jest ważna), że bierze pod uwagę opinię ludzi, ale powinien być lojalny przede wszystkim wobec swoich wyborców, tych, którzy zagłosowali na „trzecią drogę” (to chyba jasne hasło, że nie jesteśmy żadną przybudówką tylko właśnie trzecią drogą), drogę reform i normalności, a nie wiecznej przepychanki PO-PiSowiej. Tak więc, Panie Waldku, Pan się nie boi i walczy o ten swój interes, a zarazem interes Pana wyborców - w każdym rozdaniu to Pan może dziś naciskać i niestety, to Pan będzie za to wszystko potem rozliczany. Ale niech Pan przynajmniej zagra na nosie tym wszystkim smutnym panom ze Szwejka i innych Sów i pokaże im, że już stara Polska układów nie wróci, że nie będzie wziątek i haraczy, że nie będzie ustaw pod kolesi i przepisów do reaktywacji przedwojennych spółek, że nie będzie kradzieży majątku i sądowych ustawek, że nie będzie tego całego bagna i syfu, który przenieśliście do demokracji z głębokiej komuny.
PS.
Interes kraju wcale nie oznacza, że PSL musi się dogadać z PiS. Może i z PO, ale niech da jasne warunki, że zero służb, szantażystów i bandytów. To PSL może te warunki dziś stworzyć i ich wymagać. Inaczej PSL przegra, a z nim cała Polska. Ciągle będzie działać zasada, że jest układ i nie podskakuj, bo cię zniszczymy.
Przypominam, że po „Bagnie” pracujemy nad kilkoma poważnymi filmami dokumentalnymi o ważnych społecznie sprawach (apolitycznie), może ktoś chce nas wspierać w śledztwach i produkcji tych filmów:
https://zrzutka.pl/hwcpxh
https://patronite.pl/mariusz.zielke
https://www.paypal.com/pools/c/8YT8FEvW2u
bezpośrendnio (z tytułem: darowizna na film):
84124010241111000002522171
Nazywam się Mariusz Zielke. Byłem dziennikarzem Pulsu Biznesu, wcześniej mniejszych gazetek, pisałem na różne tematy, potem robiłem śledztwa dziennikarskie. Obecnie piszę powieści, głównie na faktach, kryminały, sensacyjne, obyczajowe.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka