Ludzie wierzyli, że zmarli towarzyszą im podczas ważniejszych świąt, takich jak Wielkanoc lub Boże Narodzenie i Zaduszki. Obowiązkiem domowników było ich godne przyjęcie. Wystawiano zawsze o jedną zastawę i poczęstunek więcej, nie wolno było pracować, aby nie urazić duszy i nie wylewano wody; aby sprawdzić, czy zmarły był obecny, wysypywano ścieżki i podłogę piaskiem, by odnaleźć jego ślady.
Dla naszych pradziadów sprawa śmierci była oczywista. Było nią po prostu przejście do innego świata. Starali się więc, aby towarzyszyły jej odpowiednie rytuały, rytuały przejścia. Naruszenie tabu groziło tym, że zmarły powróci.
Śmierć swoje przyjście oznajmiała w snach, które miał albo poszukiwany przez nią człowiek, albo jego rodzina. Śniło się wówczas, że do domu skrada się złodziej, albo że wypadają zęby, że dotyka cię zmarły, lub że zapadasz się w mokradła, lub toniesz w dole z wapnem. Niedobrze też, jeśli sen dotyczył mięsa, gęsi i bielizny.
Śmierć, zanim zabrała swego wybranka, przez trzy dni krążyła wokół domu od zmierzchu do świtu. Świadczyły o jej obecności: niewyjaśnione pukanie do okien i drzwi, spadanie obrazów i pękanie luster, samodzielne otwieranie się okien i drzwi... Jej posłańcami mogły być sowy, wrony i kruki. Szczególnie sowy swoim pohukiwaniem powodowały nawoływanie śmierci po duszę człowieka.
Zwierzęta miały dar widzenia śmierci i swoim zachowaniem ostrzegały ludzi o jej obecności. Szczególnie wyjące psy miały tu znaczenie, a spojrzenie między uszy wyjącego psa pozwalało zobaczyć śmierć.
Chociaż i umierający mógł ją zobaczyć u swojego wezgłowia. Śmierć była postacią realną i rzeczywistą, choć niewidzialną dla ludzkiego oka, a swego dzieła dokonywała za pomocą kosy lub młotka.
Gdy już nastąpił zgon, dom zamierał, nie wykonywano żadnych czynności domowych, natomiast zasłaniano lustra i zatrzymywano zegary. Ponieważ rzeczy po nieboszczyku przynosiły nieszczęście, a w szczególności słoma z siennika, palono je, oczywiście poza domem i obejściem, najlepiej poza wsią. Zwłoki należało obmyć wodą, którą zbierano i wylewano daleko poza wsią, ponieważ była trucizną i sprowadzała śmierć, a potem ubierano w najlepszą odświętną odzież. Ubranie musiało być pozbawione węzłów, a trumna nieboszczyka nie mogła mieć sęków.
Dusza wylatywała z człowieka ustami i przez komin frunęła na sąd boży. Ale wracała, i do czasu pogrzebu była obecna obok swego ciała, zmarły był świadkiem wszystkiego, co się wokoło niego dzieje i co się o nim mówi. Nieboszczykowi zamykano oczy i kładziono na powiekach monety. Jeśli się spojrzało na trumnę przez dziurkę od klucza, można było zobaczyć czuwającą przy nim duszę.
Do czasu pogrzebu wokół trumny, która stała w domu, zbierali się mieszkańcy wsi i rozmawiali o życiu zmarłego, odnajdując jego dobre strony, przybywali również jego wrogowie i ludzie, którzy za życia byli z nim w niezgodzie, gdyż w ten sposób zmazywano swoje winy wobec nieboszczyka, jak i okazywano mu swoje wybaczenie. Modlono się i przy napitku i jedzeniu, w tak zwanych pustych nocach towarzyszono rodzinie zmarłego. Aby dusza mogła znaleźć drogę do nieba, stawiano przy trumnie świece, a jeśli ktoś nie przybył na czuwanie przy zmarłym, dusza mogła sama go wezwać. Zmarłego należało pochować do trzech dni po jego śmierci.
Zmarły jednak mógł być upiorem, więc cały czas czuwano i obserwowano zwłoki, aby kontrolować ewentualne anomalie. Upiór budził się w grobie z niezaspokojonym zwierzęcym głodem, więc zjadał wszystko, co znajdował wokół siebie, wydobywał się z grobu i nawiedzał rodzinę, sprowadzając na nią śmierć. A kiedy wspinał się na kościelną wieżę i udało mu się poruszyć dzwon, wówczas tam, gdzie dochodziły jego dźwięki, następował pomór i różne niewyjaśnione zdarzenia, jak padanie bydła, pożary, a w szczególności rozmnożenie się szczurów i myszy; umierali też oczywiście ludzie.
Ponieważ dla wszystkich było oczywiste, czyja to wina, odkopywano grób i obcinano zwłokom głowę, aby ją położyć u stóp trupa. Kiedy człowiek za życia zdawał się być „dziwny”, po śmierci uważano go za murowanego kandydata na upiora. Obserwowano też nieboszczyka bardzo uważnie, czy nie błyszczą mu oczy, czy nie ma rumieńca, czy jego ciało sztywnieje. Jeśli istniało podejrzenie, że coś jest nie tak, na wszelki wypadek wkładano do jego trumny kamienie lub cegły, a ponieważ upiory miały wg. wierzeń obsesję liczenia, wsypywano piach lub mak do liczenia ziarenek lub wrzucano sieć do rozplątywania węzłów, a na szyję kładziono mu sierp. Częstym postępowaniem było odwracanie trupa twarzą do dołu.
Jeśli zaś nie było wątpliwości co do upiora, wbijano w jego czoło stalowy gwóźdź, podcinano mu ścięgna pod kolanami albo wbijano w serce osławiony osinowy kołek.
Ważne było, aby pożegnać się ze zmarłym ostatecznie, składając mu pocałunek najczęściej w dłoń lub policzek, był to rytualny pocałunek, z którego jednak były zwolnione kobiety w ciąży, odbywał się tuż przed zamknięciem trumny. Jeśli nie okazało się zmarłemu w ten sposób uczuć lub szacunku, można się było liczyć z tym, że jego dusza będzie nas niepokoić i nawiedzać.
Bez względu na to, czy zmarły był „normalny” czy nie, należało go odprowadzić na cmentarz.
Ponieważ zmarły był związany z domem, starano się, aby nie mógł się zagnieździć nigdzie, otwierano wszystkie skrzynie i pomieszczenia. Przy wynoszeniu trumny stukano nią o próg trzy razy, a wszystkie ławki i krzesła w domu przewracano. Wynosząc trumnę, nie można było dotknąć nią żadnej ze ścian, bo to sprowadzało zgon na któregoś z domowników. Ważne było również zachowanie koni w zaprzęgu wiozącym trumnę, czy grzebią kopytami w ziemi, czy oglądają się w kierunku domu, lub czy nie przyglądają się szczególnie innemu domostwu. Po wyjeździe ze wsi, gminy lub miasteczka, woźnica wyrzucał za siebie garść słomy lub ziarna.
Wracając z pogrzebu, należało zachowywać się cicho i nie oglądać za siebie.
Ludzie wierzyli, że zmarli towarzyszą im podczas ważniejszych świąt, takich jak Wielkanoc lub Boże Narodzenie i Zaduszki. Obowiązkiem domowników było ich godne przyjęcie. Wystawiano zawsze o jedną zastawę i poczęstunek więcej, nie wolno było pracować, aby nie urazić duszy i nie wylewano wody; aby sprawdzić, czy zmarły był obecny, wysypywano ścieżki i podłogę piaskiem, by odnaleźć jego ślady.
To zaledwie niewielka część rytuałów i zachowań dotyczących pogrzebu i śmierci. Część z nich zachowała się w takiej lub innej formie do dzisiaj, część, przeradzając się w zwyczaj, już nie znajduje wytłumaczenia, ale wciąż tkwi w podświadomości społecznej.
Zgryźliwy Tetryk
Inne tematy w dziale Społeczeństwo