„Nie może zostać prawdziwym bolszewikiem ten, kto nie zrozumie, na jaką pogardę zasługuje człowiek” – powiedział Włodzimierz Iljicz. Zgadzam się. Komunizm, socjalizm i reszta lewicowych nurtów opiera się bowiem na uwłaczającym człowiekowi stwierdzeniu, że ktoś musi myśleć i decydować za niego. Jakiś czas temu opracowałem twierdzenie odwrotne – nie może być liberałem ten, kto nie zrozumie, na jak wielki szacunek zasługuje człowiek.
Poznając ludzi z mojej nowej klasy, miałem dla nich od razu wiele szacunku i sympatii. Ale kiedy naprawdę ich poznałem, wszystkich razem i każdego z osobna, po prostu mnie zatkało. Pierwszy raz na taką skalę zobaczyłem, jak bardzo i jak często inni mogą mnie przerastać albo iść zupełnie inną ścieżką. I zacząłem się zupełnie inaczej odnosić do moich nowych kolegów. Zacząłem więcej słuchać, a mniej mówić, żeby przypadkiem nikogo nie urazić. Nie wyobrażam sobie narzucania im czegoś, co nie wynika z samej natury, z samego porządku świata. I nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny to robił.
Ktoś mądry powiedział mi kiedyś, że człowiek ma trzy stadia w miłości. Dobrze widać je na przykładzie nastolatka zabierającego swoją dotychczas niepijącą dziewczynę na imprezę:
- Pierwsze stadium to miłość własna. Taki gość pozwoli się dziewczynie urżnąć, bo tak naprawdę nie obchodzi go ona jako osoba, za to obchodzi go, co może mu dać. A po pijanemu łatwiej swoje egoistyczne cele zrealizuje.
- Drugie stadium to miłość szalona. Taki gość na kolanach przyniesie swojej dziewczynie najdroższe wino na świecie, choćby musiał je ukraść z Fort Knox. Chce ją oczarować. O konsekwencjach nie za bardzo myśli. Zależy mu już nie na szczęściu własnym, ale ich obojga razem.
- Chłopak w trzecim stadium zabierze jej butelkę, bo wie jak to się skończy, nawet jeśli miałaby się obrazić. Bardziej zależy mu na jej dobrze, niż na tym, by ją mieć. To jest miłość drugiej osoby, ukochanie jej tak jak siebie albo nawet bardziej.
Tu kończą socjaliści, zabieracze butelek. I tu skończył mój mądry rozmówca. Nie zauważył, chociaż był księdzem, jeszcze wyższego stadium miłości – miłości boskiej. Miłości chłopaka, który wie, że to się źle skończy, ale tak kocha i tak czci i tak szanuje, że nie sprzeciwia się, tylko wynosi swoją dziewczynę gdy zaśnie już na jakiejś sofie obok parkietu, zanosi ją do pokoju na górze, dzwoni do jej rodziców, wszystko biorąc na siebie, odrabia wszystkie jej szkolne zadania na weekend, a kiedy ona się obudzi i jest jej wstyd, przytula ją po prostu, bo wie, że ona tego potrzebuje. Miłość Boga, który dał ludziom wolną wolę, wiedząc, że jeśli to zrobi, będzie musiał umrzeć na krzyżu.
Najpierw „skromność, cichość, pokora”, potem „wolność, równość, braterstwo”. Bez tego pierwszego drugie zawsze zostanie wypaczone. A Kraju Błędów i Wypaczeń miło nie wspominają nawet towarzysze, co widać u pani Zofii Pawłowskiej.
Komentarze
Pokaż komentarze (18)