Uwolnienie niedzieli wcale nie doprowadziło do żadnej katastrofy ekonomicznej, lecz wręcz przeciwnie. No, ale wiadomo, że myślenie demoliberalne jest kontrskuteczne, anachroniczne i prostackie, bo przewiduje tylko proste relacje liniowe. Najważniejsze jest jednak to, że uprzednio niedziele były traktowane jako czas wolny na buracką, bezmyślną rozrywkę, jaką były wizyty w galerii czy hipermarkecie, wcale nie związane z realnymi potrzebami i będące objawem braku wyobraźni czym wypełnić czas wolny, a zmiana otworzyła nowe perspektywy.
Teraz trzeba realnie pomyśleć czym wypełnić niedzielny czas wolny i nie chodzi tu tylko o wizytę w kościele. Poszerza się więc repertuar sposobów spędzania czasu wolnego w rodzinie, co ma wartość samą w sobie, a ponadto rośnie zapotrzebowanie na usługi wypełniające ten czas wolny atrakcjami. Tak więc nieoczekiwanie wolne niedziele przyniosły wiele rozmaitych korzyści - wyeliminowały zjawiska niekorzystne, a w zamian wpłynęły dodatnio na życie rodzinne, zwiększyły dochody hipermarketów, bo w inne dni udają się do nich ludzie z konkretnymi celami zakupowymi, a do tego powstają nowe usługi wypełniające zapotrzebowanie na różne formy spędzania wolnego czasu. Same zalety.
Oprócz programu Rodzina 500+, to jest posunięcie o najdalej idących konsekwencjach społecznych w dorobku PISu.
Ale tak na marginesie dodam, że nadal nie mogę zrozumieć tego oporu przed uwolnieniem niedzieli. To było coś niezwykłego, żeby w tak krótkim odcinku czasu od r.1989 udało się tak ludziom zlasować umysły. Potwierdzałoby to tezę, że ludzie są oportunistami, a okazja zakupów w niedzielę prowadziła do stopniowego utrwalania szkodliwych społecznie postaw. Tak następuje cywilizacyjna degrengolada. A może była to specyficzna sytuacja młodych pokoleń, wychowanych w postpeerelu, które jak kanarek wychowany w klatce, nie znały smaku wolności ? Całe szczęście, że zrobiliśmy krok wstecz.
Inne tematy w dziale Gospodarka