Na początek, warto zauważyć, że to nie Trump obalił liberalizm i to nie Trump przygotował program zmian. To ciężka, wieloletnia praca thinktanku Heritage Foundation umożliwiła stworzenie programu, który pozwolił na błyskawiczne zmiany i natychmiastowe wypełnienie wyborczych obietnic przez Trumpa.
Liberalizm się zawalił, ale nie dlatego, że przyszli brzydcy populiści w rodzaju Trumpa i poczynili szkody, stało się dokładnie odwrotnie. Populiści przyszli, bo system liberalny nawalił z powodu własnych wad i pojawiła się konieczność wprowadzenia zmian.
Widać wyraźnie, że liberałowie/postkomuniści nie mają żadnych pomysłów i miotają się po scenie politycznej robiąc z niej kabaretowe widowisko.
U nas więc też nadeszła pora żeby to przemyśleć. Nie musimy długo się zastanawiać, wystarczy skorzystać z lewackich sugestii.
Najpierw wypadałoby zająć się językiem i językowymi stereotypami wszechobecnymi w mediach i sferze publicznej i dokonać demistyfikacji takich szkodliwych pojęć jak "nowoczesny" czy "postępowy/progresywny" i wskazać na istotną rolę tradycji jako magazynu skumulowanego dorobku kulturowego. Taka demistyfikacja wymagałaby równoległej demistyfikacji systemu konsumpcjonistycznego, który stworzył coś w rodzaju piramidy finansowej w skali globalnej. Najlepszym środkiem demistyfikacji postępowości byłoby odwołanie się do koncepcji Jonathana Haidta, który w "Prawym umyśle" wskazał na przewagę konserwatystów nad liberałami jeśli chodzi o liczbę modułów moralnych w umyśle (6:3).
Przejdźmy do kwestii rozmaitych kuriozalnych propozycji lewactwa, bo one wskazują nam kierunek działania.
Chyba państwo wiedzą, że lewactwo optuje za obniżeniem progu wyborczego poniżej 18 lat ? Dlaczego ?
Sprawa jest prosta i dla lewactwa kompromitująca - młodych ludzi łatwo oszukać wiodącymi na manowce hasłami, takimi jak "planeta płonie". Należy więc pójść mocno w przeciwnym kierunku i przesunąć wiek wyborczy na 25 lat, kiedy to ostatecznie kończy się rozwój płatów czołowych w mózgu, pozwalający na podejmowanie odpowiedzialnych decyzji.
Druga kwestia dotyczy kobiet, podatnych na hasła feministyczne, bo aktualne sondaże pokazują, że większość mężczyzn opowiada się za Nawrockim, podczas gdy większość kobiet za Trzaskowskim. Z tego widać, że względy merytoryczne w polityce są paniom obce i trzeba ograniczyć wpływ rozemocjonowanych pań na politykę. Baby w polityce to nieszczęście z takimi chlubnymi wyjątkami jak Margaret Thatcher. Wystarczy popatrzeć na panie Nowacką i Kotulę.
Zmiana mogłaby wyglądać w ten sposób, że to głowa rodziny, w zależności od liczby członków rodziny dostaje proporcjonalną ilość głosów do wykorzystania przy wyborach. Panie, które bardziej są zainteresowane stanem kasy domowej niż faceci, niewątpliwie prędzej odczułyby wpływ politycznych decyzji mężów na stan kieszeni i tu ich realizm mógłby być korzystny, w odróżnieniu od pochopnych decyzji podejmowanych pod wpływem marketingu politycznego.
A skoro o paniach mowa, to wydałbym ustawę zakazującą celebrytkom (celebrytom zresztą też) wypowiadac się na tematy polityczne w mediach. Wszystkim wolno się wypowiadać, ale każda reguła musi mieć swój uzasadniony wyjątek. Skoro o celebrytach mowa, to mamy tu kolejny ruch do wykonania - przeciwdzialać idiotycznemu kultowi gwiazd i gwiazdeczek i ograniczyć działania mediów plotkarskich zgodnie z zasadą, że życie prywatne jest bezwzględnie chronione. Jest sfera publiczna i jest sfera prywatna i tego rozdziału należy pilnować. Wyjątek stanowią osoby pełniące służbę publiczną, których życie musi być transparentne.
Inne tematy w dziale Polityka