Chyba już do wszystkich dotarło, że system liberalny legł w gruzach, po wydarzeniach w Polsce i Rumunii.
Dla mnie to nie nowina, bo znam opinię amerykańskiego liberała Marka Liila'i, który już parę lat temu opisał upadek lineralizmu w ksiązce "Koniec liberalizmu jaki znamy". Lila przypisuje winę tzw. polityce tożsamości i ja się z nim zgadzam, ale Lilla nie zwraca uwagi na kwestię zasadniczą czyli na konstrukcję liberalizmu politycznego.
Kwestią zasadniczą jest fakt, że liberalizm w tym przypadku tzw. demokracja liberalna ma wadę konstrukcyjną. Jeżeli bowiem weźmiemy pod lupę kwestię przestrzeni społecznej i jej wymiarów, to się okazuje, że system liberalny opiera się na jednej tylko relacji społecznej a mnianowicie relacji wolności.
Zadaniem systemu politycznego jest organizowanie życia społecznego i władzy. Państwo ma formę państwa narodowego i jego podstawą funkcjonowania jest sprawowanie władzy w interesie dobra wspólnego narodu.
Co się stało z ideą dobra wspólnego ? Jak wskazuje Mark Lilla amerykański liberalizm porzucił ideę dobra wspólnego pod wpływem nowej, właśnie owej jednowymiarowej tendencji do realizowania wolności indywidualnej pod sztandarem tzw. polityki tożsamości. W przestrzeni społecznej muszą dominować wątki jedności społecznej i próba wykolejenia takiej struktury doprowadziła do konfliktu.
Pojawiła się sprzeczność między zasadniczym wymogiem spójności społecznej a anarchią idnywidualizacji przekształcającej się w partykularyzm. Partykularyzm domagał się, w imię ekstremalnie pojętej wolności indywidualnej, uznawania wszelkich roszczeń do inności. Pod wpływem systemu konsumpcjonistycznego coraz większą rolę zaczęły odgrywać kwestie najniższego wspólnego mianownikaczyli kwestia ludzkiej seksualności w postaci hiperseksualizacji przestrzeni publicznej i w ten sposób zaistniał klimat dla roszczeń uznania za normalne rozmaitych dewiacji seksualnych i ideologia gender i LGBT.
A skoro inność była mile widziana, zniknęły bariery dla imigracji obcej kulturowo i pojawiło się kolejne źródło konfliktu.
Zamiast wspólnego dobra zaczęły się formować antyspołeczne, dysfunkcjonalne struktury wspólnego zła.
Doprowadziło to do podważenia roli państwa jako dobra wspólnego. A do tego doszedł kolejny konflikt.
Państwo jako dobro wspólne znalazło się pod ostrzałem także z innej strony, z zewnątrz, ze strony biznesu międzynarodowego. Wewnętrzna polityka państwowa związana z demokracją stała na przeszkodzie globalnym interesom wielkich korporacji, która zaczęły ingerować w politykę wewnętrzną poszczególnych państw i wymuszać korzystne dla siebie rozwiązania kosztem demokratycznych procedur i interesów narodowych. Wskutek tych zawirowań wybuchł gigantyczny konflikt polityczny, który najlepiej obrazowało starcie między demokratami a republikanami w USA, które ostatecznie zakończyło się miażdżącym zwycięstwem Donalda Trumpa.
Przestrzeń spoleczna ma swoje wymiary, których nie można bezkarnie lekceważyć i naruszać.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo