Jaja sobie postkomuna robi z nas.
Wszyscy obywatele polscy są prawnie równi. Kandydaci na sędziów także są równi. Prawo do nominacji sędziów przysługuje Prezydentowi RP. Koniec, kropka.
Ale postkomuna logiką się nie kieruje, kieruje się chciejstwem, czego dowodem była wypowiedź pewnej pani sędzi o "nadzwyczajnej kaście". A więc kaście nierównej, bo uprzywilejowanej.
Na prawo powoływali się oni, gdy reprezentowało ich uprzywilejowane interesy. Teraz okazało się bezużyteczne, bo wymagało akceptowania równości i wolności, których kasty nie tolerują, więc zostało odrzucone i zapanowało bezprawie.
Ale postkomuna powinna sobie zdać sprawę z faktu, że prawo musi być równe, bo nikt nie zaakceptuje poddaństwa i może dojść do buntu i to krwawego buntu. Zwolennicy antypisu stoją na świeczniku i są bardzo widoczni, i gdy wybuchnie gniew, to skieruje się przede wszystkim przeciwko nim.
Istnieją dwa możliwe scenariusze buntu. W pierwszym, PIS zapanuje nad buntem i przestępcy skończą tylko w więzieniach. W drugim scenariuszu rewolta okazuje się nie do opanowania i przestępcy kończą na szubienicach. Wersja "wszyscy pójdziemy siedzieć" okaże się zbyt optymistyczna. Nie wszystkim uda się uciec do Brukseli.
Istnieje jeszcze możliwość wariantu trzeciego - powolne gnicie, związane z faktem, że upadek struktury systemu nie jest bezpośrednio dostrzegalny dla jednostek. Jednostki doświadczają określonych niedogodności wywołanych upadkiem systemu, ale upadku systemu jako całości nie dostrzegają ze swojej wąskiej perspektywy. Musi upłynąć dużo więcej czasu by świadomość własnych kłopotów przerodziła się w powszechne przekonanie wszystkich jednostek o upadku systemu.
Inne tematy w dziale Polityka