Widzę, czytając prasę, że panuje pewne zaskoczenie, iż w kraju takim jak USA, nagle, jak jacyś kosmici, pojawili się neomarksiści. Te lewackie wybryki, które przewalają się przez Stany, traktowane są jako ideologia neomarksistowska, która nagle niby szarańcza spadła na Amerykę,
Rafał Ziemkiewicz modyfukuje tę koncepcję dodając do niej tezę o pragmatycznym poparciu tej ideologii przez biznes amerykański, który traktuje finansowanie tej ideologii jako haracz, który odciąga uwagę lewactwa od spraw gospodarczych i zapewnia mu w ten sposób święty spokój. Jest to koncepcja zdecydowanie naciągana.
A jeżeli tę tezę zestawimy z działaniami firm z grupy Big Tech, takich jak Facebook, Apple czy Microsoft, które ścigają się o tytuł najbardziej postępowych firm świata, to brzmi ona po prostu śmiesznie.
To są wszystko interpretacje naciągane. To nie żadni kosmici zrzucili tę szarańczę na Amerykę, jak kiedyś, na początku zimnej wojny, Amerykanie mieli zrzucać stonkę na demoludy. To jest całkowicie produkt made in the USA, opracowany z pewnym wkładem marksistowskich intelektualistów żydowskich, co jednak nie zmienia faktu. W końcu to nie kto inny jak Allan Bloom, naukowiec żydowskiego pochodzenia w latach 80tych ostrzegał w "Umyśle zamkniętym" przed tym, co się dzieje na amerykańskich uczelniach i przed postępami politycznej poprawności. To jest oryginalny wynalazek amerykański.
Inne tematy w dziale Rozmaitości