Dotąd byłem przeciwnikiem obecnej formy tzw III RP, w tym polskiego sądownictwa ze względów teoretycznych, bo styk z tą kastą miałem nikły. Jeżeli chodzi o te względy teoretyczne to są one dwa.
Po pierwsze, wzgląd bardziej ograniczony wiąże się z brakiem dekomunizacji sądownictwa po r. 1989, co sprawiło, że sądy stały się jednym z bastionów układu postkomunistycznego.
Ale jeszcze ważniejszy, bo o szerszym zakresie jest wzgląd drugi. W toku ewolucji demoliberalizmu doszło do ustrojowego przegięcia i popełnienia błędów konstytutywnych dla liberalizmu związanych z próbami nadregulacji wszystkiego przy pomocy prawa i w konsekwencji zbyt wielkiej roli prawników w systemie. Normalny zdrowy system demokratyczny opiera się na moralności i obyczaju, a prawo winno spełniać wyłącznie rolę represyjną w wyjątkowych wypadkach. Tymczasem błędy demoliberalizmu doprowadziły do niszczenia moralności i obyczaju - każdy sobie sterem, żeglarzem, okrętem -, i do wypełnienia powstałej luki przez regulacje prawne. Moralność i obyczaj są formami dobrowolnej samoregulacji, podczas gdy regulacje prawne związane są z systemem represji stanowionej politycznie.
Jak widać polski system wymiaru sprawiedliwości obciążony jest dwiema poważnymi, śmiertelnymi wadami.
Do chwili obecnej mój konflikt z układem postkomunistycznym ograniczał się do dwóch sfer - sfery teoretycznej, która wskazywała na ułomność tej formy politycznej, oraz sfery politycznej, która ograniczała mi wolność wypowiedzi i krytyki i wpływała niszcząco na kulturę. W tej hwili układ i jego konsekwencje dotknęły mojej sfery prywatnej oddziałując bezpośrednio na moją kieszeń.
A teraz przejdźmy do strony praktycznej i moich doświadczeń z regulacjami prawnymi, będącymi objawem pewnej filozofii życia społecznego.. Parę lat temu zainwestowaliśmy rodzinnie pewną kwotą w lokal w budynku budowanym przez spółdzielnię. Wcześniejsze inwestycji spółdzielni były udane i ten właśnie fakt stał się przyczyną problemu, bo zarówno władze spóldzielni uznały, zbyt optymistycznie, że inwestycja musi się udać i wdrożyły zbyt szeroki front robót, co zakończyło się wstrzymaniem prac na budowie. My także uznaliśmy, że są szanse na sukces i daliśmy się wciągnąć w umowę ze spółdzielnią bez stosownych zabezpieczeń, bo okazało się w toku procesu inwestycyjnego, że proces ten ma charakter piramidy finansowej. Wokół działalności spółdzielni powstał szum, którego efektem były dwa programy telewizyjne mu poświęcone, jeden w Polscacie, drugi w TVP.
Dodać należy, że zignorowałem przy tym aspekt teoretyczny, o którym pisałem wyżej. Władze spółdzielni miały od dłuższego czasu problemy z prawem i wywiazywaniem się z obowiązków wobec mieszkańców. Przy tym istotnym jest fakt, że władze te kojarzone są politycznie z Platformą i mamy tu dokładną ilustrację tego jak mały układ na szczeblu spóldzielni wpisuje się w większy układ operujący na poziomie miasta, w tym wypadku Gdańska. Tu widać, jak moja wiedza teoretyczna na poziomie makro rozjechała się z moimi dzialaniami praktycznymi na poziomie mikro. Z tego wynika pewna nauczka - niech nam się nie wydaje, że ten syf, którego pełno w mediach, nas nie dotknie osobiście i uda się nam bezpiecznie odseparować od konfliktu.
Generalnie patrząc na tę kwestię, wynika ona z niechęci uczestników procesu do pełnowymiarowej partycypacji w tego rodzaju procesach, wymagających aktywnego monitorowania i interweniowania w sytuacji oczywistej niepewności. A to sprzyja nieodpowiedzialności. Tu mamy do czynienia z klasycznym przykładem upadku kultury współpracy.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo