Niemieckie oddziały pancerne wtargnęły dziś o 17:15 do Warszawy.
- Uzupełniający komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), piątek 8 września 1939 roku
W ciągu ośmiu dni wojny stolica państwa polskie stała się miastem frontowym. Oddziały niemieckiej 4 Dywizji Pancernej, generała Reinhardta po zajęciu Grójca, Radziejowic, Nadarzyna, Raszyna, Piaseczna i Pruszkowa w godzinach popołudniowych pojawiły się na przedmieściach Warszawy.
Tak błyskawiczne osiągnięcie stolicy atakowane państwa było niespodzianką nawet dla samych Niemców, toteż nie spodziewali się zastać miasta przygotowanego do obrony. Dowódca XVI Korpusu Armijnego generał Höpner liczył na zdobycie Warszawy z marszu siłami pancerniaków generała Reinhardta (nawiasem mówiąc niezwykle doświadczonych już w walce po zaciętych bitwach pod Mokrą czy Borową Górą). Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Czołgi 4 Dywizji Pancernej, które pojawiły się po godzinie 17 na Ochocie przywitał celny ogień żołnierzy kompanii porucznika Kazimierza Orłowskiego, w wyniku którego uszkodzeń doznały trzy pojazdy. Niemcy wycofali się i ze względu na zapadający zmrok nie podjęli już tego dnia prób forsowania polskiej obrony. Prawdziwy szturm przygotowywany był na dzień następny. Mimo to o godzinie 21:00 kwatera dowódcy niemieckiej Grupy Armii Południe, generała von Rundstedta donosi o zdobyciu Warszawy.
9 września po 45-minutowym ostrzale artyleryjskim pozycji obrońców do ataku ruszyły jednostki 4 Dywizji Pancernej, wsparte przez elementy 13 Dywizji Zmotoryzowanej, by urzeczywistnić podane wcześniej informacje o zdobyciu polskiej stolicy. Zacięte walki rozgorzały o ulice warszawskich dzielnic Woli i Ochoty: Grójecką, Częstochowską, Żwirki i Wigury, narożnik Al. Niepodległości i Ursynowskiej czy Wolską. Na głównym kierunku niemieckiego natarcia bronił się 40 pułk piechoty Dzieci Lwowa (bez I batalionu) dowodzony przez podpułkownika Józefa Kalandyka i II batalion 41 pułku strzelców suwalskich pod dowództwem majora Romana Kaniowskiego-Zagłoby. Najbardziej krwawe walki stoczono tego dnia o pozycje polskie przy ulicy Grójeckiej, gdzie obroną dowodził gruziński oficer – major Artemirsz Aroniszydze.
Przy ulicy Wolskiej – głównej arterii wylotowej na zachód, niemieckie czołgi zostały przez polskich żołnierzy wciągnięte w pułapkę. Kiedy kolumna niemieckich pojazdów pancernych przedarła się w rejon cmentarza katolickiego, żołnierze porucznika Zdzisława Pacak-Kuźmińskiego podpalili zawartość 100 beczek terpentyny, którą wcześniej wylali na ulicę.
Na z góry umówiony sygnał trąbki rozpętała się nawałnica ognia na niemiecką kolumnę. W ogniu wyskakiwali żołnierze niemieccy z samochodów, lecz w wąskiej ulicy nie mogli znaleźć ukrycia. (...) Płonęły niemieckie czołgi i pojazdy. Zamieszanie u zaskoczonego przeciwnika było tak zupełne, że nadjeżdżające z tyłu pojazdy wjeżdżały na chodniku, uniemożliwiając swym poprzednikom wycofanie się. – wspominał pułkownik Marian Porwit, dowódca Odcinka Zachodniego Obrony Warszawy.
Niemiecki szturm załamał się. Podobnie jak próba obejścia polskiej obrony, podjęta następnego dnia poprzez atak na ulicę Rakowiecką czy natarcie na Powązki czy Blizny. W walkach na przedmieściach Warszawy niemiecka 4 Dywizja Pancerna straciła 63 czołgi i pojazdy pancerne, przez co niemal całkowicie utraciła możliwość prowadzenia akcji zaczepnych. Wkrótce później pancerniacy generała Reinhardta zostali wycofani w rejon Sochaczewa, gdzie przystąpili do walki ze zgrupowaniem polskich armii, podejmujących natarcie na skrzydło niemieckiej 8 Armii nad Bzurą. Warszawa natomiast szykowała się do oblężenia…
W poprzednim wpisie, gdzie autor starał się przybliżyć Szanownemu Czytelnikowi przykłady nowoczesnego uzbrojenia Wojska Polskiego w 1939 roku motywem dominującym była broń przystosowana do destrukcji siły pancernej przeciwnika. W tym wpisie autor skupi się na broni, której zadaniem było z kolei eliminowanie siły żywej. Już na wstępie trzeba wyjaśnić, że przytoczonych tutaj przykładach zabraknie miejsca dla legendarnego już Vis-a, właśnie ze względu, że obok wspomnianych wcześniej bombowców PZL.37 Łoś czy czołgów 7TP jest on najbardziej rozpoznawalną nowoczesną bronią przedwojennego Wojska Polskiego. Autor natomiast pragnie skupić się na tych mniej znanych czy nawet zupełnie zapomnianych.
Zacznijmy od najbardziej (zdaniem autora) niedocenionej broni strzeleckiej Wojska Polskiego we wrześniu 1939 roku. To polski kbk wz.29, produkowany w latach 1930-1939 w Fabryce Broni w Radomiu. Ten krótki polski karabin, oparty konstrukcyjnie na wz.98, lecz zawierający kilka ważnych innowacji nie ustępował zbytnio karabinowi Kar98k, będącemu w 1939 roku podstawową bronią niemieckiego piechura. O jego wartości świadczył również fakt, że zdobyte egzemplarze kbk wz.29 szybko znalazły się na wyposażeniu jednostek niemieckich jako Gewehr 298(p). Do wybuchu wojny radomska fabryka broni wyprodukowała ok. 264 000 sztuk tego solidnego karabinu. Znaczna część z nich trafiła jako produkt eksportowy do Hiszpanii i Afganistanu.
Innym przykładem nieco zapomnianej broni, która we wrześniu sprawdziła się niezwykle dobrze to ręczny karabin maszynowy (rkm) wz.28 Browning. Państwową Fabrykę Karabinów, produkującą tę broń na licencji belgijskiej (z wieloma innowacjami wprowadzonymi przez Polaków) od 1929 roku do wybuchu wojny opuściło zaledwie 11 000 sztuk, zakupionych przez Wojsko Polskie oraz 2 000 sztuk na eksport. Powód tak niewielkiej ilości wyprodukowanej broni był niezwykle prozaiczny – zbyt niski budżet naszej armii, której zwyczajnie nie było stać na większe zakupy tego świetnego aczkolwiek drogiego rkm-u. Łącznie z egzemplarzami zakupionymi wcześniej w Belgii Wojsko Polskie dysponowało we wrześniu niespełna 20 000 sztuk tej broni.
W walkach z Niemcami i Sowietami (rkm znajdował się na wyposażeniu jednostek KOP-u) wz.28 okazał się karabinem niezawodnym i co najważniejsze – prostym w obsłudze. Również jego celność nie odbiegała od obowiązujących wówczas standardów. Browning znalazł zastosowanie jako karabin przeciwlotniczy, był mocowany w przyczepkach motocykli Sokół oraz w tankietkach. Zdecydowana większość egzemplarzy trafiła jednak do polskich jednostek piechoty i kawalerii.
Oczywiście broń miała wady. Do najważniejszych należała dość szybko przegrzewająca się lufa oraz brak mechanizmu szybkiego jej wymiany. Walory rkm-u szybko docenili sami Niemcy. Zdobyte po kampanii w Polsce egzemplarze przejął Wehrmacht (broń nosiła oznaczenie IMG 28(p)), a Państwowa Fabryka Karabinów wznowiła produkcję, zasilając tym karabinem jednostki niemieckie aż do wyczerpania zapasu części (co nastąpiło prawdopodobnie u schyłku 1940 roku).
Z kolei pistolet maszynowy wz.39Mors znalazł w tym zestawieniu nieco na wyrost, ponieważ we wrześniu 1939 roku był bronią prototypową, wyprodukowaną w zaledwie 52 egzemplarzach. Niemniej jednak został on użyty bojowo (39 sztuk otrzymał 3 Samodzielny, Batalion Piechoty, który walczył w obronie Warszawy) i to z bardzo dobrym skutkiem. Pistolet był chłodzony powietrzem i był bronią automatyczną. Cała konstrukcja zapewniała wysoką niezawodność i odporność na zabrudzenie. Mors umożliwiał prowadzenie ognia ciągłego bądź pojedynczego. Co ciekawe zastosowano w nim szereg pomysłowych rozwiązań technicznych m.in. automatycznie odłączalny po wyczerpaniu naboi magazynek czy osłonę na lufę, chroniącą przed poparzeniami.
Wojnę przetrwał jeden egzemplarz, a właściwie jego część (brak jest oryginalnej lufy oraz magazynka) i znajduje się obecnie w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Warto dodać, że ze względu na fakt, iż pistolet był jedynie prototypem, od żołnierzy, którym go wydano wymagano, aby za wszelką cenę nie pozwolili, aby dostał się w ręce Niemców.
Również te przykłady nowoczesnego uzbrojenia naszej armii w Wojnie Obronnej nie wyczerpują całego zagadnienia. Na kolejne przyjdzie czas w następnym wpisie...
Bogowie, dajcie mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Dajcie mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I dajcie mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego. - Marek Aureliusz
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura