Kto kontroluje przeszłość, ten kontroluje przyszłość, a kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość.
- George Orwell
Pierwsze wystrzały tej wojny padły tak dawno, że nawet najstarsi historycy mają problem ze wskazaniem dokładnej daty. Nie bardzo wiadomo co było punktem zapalnym. Katyń? 17 września? Pakt Ribbentrop-Mołotow? A może rok 1612? Niemniej jednak wojna trwa, a w ostatnich tygodnia przyniosła wzmożone działania strony rosyjskiej, którą w terminologii wojskowej określa się mianem ofensywy.
Przeciwdziałania strony polskiej do punktu kulminacyjnego, czyli dnia pierwszego września były dość ograniczone. Jakieś lokalne kontrataki historyków, niewielkie przegrupowania sił internetowych blogerów, nieśmiałe próby wskazania rzeczywistych celów ataku przeciwnika. Sztab Generalny konsekwentnie milczał co chwilę puszczając w eter znamienny rozkaz: Nie damy się sprowokować. Dzień faktycznej kontrofensywy zbliża się nieubłaganie.
I nadszedł wreszcie ten długo oczekiwany dzień. Po rozpaczliwych ciosach strony rosyjskiej miał nastać polski kontratak, który niczym ten znad Wieprza miał zetrzeć w pył daremne działania, mające na celu zniekształcenie prawdy. Niczym artyleryjska kanonada grzmiały w Gdańsku słowa premiera Donalda Tuska. Niczym niepowstrzymany walec natarcia piechoty przetoczyło się przemówienie prezydenta Lech Kaczyńskiego. Wsparły ich pomocnicze uderzenia historyków polskich i niektórych sojuszników. Inni, ci wydawać by się mogło najbliżsi w kluczowym momencie przeszli na stronę rosyjską lub z wyczekiwaniem przyglądali się rozwojowi wypadków.
Kiedy opadł kurz i pył po zaciętych bataliach obie strony hucznie ogłosiły zwycięstwo, mimo iż żadna nie posunęła się do przodu ani o krok. Wojna trwa więc nadal, choć obie strony najwyraźniej szykują siły na jej kolejny etap. Niemal pokojową ciszę przerywają tylko pojedyncze odgłosy wystrzałów.
Każdy konflikt w pewnym momencie zmusza swoich uczestników do zadania sobie pytania o co właściwie walczą. I takie pytanie rodzi się dzisiaj w głowie młodego kadeta – historyka, który na tę wojnę zgłosił się na ochotnika kierowany patriotycznym porywem serca.
Czy my faktycznie jesteśmy stroną w tej batalii? Czy też może jesteśmy jedynie jej narzędziem? Innymi słowy czy Rosjanie walczą z nami czy po prostu nami?
Czy jest sens byśmy żyli tym co piszą o nas, adresując to do swoich własnych obywateli? Czy mamy jakąkolwiek szansę, by pisać im ich historię? Może zamiast odpowiadając salwą na każdą ich salwę skupić się na przekonaniu własnych sojuszników o sens toczonej tu walki?
Bo jak widać na przykładzie pana Buchanana chyba nie rozumieją oni w ogóle o co w tej wojnie chodzi…
Bogowie, dajcie mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Dajcie mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I dajcie mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego. - Marek Aureliusz
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura