Kilkudniowy urlop, który autor niniejszego bloga postanowił spędzić na XV Przystanku Woodstock niechybnie dobiegł końca. W każdej chwili zaświadczyć o tym mogą zarumienione i obolałe ciało, zachrypłe gardło oraz ogromna porcja pozytywnej energii, którą (oprócz tony piasku) udało się autorowi przywieść do domu.
Nie inaczej było tym razem. Kiedy autor dowiedział się, że gościem woodstockowiczów będzie były prezydent Lech Wałęsa oraz były premier Tadeusz Mazowiecki obiecał sobie, że nie spocznie dopóki nie zada im nader konkretnych (zwłaszcza w obliczu zbliżającej się rocznicy Powstania Warszawskiego) pytań. W przypadku pana prezydenta Wałęsy niestety zabrakło czasu. Chociaż sądząc po stylu w jakim odpowiadał można mieć uzasadnione wątpliwości czy zamiast konretnej i satysfakcjonującej odpowiedzi nie otrzyma się solidnej porcji dobrych rad czy historii ruchu solidarnościowego w pigułce.
Pytania o stanowisko wobec samego Powstania Warszawskiego oraz opinii na temat planów ustanowienia pierwszego sierpnia dniem narodowego święta udało się autorowi zadać panu Mazowieckiemu (choć nie w formie jaką przytoczyła Gazeta Wyborcza, autor nie wymienił nazwiska żadnego z pomysłodawców tego projektu).
Odpowiedź pana premiera wywołała w mediach spore poruszenie. Oto niejako ikona Wolnej Polski, pierwszy niekomunistyczny szef rządu państwa bloku wschodniego nieśmiało podzielił zdanie frakcji krytykantów decyzji dowództwa AK o wybuchu powstania w Warszawie:
Większość komentatorów odebrała to jako wypowiedź wymierzoną w prezydenta i rząd, który koniecznie chce właśnie w taki sposób uhonorować to niezwykle ważne w naszej historii wydarzenie. Być może. Nie autorowi to oceniać. Trzeba zwrócić uwagę na coś zupełnie innego. Na odziedziczone po PRL-u kłamstwo historyczne, które w tej chwili przeżywa drugą młodość i znajduje sobie ciepłe gniazdko w każdej wypowiedzi komentatora sprawy Powstania, mającego z historią ma do czynienia jedynie, gdy klika w odpowiednie miejsce na pasku swojej internetowej przeglądarki.
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu i konsternacji, pan premier Mazowiecki w swojej krótkiej, aczkolwiek kontrowersyjnej wypowiedzi przytoczył dokładnie owe PRL-owskie kłamstwo historyczne, zawierające się w dwóch słowach: głupota dowództwa.
Autor dawno zatracił już sens prowadzenia dysput z oszołomami, stawiającymi sobie za punkt honoru niszczenia wszelkich przejawów narodowego patriotyzmu czy zwyczajnej pamięci. Jak pokazuje praktyka to głównie oni przytaczali ten argument, pozostając głuchymi na kontrargumenty podważające jego zasadność. Wówczas zgodnie z ustanowionym polskim zwyczajem dyskusja schodziła do rangi wzajemnej pyskówki. Teraz jednak mamy do czynienia z sytuacją dużo bardziej poważną: historycznym kłamstwie wypowiedzianym w kontekście rocznicy Powstania i to z ust człowieka tak szanowanego jak pan Tadeusz Mazowiecki.
No, ale nasi domorośli historycy nie potrafią zrozumieć nawet tak prostej zależności...
Warszawa latem 1944 roku nie uniknęłaby zniszczeń i nie ocalała niczym, sztandarowy przykład - czeska Praga. Zgodnie z niemieckim planem obrony miała zamienić się w twierdzę. Jak wyglądały zniszczenia wojenne w takich festung wiemy doskonale z szeregu innych przykładów i to na ziemiach polskich. Ludność cywilna również poniosłaby gigantyczne straty, gdyż Niemcy zwyczajnie nie planowali jej ewakuować z powstającego warszawskiego ośrodka oporu.
Na tym polegał tragizm sytuacji dowództwa AK - brak korzystnego rozwiązania sytuacji w jakiej się znalazła Polska:
- strona sowiecka za pośrednictwem odezw ZPP czy audycji radia im. Tadeusza Kościuszki nawołuje do rozpoczęcia otwartej i pomocy Armii Czerwonej w wyzwoleniu Warszawy. Towarzyszy temu szeroko zakrojona i intensywna akcja propagandowa oczerniająca AK i oskarżająca ją nawet o kolaborację z Niemcami. Informacje o Akcji Burzana zachodzie były cenzurowane. Propaganda radziecka oskarżająca AK o bezczynność mogłaby zdobyć na zachodzie posłuch i znacząco osłabić pozycję rządu w Londynie (skorzystałby na tym PKWN),
- prowokacyjne działanie AL,
- brak informacji o rzeczywistym stanowisku Wielkiej Trójki wobec sprawy polskiej. O faktycznych postanowieniach Konferencji Teherańskiej, premier Mikołajczyk dowiedział się po wybuchu powstania,
- przerażające przykłady postępowania strony radzieckiej z żołnierzami AK po zakończeniu walk o Lwów i Wilno,
- nastrój stolicy, podobny do tego z listopada 1918 roku,
- bałagan w niemieckim garnizonie miasta,
- konieczność zwrócenia uwagi mocarstw na los Polski,
- tysiące młodych i gorącogłowych ludzi pod bronią czekających na upragniony - to cytat z rozkazu Bora z pierwszego sierpnia - dzień otwartej walki.
Powstanie w Warszawie musiało wybuchnąć i dostrzega to w swojej wypowiedzi premier Mazowiecki, jakby nie patrzeć przedstawiciel pokolenia Kolumbów (w 1944 roku miał 17 lat), z resztą nie on jeden.
W najgorszych snach nie można było przewidzieć aż tak jawnej zdradyZwiązku Radzieckiego. To jednak nie do pojęcia dla naszych politycznych wizjonerów urodzonych kilkadziesiąt lat po Powstaniu. W najgorszych snach nie można było przewidzieć tak cynicznej postawy naszych sojuszników. Aby przewidzieć tak katastrofalny dla Polski rozwój wydarzeń latem 1944 roku trzeba było być politycznym wizjonerem wielkiego formatu. A takich Polacy niestety nie mieli.
Na sam koniec tego nieco zbyt długiego wpisu prośba do pana premiera Mazowieckiego. Skoro jak pokazuje jego wypowiedź o Powstaniu dostrzega w nim manipulację komunistycznej propagandy, niech nie przedłuża jej życia. Niech sztucznie nie rozdziela bohaterstwa szeregowych powstańców od rzekomej głupoty politycznej ich dowództwa. Niech swoim nazwiskiem nie firmuje historycznego warcholstwa uprawianego z taką lubością przez garstkę oszołomów.
Ja również nie popieram ustanowienia pierwszego sierpnia jako narodowego święta. Lecz potrafię swoje zdanie uzasadnić bez pomocy kłamliwej retoryki czasów słusznie minionych.
Komentarze
Pokaż komentarze (42)