Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy- powiedział kiedyś wielki polityk lewicy, Leszek Miller. Autor nie będzie tutaj rozstrząsał jak skończyło SLD i sam pan Miller. Są to fakty powszechnie znane i nie wymagające dodatkowych komentarzy.
Niemniej jednak pan Miller w zasadniczej kwestii miał sporo racji. Rozpoczęte działania należy doprowadzić do końca, co i autor zamierza uczynić w tej chwili, przedstawiając ostatni już wpis z serii tła historycznego do opisywanych wcześniej wydarzeń w zakłamanym wrześniu.
Zaolzie to sztandarowy przykład głupoty i mocarstwowej polityki Józefa Becka. To cios w plecy bratniego narodu czechosłowackiego (jak bratni on był autor wykazał w poprzednich wpisach) i hańba po wsze czasy na polskim honorze. Te powtarzane przez wszystkie lata epoki słusznie minionej bzdury funkcjonują w naszej historiografii do dziś. Podchwycają je nie tylko historycy tak leniwi, że nie zadający sobie trudu ponownego przeanalizowania całej sprawy, ale również historycy, których przekonania można określić jako antysanacyjne.
I tak oto Zaolzie obok interwencji w 1968 roku (do której niejednokrotnie jest porównywane) kładzie się cieniem na wspólną historię obu narodów i do dziś wywołuje rumieńce wstydu u co bardziej europejskich historyków czy przedstawicieli klasy politycznej.
Czy słusznie?
Nie, Szanowny Czytelniku. Autor nie udzieli Ci w tym wpisie jednej, prawdziwej i słusznej odpowiedzi. Będziesz zmuszony sam sobie to przeanalizować i przemyśleć na podstawie faktów jakie tu przeczytasz.
Tzw. Kryzys Sudecki był uważnie obserwowany w Warszawie. Nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że Adolf Hitler dąży do rozbicia i podporządkowania sobie Czechosłowacji oraz, że pozbawieni wsparcia głównego sojusznika - Francji Czesi nie zdecydują się na walkę. Występowanie z jakimiś gwarancjami pod adresem Pragi czy propozycjami współpracy nie miało, więc najmniejszego sensu, a mogło jedynie doprowadzić do znacznego pogorszenia się stosunków polsko-niemieckich.
Coraz bardziej prawdopodobny stawał się scenariusz, iż od południa Polsce przyjdzie graniczyć z państwem całkowicie zwasalizowanym przez Trzecią Rzeszę. Wobec tego minister Beck wystąpił z inicjatywą, aby ludności polskiej w Czechosłowacji (stawającej się po Monachium praktycznie państwem federacyjnym) przyznać takie same prawa jak ludności niemieckiej.
Celowo polskie postulaty pokrywały się w czasie z niemieckimi i nie był to wyraz współpracy na linii Warszawa-Berlin. Co więcej polska inicjatywa przeciwstawiała się planom niemieckim, które dążyły, aby kwestię pretensji polskich i węgierskich pod adresem Czechosłowacji rozwiązać po zaspokojeniu żądań Trzeciej Rzeszy. Przez całe lato 1938 roku trwała więc wielka akcja dyplomatyczna naszego MSZ-tu, która przez historyków komunistycznych określana była mianem: pchania się do Monachium.
Pod koniec września 1938 roku w duchu Paktu Czterech (znamienne, że Czesi odmówili kilka lat wcześniej wsparcia polskiej akcji przeciwstawiającej się inicjatywie zawarcia tego paktu) w Monachium spotkali się szefowie rządów Trzeciej Rzeszy, Włoch, Wielkiej Brytanii i Francji, aby uregulować sporne kwestie w stosunkach niemiecko-czechosłowackich. Przedstawicieli władz w Pradze nie zaproszono.
Późniejszy przebieg wydarzeń potwierdził w 100%polskie obawy, ponieważ aneks do umowy monachijskiej zawierał zapis, iż uregulowanie innych spornych kwestiiw stosunkach Czecho-Słowacji z sąsiadami zostanie rozpatrzony przez Cztery Mocarstwa w czasie, w którym uznają to za stosowne. Mieliśmy, więc do czynienia z Szanowny Czytelniku z zapowiedzią kolejnego Monachium, w którym o naszych sprawach wypowiadano by się w identyczny sposób jak w przypadku Czechosłowacji.
I teraz przed Szanownym Czytelnikiem otwiera się pole do popisu:
A) Możemy cierpliwie czekać, aż kwestią naszej mniejszości w Czechosłowacji zajmą się Cztery Mocarstwa*
B) Możemy próbować nawiązać rozmowy z władzami w Pradze nad przejęciem części lub całości spornego terytorium**
C) Możemy zareagować natychmiast wystosowując ultimatum i w ciągu kilku dni zająć obszar Zaolzia.
Które wyjście wybierzesz Szanowny Czytelniku?
*zamysł polityki niemieckiej był prosty. Na następnej konferencji poprzeć część postulatów węgierskich i polskich, lecz nie w kwestii Zaolzia, które najpewniej zostałoby zajęte przez oddziały niemieckie. Umożliwiałoby to wystosowanie przez Hitlera propozycji wymiany terytoriów: polskie Zaolzie za niemiecki Gdańsk i Korytarz. Co więcej taka rozsądnapropozycja zostałaby najprawdopodobniej poparta przez Anglię i Francję.
**we wrześniu 1938 roku prezydent Benes faktycznie badał możliwość przekazania Polsce Zaolzia.
W dniu 22.9.1938, a więc na cały tydzień przed „Monachium” – czyli dyktatem monachijskim, Benes pisał do Mościckiego:
(...) ... przedkładam ... propozycję ...wyrównania problemu polskiej ludności w Czechosłowacji. Pragnąłbym ułożyć tę sprawę na płaszczyźnie zasady rektyfikacji granic,zaś czeski minister spraw zagranicznych Krofta pisał do polskiego ambasadora Papee: Rząd Czechosłowacki chciałby podkreślić(chodzi o zwrot Zaolzia Polsce), że chodzi tu o akt dobrej woli wynikający z jego własnej inicjatywy i własnej decyzji ...”
Oficjalnie miało to nastąpić dopiero pod koniec października. Dlaczego tak późno? Benes liczył, że wcześniej Zaolzie zostanie zajęte przez Niemców, co sprowokowałoby konflikt niemiecko-polski o te tereny.
Bogowie, dajcie mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Dajcie mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I dajcie mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego. - Marek Aureliusz
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura