Władza leży na ulicy (podobnie jak pieniądze), biorą ją, podnoszą największe cwaniaki - w Polsce różne partyjki wodzowskie i kościół katolicki. Wodzowie tych organizacji otaczają się przydupasami. Działa to z dwóch stron: 1) wodzowie potrzebują mieć lojalnych i oddanych sobie i swojej sprawie współpracowników, 2) ludzie nieco mniej sprytni niż wódz lub po prostu mający nieco mniej szczęścia w tych gierkach zdają sobie sprawę, że gdy będą koło szefa zawsze coś im skapnie, będą mogli pożywić się resztkami z pańskiego stołu. Następnie te partyjki wodzowskie stanowią korzystne dla siebie prawa - pętają prostych ludzi różnymi przepisami. Następnie wyznaczają prostym ludziom na kogo mają głosować - wybierają sobie na listy wyborcze ludzi, z którymi najłatwiej im będzie rządzić motłochem. Machina kościoła robi to jeszcze perfidniej, bo przez spętanie wolnego ducha ludzkiego, i to na tyle skutecznie, że ludzie sami siebie zaczynają kontrolować i przymuszać, dyscyplinować wzajemnie- kto odstaje od grupy to wróg. Własnymi pieniędzmi ludzie rozbudowują narzuconą sobie obrożę i smycz. Obroża to znaczy, że władza cwaniaków ich ogranicza, smycz to znaczy, że władza ich prowadzi tam, gdzie nie poszliby z własnej woli. Są to spostrzeżenia teoretyczne i abstrakcyjne, lecz miałem okazję obserwować ostatnio, w jaki sposób przebiegają te procesy w małej zamkniętej społeczności - dokładnie według tego schematu. Samotni idealiści nic tu nie dadzą rady zrobić - bo te schematy są uniwersalne.
Inne tematy w dziale Polityka