Starość nie radość - spostrzeżenia
Ostatnio parę lat współ-opiekowałem się moją leżącą (obłożnie) matką - niestety zmarła na płuca - najgorsze w tym jest to, że wszyscy widzieli, z czym ma problemy (odpluwanie), ale jakoś nikt nie zauważył, że ona sama tego nie leczy, nie zgłosił tego lekarzowi do leczenia, sami lekarze też jakby tego nie zauważali lub nie uważali tego za ważne wobec jej innych poważnych schorzeń - raczej z życzliwości pomagaliśmy, aby to odpluwanie było dla niej i dla nas jak najmniej uciążliwe - żal, że przez brak uwagi nie daliśmy jej pogodnego, lżejszego, aktywnego schyłku życia.
Teraz w tej samej sytuacji jest mój ojciec.
Ja jednak nie o tym.
Zauważam po raz kolejny:
1. Człowiek starszy często jest chodzący, "na chodzie", dopóki nie pójdzie do szpitala - ze szpitala wraca już jako leżący, "na linii pochyłej" ku śmierci.
2. Człowiek starszy, gdy już przechodzi do stałego leżenia w łóżku - jednocześnie jakby wchodził w okres choroby woli - nic mu się nie chce, rzadko ma, zgłasza doraźne potrzeby, nie ma planów na dany dzień lub tydzień, nie panuje nad swoim zdrowiem, nie zarządza własnym leczeniem.
Na delikatne propozycje, sugestie aktywności - odpowiada "nie".
Samo zachęcanie i mobilizowanie do rehabilitacji nie wystarczy, trzeba samemu uczestniczyć, pomagać, współ-wykonywać i zabezpieczać ćwiczenia.
To może być brak czegoś we krwi lub zmiany hormonalne, osłabienie.
Dla mnie jest to sytuacja całkiem nowa.
Jak temu zaradzić?!
Jeden z komentów tutaj mówi: potrzebny jest mu nowy cel!
Mnie jednak ta filozofia "celu" przeraża, to jest moja zmora od dłuższego czasu, celowość życia i wszelkiej aktywności zbliża człowieka do robota - marzenia pojawiają się tylko w snach ludzkich.
Trzeba wrócić do słowiańskiej filozofii życia i rodziny, rodu, który dba o swoich wszystkich członków żyjących i nie-żyjących.
Brak w mediach programów, audycji, które popularyzowałyby dobre słowiańskie i polskie obyczaje.
-
Inne tematy w dziale Kultura