Jakub Bobrowski
Mateusz Wrona
"Mitologia słowiańska"
Wbrew pozorom nie jest to książka kucharska, mimo że zawiera dokładny przepis, receptę: jak zrobić coś z niczego, "zupa na gwoździu".
Mitologii słowiańskiej po prostu nie ma, bo nic pewnego z dawnych czasów nie dotrwało do teraźniejszości - już panująca w Polsce kultura semicko-chazarska się o to postarała, by wytępić ślady starych, a niezależnych od religii judeo-chrześcijańskiej, obyczajów, wykorzystując model feudalny stosunków społecznych.
Autorzy postąpili zatem sprytnie: skoro nie ma mitów słowiańskich, znaczy to, że trzeba je stworzyć od zera, opierając się o nieliczne pojęcia, które się zachowały - cóż to w zasadzie za różnica, czy podaje się mity dawne, czy świeżutkie, twórczo wykreowane, luźno oparte na podstawie naukowych badań.
Przy tym powiedzmy sobie szczerze - to, co się zachowało w kulturze ludowej, np. południca, też nie musi mieć zbyt dawnego pochodzenia, a na pewno uległo znaczniej modyfikacji pod wpływem obcej kultury.
Jest to oczywiście tworzenie fikcji literackiej, ale dostrzegam w tym znacznie większy błąd metodologiczny: mitologia słowiańska wydaje się była zupełnie różna od mitologii innych obszarów geograficznych: Grecji, Rzymu, Egiptu, itd., więc tworzenie dla niej jakichś standardowych historyjek, upodobnienie do innych mitologii zamiast prowadzenia poszukiwań w głębi samej słowiańszczyzny i dopiero z niej wywodzenie zasad kultury słowiańskiej, jest lekkomyślnością.
Autorzy zarzekają się, że prostując słowiańską terminologię naukową swoich opowieści używają słowa bies zamiast demon, słowa przyroda zamiast natura - jednak z braku odpowiedniego pojęcia słowiańskiego nadal używają słowa bogowie do słowiańskich stworów poza-naturalnych (ale nie nad-naturalnych).
Jeszcze raz powtarzam:
Niewidzialni "bogowie" słowiańscy są równolegli względem natury, nie stoją ponad nią, nie zarządzają naturą, jak to jest w kulturze semicko-chazarskiej, lecz tylko pomagają lub szkodzą człowiekowi.
Inne tematy w dziale Kultura