Poprzednią notkę skasowałem. Przyznam z premedytacją, bo ile można gadać o Żydach i o porozumieniu którego w rzeczywistości nie będzie? To jest taki sam trudny temat jak wojna o handel w niedzielę. Dlaczego? Bo liczy się przede wszystkim kasa i tylko kasa. Wszystko zaś inne, to tylko plakaty na słupach ogłoszeniowych dla naiwnych. Rząd więc aby wygrać w obu sprawach musi być zwyczajnie bezwzględny.
Nie dalej jak wczoraj jadąc autem słuchałem sobie reportażu o ustawie zakazu handlu w niedzielę, a w nim niby pół żartem pół serio rzucano opowiastki o tym, że niektóre markety chcac ominąć zakaz zamierzają sprzedawać w niedzielę benzynę, że kasjerów będą zatrudniać jako ochroniarzy, że będą dopisywane pracownikom dodatkowe obowiązki. Ja natomiast słyszałem z innego źródła równie zabawny tekst, żeby oznaczać krzyżem sprzedawane produkty, bo przecież kościołów niedzielę zamknąć nie można.
No dobrze, śmichy-chichy, ale usłyszałem także i bardziej niepokojące newsy o planach właścicieli sklepów oraz zarządów sieci handlowych. Mianowicie planują oni w związku z tzw. "nieczynną niedzielą" aby zamykanie sklepów odbywało się w sobotę dopiero o godz. 23.00, samych zaś pracowników ma się zmuszać do przychodzenia do pracy już o 1.00 w poniedziałek, celem przygotowania placówki handlowej do tzw. jej otwarcia. Na moje oko jednak, nie o zysk tutaj idzie, ale o zobrzydzenie do szczętu Dobrej Zmiany i jej pomysłów dotyczących Polski. Jedynym słowem, pisząc kolokwialnie pomarańczowa galeria chce zwyczajnie udupić ludzi tak głęboko, żeby poczuli oni na własnej skórze "autorytarne" rządy PiS i nie oddali w przyszłości głosów na tę partię jako komunistyczną partię obciachu, który to partii robi wspomniany obaciach bardziej biedujący koalicjant Gowin niż prezes Kaczyński.
Wracając do tematu. Za wczesnego Gierka wszystko w niedzielę było jak wiemy zamknięte na cztery spusty, i jakoś nikomu to specjalnie nie przeszkadzało, chociaż przecież mogło przeszkadzać bo towar na ladzie był. W raz z postępującym kryzysem sklepy zaczęły jednak świecić pustkami, więc i temat handlu w niedzielę sam się niejako zamykał. Dopiero tzw. okrągły stół czyli wolna amerykanka w przejściu od komunizmu do kapitalizmu spowodował oszałamiający rozwój handlu na wszelkich pułapach do późnych godzin wieczornych, gdyż zwykłym ludziom zaczęło po prostu zwyczajnie brakować czasu na zakupy (i nie tylko) abowiem musieli go oni poświęcać na rzecz pracy. Sprawdziły się tym samym słowa Ferdynanda Ossendowskiego, że każdy bolszewik marzy zostać srogim kapitalistą. Podobnie uważał Michał Bakunin, który pisał:
"Gdy tylko staną się rządzącymi lub przedstawicielami ludu, przestaną być robotnikami i zaczną patrzeć na czarnoroboczą masę z wysokości państwowego punktu widzenia; będą reperezentować już nie lud, lecz siebie i swoje roszczenia do kierowania ludem". Na marginesie, nie sądzę aby Władysław Frasyniuk nie pasował do tej tezy :)))
Jednym słowem za spowodowanie handlu w niedzielę odpowiadają nie tyle sami właściciele sklepów (oni po prostu skorzystali jedynie z okazji aby dobrze zarobić), ile pospolici pracodawcy, którzy z chęci osobistego zysku wydłużali ponad stan czas pracy pracownika. Zrozumiałe jest więc, że przerwanie przez Dobrą Zmianę tego wieloletniego wyzysku i handlowej paranoi może się nie podobać. Co gorsza, jak wspomniałem, handlowcy będą próbowali za wszelką cenę obchodzić ustawę z każdej strony, dlatego rząd nie powinien w żadnym razie spocząć na laurach.
Inne tematy w dziale Gospodarka