Pogodny Pogodny
234
BLOG

Żeby Polska była Polską

Pogodny Pogodny Społeczeństwo Obserwuj notkę 16

Jeden z polityków Koalicji wyznał kiedyś, że Polska "musi ściemnieć". Jak to wygląda w praktyce pokazują wydarzenia w Anglii. Oczywiście wiem, że to powtarzanie prawd oczywistych. Niemniej trzeba je powtarzać aby nie zwietrzały.

"Masowa i obca kulturowa imigracja, przy której asymilacja jest niemożliwa, nie zwiększa liczby Polaków, tylko liczbę mieszkańców terytorium. Nie rozwiązuje trwale problemów gospodarczych, za to generuje konflikty na tle etnicznym – co widać dziś choćby w Wielkiej Brytanii. Poza tym Polacy po prostu mają prawo do własnego kraju. Lepiej, żeby było nas mniej, nawet jeśli będziemy mieli droższe niektóre usługi, nawet jeśli mielibyśmy być nieco biedniejsi (choć to dyskusyjne), ale żebyśmy mieli własny kraj i czuli się bezpiecznie na ulicach. Żeby nasze matki, żony, siostry i córki mogły iść same do sklepu czy na spacer, a nie bały się o życie.

Od wielu miesięcy Polacy są systematycznie urabiani propagandowo. “Polska w 2080 roku będzie albo wielokulturowa, albo będzie mieć ok. 28 milionów mieszkańców. Czas wystartować z rozsądną, opartą o przepisy prawa, otwartą na osoby gotowe do podjęcia pracy, polityką migracyjną.” – napisał niedawno Marek Tatała, prezes Fundacji Wolności Gospodarczej. Setki artykułów o tym, jak bardzo Polska potrzebuje imigrantów, znajdziemy w najróżniejszych mediach, w tym także tych odwołujących się do prawicy, konserwatyzmu czy patriotyzmu.

Politycy często jedno mówią, a drugie robią.

Z drugiej strony emocje społeczne wywołują kolejne doniesienia o tym, że imigranci już tu są. Niedawno Internet obiegło nagranie nagiego czarnoskórego mężczyzny załatwiającego się do stawu w Katowicach. Pojawiają się kolejne informacje o napaściach seksualnych na kobiety w taksówkach prowadzonych przez obcokrajowców. Wystarczy przejść się ulicami centrum Warszawy, Krakowa czy Wrocławia, by zobaczyć, że największe miasta naszego kraju coraz bardziej przypominają Europę Zachodnią i jej multi-kulti. Polska przestała być w pełni homogenicznym społeczeństwem, którym była jeszcze dekadę temu. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o dwa miliony Ukraińców czy ponad sto tysięcy Białorusinów.

Niektórzy próbują udawać, że pozaeuropejscy imigranci pojawili się w Polsce po zmianie rządu 13 grudnia ubiegłego roku. Jest to kompletna fikcja, niepoparta żadnymi danymi. Również dlatego twierdzenie, że “czas wystartować z polityką migracyjną” jest manipulacją. Polska od ładnych kilku lat już jest najbardziej otwartym na imigrację krajem Unii Europejskiej. Wzbogaciliśmy się na tyle, by być atrakcyjni. Część biznesu chciała taniej siły roboczej i wywierała presję na polityków. A rząd PiS-u ściągał tysiące Filipińczyków, Hindusów, a także muzułmanów – Uzbeków, Turków, Banglijczyków, Turkmenów, Indonezyjczyków, Pakistańczyków. Polska zaczęła zatem iść dokładnie tą samą drogą, którą poszły kilkadziesiąt lat temu Francja, Szwecja czy Wielka Brytania. Tam także zaczynało się od imigrantów zarobkowych, których miało być wcale nie tak wielu, mieli pracować i mieli potem wrócić do siebie. Ten rozdźwięk między słowami a czynami wykorzystał w kampanii sejmowej Donald Tusk, który wypominając ówczesnemu rządowi wydane zgody na pobyt skutecznie uderzał w wiarygodność PiS-u na kluczowym polu bezpieczeństwa.

Warto pamiętać, że nie było nigdy jednego momentu, w którym Francuzi, Szwedzi czy Brytyjczycy byliby postawieni przed jasnym wyborem i wyraziliby zgodę na osiedlenie w ich krajach milionów imigrantów. Przez dekady manipulowano nimi, udając, że problemu nie ma albo szantażując ich moralnie. Słyszeli obietnice polityków, że ograniczą imigrację – jak Jacquesa Chiraca, premiera i prezydenta Francji, który w kampanii posuwał się do chwytów w rodzaju straszenia “zapachem imigrantów, którego mają dość francuscy robotnicy” – a potem, gdy doszedł do władzy, ściągał jeszcze więcej imigrantów niż lewica. Z drugiej strony bez przerwy byli bombardowani twierdzeniami o tym, że masowe ściąganie imigrantów jest absolutnie niezbędne dla ich gospodarek, a sprzeciw jest tożsamy z rasizmem i przypomina zbrodnie II wojny światowej. Często media głównego nurtu najpierw twierdziły, że imigrantów wcale nie ma tak wielu, zaś przeciwne informacje rozsiewa tylko demoniczna skrajna prawica – a potem, że jest ich już tak dużo, że sytuacja jest nieodwracalna i rdzenni mieszkańcy muszą się dostosować, nauczyć być inkluzywni i tolerancyjni dla odmienności.

Polak mądry przed szkodą?

Manipulacją jest też częste dziś w Polsce przedstawianie imigracji legalnej i nielegalnej jako dwóch zupełnie odmiennych zjawisk. Oczywiście, ochrona granic jest niezbędna i bardzo dobrze, że powstała zapora na granicy z Białorusią. Państwo musi kontrolować, kto pojawia się na jego terytorium. Jeśli ktoś jednak twierdzi, że w Europie Zachodniej problemy generują wyłącznie imigranci nielegalni, to albo kłamie, albo nie wie nic o sytuacji tam. Największych zamachów we Francji – ataku na Charlie Hebdo, krwawych zamachów na Bataclan czy poderżnięcia gardła księdzu katolickiemu ojcu Hamelowi w kościele – dokonywali obywatele francuscy, nie tylko całkowicie legalnie przebywający w kraju, ale urodzeni i wychowani w nim. Nie jest też prawdą, że problemy da się zrzucić na Komisję Europejską. Pakt migracyjny przecież wszedł w życie dopiero teraz, a gros migrantów świadomie i celowo wpuściły do siebie rządy państw narodowych. Wielka Brytania wyszła z UE, ale suwerennie pozwala na wjazd jeszcze większej liczbie imigrantów niż przed Brexitem. Nielegalni imigranci to często legalni imigranci, którzy stracili prawo pobytu, ale nie zamierzają wracać – znacznie łatwiej wpuścić człowieka niż go wyprosić. Z kolei każdego nielegalnego imigranta można zalegalizować – to prosta decyzja polityczna.

Powinniśmy uczyć się na doświadczeniach Europy Zachodniej. Musimy sobie jasno powiedzieć, że masowa i obca kulturowa imigracja, przy której asymilacja jest niemożliwa, nie zwiększa liczby Polaków, tylko liczbę mieszkańców naszego terytorium. Wychować na Polaka da się człowieka dowolnego pochodzenia, można zasymilować jednostki czy rodziny, ale nie jest możliwa asymilacja milionów ludzi naraz. To są żywi ludzie, wychowani w konkretnej kulturze, religii i języku, a nie cyferki w arkuszu kalkulacyjnym czy pionki, które można przestawić z miejsca na miejscu i w magiczny sposób zmienić ich tożsamość. Czy ktoś z nas przestałby być Polakiem, gdyby zamieszkał w Indonezji? Czy mieszkając w Indonezji wśród tysięcy innych Polaków którzy tam również przybyli czulibyśmy się bardziej komfortowo zadając się z innymi Polakami, czy z milionami Indonezyjczyków? W drugą stronę działa to tak samo.

Imigracja musiałaby być wielomilionowa, żeby zrobić różnicę dla wskaźników demograficznych – zastąpić Polaków, którzy się nie rodzą. Jest to wykonalne – znajdzie się nawet i 15 milionów chętnych do przyjazdu do Europy w Bangladeszu, Indiach i Pakistanie. Nie rozwiąże to jednak naszych problemów gospodarczych. Nawet jeśli Banglijczycy zapracowaliby na emerytury Polaków, to kto zapracuje na emerytury Banglijczyków? Przecież oni też nabyliby prawa do polskich emerytur. A więc trzeba byłoby ściągać jeszcze więcej imigrantów. Warto też zwrócić uwagę, że dziś mamy często do czynienia z imigracją do miejsc pracy, które nie są niezbędne. Owszem, mamy więcej kierowców Ubera i dostawców pizzy, więc taksówki są tańsze a zamówione jedzenie szybciej przyjeżdżą. Ani jedno ani drugie nie jest nam jednak niezbędne do przeżycia.

Każdy ma prawo do życia we własnym kraju i bycia u siebie

Przede wszystkim zaś masowa, obca kulturowo imigracja generuje konflikty na tle etnicznym oraz wzrost przestępczości. Powinniśmy sobie jasno powiedzieć – lepiej żeby było nas mniej, żebyśmy mieli droższe niektóre usługi, nawet byli trochę biedniejsi, ale żebyśmy mieli własny kraj, czuli się bezpiecznie na ulicach, a nasze matki, żony, siostry i córki mogły iść same do sklepu, do szkoły czy na spacer. Lepiej, żeby Polska miała te 28 milionów mieszkańców, ale żeby była dalej Polską. Nie po to nasi przodkowie walczyli o niepodległość, żebyśmy teraz z niej sami zrezygnowali. Polacy mają prawo do własnego kraju. Nie ma w tym żadnej wrogości wobec obcych. Nawet z najlepszym kolegą, z którym możemy się bardzo lubić i odwiedzać, nie zamieszkujemy jednak pod jednym dachem – każdy ma swój dom dla siebie oraz swojej rodziny i tak jest lepiej dla wszystkich.

W tym duchu powinniśmy mówić o prawie do niemigrowania oraz życia we własnej rodzinie i społeczności. Sporo mówił o tym choćby kardynał Robert Sarah, sam będący przecież Gwinejczykiem. Jego zdaniem masowa imigracja jest nową formą niewolnictwa, a młodym ludziom z Afryki i innych regionów świata wmawia się, że w Europie czeka na nich Eldorado. W praktyce stają się samotnymi, wykorzenionymi i pozbawionymi godności trybikami w machinie. “Jeśli Zachód będzie szedł tą drogą, jest wielkie ryzyko, że zniknie pod wpływem inwazji obcych, tak jak Rzym został najechany przez barbarzyńców” – przestrzegał kardynał. Warto też zwrócić uwagę, że media i politycy głównego nurtu pod pojęciem “integracji” imigrantów i stania się świeckimi, wyzwolonymi “Europejczykami” rozumieją zazwyczaj rozpuszczenie ich tożsamości poprzez nieumiarkowaną konsumpcję, hedonizm i “korzystanie z życia”. Z punktu widzenia chrześcijanina to żadna korzyść. Wprost przeciwnie – imigranci często są wykorzystywani jako polityczny taran, bo po uzyskaniu obywatelstwa masowo głosują na lewicę. W Polsce też zresztą wcale nie jest trudno uzyskać obywatelstwo – wystarczy trzy lata żyć u nas legalnie z prawem pobytu stałego, mieć pracę, mieć gdzie mieszkać i nauczyć się języka polskiego na B1 (czyli w stopniu pozwalającym na podstawową, ale niezbyt złożoną komunikację). Obywatelstwo automatycznie otrzymują potem wszyscy potomkowie obywatela.

Oczywiście, problemy gospodarcze trzeba maksymalnie ograniczać. Trzeba jednak pamiętać, że presja biznesu nigdy się nie kończy. W Wielkiej Brytanii imigranci są sprowadzani setkami tysięcy od dekad, a i tak stale powracają nagłówki, że brakuje rąk do pracy. Tania siła robocza odciąga firmy od inwestycji w nowe technologie, które długofalowo byłyby bardziej opłacalne dla polskiej gospodarki. Jeśli już, to powinniśmy stawiać raczej na automatyzację pracy. Gdy w danym sektorze brakuje pracowników, trzeba w pierwszej kolejności sprawdzić, czy na pewno nie ma nigdzie Polaków, którzy mogliby te potrzeby zaspokoić. Jeśli nie, to potem, czy nie da się danego problemu rozwiązać poprzez automatyzację. Dopiero po odrzuceniu obu tych możliwości można rozważać sprowadzenie na konkretne stanowisko wykwalifikowanego imigranta z kultury kompatybilnej z naszą, o ile korzyści przeważają ryzyko. Naszym podstawowym celem powinno być jednak przetrwanie Polski jako kraju Polaków."

Kacper Kita 

w całości za PCh24

Pogodny
O mnie Pogodny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo