Czepiają się kanclerza Niemiec Olafa Scholza. O to, że coś tam widzi na własnym, niemieckim horyzoncie. Odpowiem. I tak źle, i tak niedobrze.
Po pierwsze obecna sytuacja polityczna Niemiec przypomina w pewnym stopniu jako żywo dawną sytuację Republiki Weimarskiej, więc rzeczywiście warto ustawicznie kontrolować rozwój wydarzeń za Odrą, gdyż Niemcy wodzostwo, a co za tym idzie neohitleryzm mają zakodowany głęboko w genach, o czym świadczy wzrost poparcia w społeczeństwie niemieckim dla neohitlerowskiej AfD politycznie ukierunkowanej głównie na antypolski rewizjonizm typu Drang Nach Osten.
Takie odwrócenie kart, bo o ile sowiecka Rosja w latach trzydziestych postrzegana była na zasadzie źle uzbrojonej, pałającej nienawiścią do Polski bolszewickiej dziczy, tak Niemcy widziane były wówczas jako państwo wprawdzie nam niechętne, ale kulturalne, które może nas nie lubi, ale można się z nim przecież w ostateczności dogadać lub honorowo bić. Wrzesień 1939 roku odkrył przed nami jak było w istocie. Zarówno Niemcy jak i Rosjanie wykazali się wobec Polski niebywałym barbarzyństwem.
Czy coś się zmieniło w tym względzie? Nie sądzę, śmiem nawet szczerze w to wątpić, by szło na lepsze. Obawiam się nawet, że nasza strategia wynikająca z obecnego sojuszu z Anglosasami (USA, GB) zemści się na nas podobnie jak się okrutnie zemściła w roku 1939 i później.
Niemcy są wprawdzie jeszcze na etapie powolnego wybudzenia się z pokojowego snu, ale na litość Boga nie będzie to trwało wiecznie, wystarczy sobie przypomnieć marsz Hitlera po władzę, zaś Rosja ma na głowie obecnie wojnę z Ukrainą, po której rozejrzy się za dalszym łupem, a w którą my wdepnęliśmy na zasadzie dawnej polityki mocarstw kolonialnych (niech się inni wybiją w naszym imieniu), lecz nie ma pewności czy ta polityka zaprowadzi nas akurat w to miejsce, o którym marzymy od czasów średniowiecznej unii z Litwą, czyli o roli środkowo-europejskiego mocarstwa. Stawianie więc w tym wypadku na skorumpowaną i wrogą nam Ukrainę jako partnera gospodarczego i wojskowego, a z czasem zapewne i współgospodarza nad Wisłą, to moim zdaniem cholernie ryzykowne posunięcie, które może doprowadzić nas do kolejnych nieszczęść, kolejnej rzezi, kolejnych obozów i kolejnej okupacji niekoniecznie ukraińskiej.
Nasi sąsiedzi i sojusznicy realizują bowiem w naszej bliskości i z naszym udziałem swoje skryte interesy, które niekoniecznie są naszymi które wyjdą na dobre. Cóż zatem czynić?
Myślę, że należy się obudzić z tego ogłupiającego nas politycznego letargu, przede wszystkim jako wyborcy. Należy przyjrzeć się programom i ludziom, którzy chcą nami w przyszłości przewodzić. Nie ulegać żadnym iluzjom politycznym, tylko głęboko i na poważnie zachorować na Polskę, przy okazji dziękując w wyborach tym wszystkim, którzy przez lata mamili nas kłamstwami co do naszej przyszłości. Nie wiem czy ta recepta okaże się słuszną, gdyż jesteśmy do szpiku kości przeżarci agenturą wszelkiego rodzaju dzielącą nas dzisiaj w poprzek i wzdłuż, ale próbować zawsze trzeba.
No i modlić się gorąco o te dobre zmiany, bo bez Boga nie osiągniemy generalnie nic z tego, o czym od dziesiątków lat ciągle marzymy.
Inne tematy w dziale Polityka