Polska piłka nożna na Salonie 24 zdechła i to nie tylko - żyje ona jeszcze wprawdzie na portalach sportowych, ale to chyba normalne, bo gdzie indziej krok po kroku jest wypierana z głów.
Może i dobrze że tak się dzieje, bo przecież to co nam usiłują wcisnąć obecnie nasi kopacze, zarówno ci najemni w e-klapie czy w reprezentacji to ohydna ściema, klasyczne dno oraz metr mulu. Jedyne więc co ich jeszcze trzyma przy dostatnim życiu z udawania gry na trawie, bo inaczej musieliby pójść wraz ze swoimi trenerami i prezesami do zwykłej roboty, to głupia matka nadzieja prostych kibiców, którzy w imię miłości do tej matki i piłki jeszcze mają ochotę przychodzić na stadiony ich oglądać. A tam wiadomo, czasem, niezwykle rzadko, na murawie mecz jakiś wyjdzie i wówczas radość na trybunach sięga zenitu, zaś prasa oraz telewizja, która przecież też z tego piłkarskiego szwindlu żyje błyskawicznie dmie w balonik hurra optymizmu.
Wczoraj reprezentacyjna ekipa pan Czesia mimo starożytnych zapewnień o swej mocy dostała po staremu klasyczny łomot od Holendrów, czyli 2:0.
Niby niewiele, ale łomot był o tyle przykry, bo wyglądał jakby dorosły facet lał na wszelkie sposoby potulnego smarkacza. Oczywiście przed meczem było reprezentacyjne studio na szklanym ekranie, w którym mądre głowy czyli tzw. eksperci słali achy i ochy pod adresem pana Czesia i jego zawodników. Wymieniano w jakich to super, mocnych klubach grają, jak się rozwijają...sypały się liczby i przekonanie, że po remisie na wyjeździe teraz pomarańczowi dostaną lanie od biało-czerwonych.
Piłkarska prawda na boisku dość szybko obnażyła te dziecinne ekspertyzy, bo jeśli nawet w/w grają i w dobrych klubach, to jedności piłkarskiej w tej ekipie absolutnie nie ma. Nie ma pomiędzy nimi żadnej chemii boiskowej.
Tego wszystkiego, odnoszę wrażenie, w obecnej reprezentacji nie ma i nie będzie.
Jak było w meczu z Holendrami? Pierwsze sześć minut dawało jakąś nadzieję, nasi doskoczyli do nich i pressingiem odbierali piłkę, a później tradycyjnie osłabli, zaczęli robić rękawami i do głosu doszli Holendrzy. To w jaki sposób zaczęli się zabawiać z Polakami na przedpolu naszej bramki, szybkość i celność podań które wymieniali między sobą, przy ustawicznej wymianie pozycji gwarantowały nieuchronnie gola i ten niestety padł dość szybko.
Wówczas wyłączyłem telewizor, szkoda było bowiem oczu, tym bardziej że kamera pokazywała jeszcze co jakiś czas twarz trenera Holandii, który zachowywał się tak, jakby jego drużyna rozgrywała nie ważny mecz silną drużyną, ale wymuszony test mecz z jełopami z C-klasy w Koziej Wólce. Był po prostu pewien swego. Co innego pan Czesio, ten chodził nerwowo tam i z powrotem wyłamując palce.
Morał? Polskiej reprezentacji nie przygotowałby do dobrej gry nawet trener światowego formatu. Po prostu, nasi zawodnicy nie chcą grać ze sobą nie tylko dla kibiców ale i dla Polski. Sprawiają jedynie takie pozory. Co teraz? Mecz z Walią. Podobno mecz o utrzymanie się naszej reprezentacji w Dywizji A Ligi Narodów. Cienko go widzę, choć nie obejrzę. Później towarzyski mecz z Chile. Pewnie im po przyjacielsku Latynosi dokopią naszym bażantom jak kozie za obierki żeby znały swoje miejsce w szeregu na co kuraki nawet chętnie się zgodzą, a później wymuszony dla naszych graczy mundial w Katarze, po którym pan Czesio dostanie zapewne - przy takim nastawieniu zespołu i formie - mocnego, pustynnego bólu głowy jaki go tam spotka po serii przegranych z Meksykiem, Argentyną i pewnie z Arabami, chociaż tutaj może paść remis. Dlatego nie dziwię się, że piłka nożna przestała gościć na Salonie 24. Generalnie jest to dyscyplina sportowa w na obecną chwilę w Polsce bez żadnej przyszłości.
Inne tematy w dziale Sport