Każdemu wolno wierzyć. Jeśli więc ktoś uwierzył w wyprawę kijowską premiera i prezesa PiS to będzie to wyłącznie jego sprawa. Ja nie wierzę. Nie wierzę tym bardziej, że czytam, iż panowie z wyprawy już powrócili. Nawet w dzisiejszych czasach, podczas wojny, jest to wyczyn wręcz nieprawdopodobny godny komandosów z Nawarony lub tych z tylko dla orłów.
Nie, ja nie neguję pomysłu wyprawy. On się zapewne w jakiś tam sposób skrystalizował, a jakże, ale niestety nie w Kijowie - takie jest moje zdanie. Panowie dojechali w mojej ocenie co najwyżej do Lwowa, lub pomniejszej miejscowości (ktoś pisał o Truskawcu), do której nie dotarły rosyjskie zagony pancerne. Oczywiście, nawet i taka wyprawa niosła w sobie niebezpieczeństwo zagrożenia życia, ale po cóż w takim razie ten Kijów? Przecież, gdyby panowie się w tym Kijowie rzeczywiście znaleźli telewizja nie odpuściłaby sobie okazji do mega relacji z wizyty w podrózy (reporter z ręczną kamerą wystarczy) oraz z momentu spotkania z prezydentem Ukrainy. Może pojawiłby się i jakiś fragment, parę ujęć na tle umęczonej stolicy? Nie, nic takiego cisza. Zaprezentowano jedynie zdjęcia z wnętrza wagonu. Może to wszystko było? Ktoś widział? Ja osobiście nie widzialem i nie słyszałem. Pewnie niewierny ze mnie Tomasz....
Czy realizując taki pomysł prezes chcial w ten sposób niejako przeskoczyć dokonanie śp. brata, który wziął udział wraz z innymi politykami w antyrosyjskiej manifestacji w Tiblisi? A może inna sprawa?
Internet pamięta, kąśliwe komentarze internautów pod adresem prezesa o jego zachowaniu w dniu wprowadzenia stanu wojennego przez Jaruzelskiego. Nie chcę się dalej znęcać, ale pytam ponownie w jakim celu dokonano tej kijowskiej mistyfikacji? Dla kozaczenia? Jesli to było kozaczenie to był to fatalny sposób na podreperowanie poparcia na krajowym podwórku. Dodatkowo zaprzyjaźnione media piszą, że niektórzy politycy z zachodu odmówili udziału w projekcie w obawie o swoje bezpieczeństwo. Nie wątpię, samoloty rosyjskie mają przecież przewagę w powietrzu, nad lotnictwem Ukrainy, lecz odpowiedź odmowna mogła również wskazywać i na to, że nie zamierzano być później obiektem ewentualnych kpin.
Jednym słowem nie wierzę w tę wizytę w Kijowie. Po prostu za dużo krzyku w zbyt krótkim czasie. Lech Wałęsa też miał być symbolem wolności, a okazał się na koniec końców koniem trojańskim komunistycznej władzy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości