"Nie wiemy, co jest w zamysłach strategicznych Kremla i dlatego trzeba przygotowywać się na różne scenariusze" - odparł premier Mateusz Morawiecki, kiedy został zapytany o koncentrację rosyjskich wojsk na wschodzie Ukrainy.
Generalnie to prawda. Nic nie wiemy, gdyż polityka Rosji była zawsze oparta na cichych działaniach, w myśl powiedzenia że "im cicho idziesz, tym dalej dojdziesz".
Zastosowanie w polityce tego przysłowia sprawdza się, skoro Amerykanie odwiedzili Putina w osobie b. ambasadora w Moskwie, a obecnie szefa CIA Williama Burnsa, który przestrzegł przywódcę Rosji przed napadem na Ukrainę, oraz miał pretensję do Moskwy że wywiad rosyjski zachowuje się wyjątkowo nie fair na terenie USA. Burnsowi chodziło o to, że pośród odpowiedzialnych za politykę osób w Administracji od czterech lat pojawiają się tajemnicze choroby, które Burns określił mianem "anormalnych incydentów zdrowotnych", sugerując w ten sposób ich pochodzenie, chociaż USA nie ma na to żadnych dowodów, iż za wspomnianymi tajemniczymi chorobami urzędników stoją agenci KGB.
Myślę jednak, że Rosjan stać na takie gesty. Pokazali to przecież na przykładzie swoich znanych obywateli i są w tym niezwykle zapiekli podobnie jak Mossad. Poza tym w roku 2017 Władimir Putin stwierdził wprost, że "że jedynie kilka narodów cieszy się prawdziwą suwerennością, a Moskwa ma prawo naruszać granice innych państw, których nie uznaje za niezależne."
Można zapytać, które to kraje w/g Putina takim wolnymi nie są, USA?
Z pewnością Moskwa chciałaby rządzić nad Potomakiem bez dwóch zdań, ale czy przypadkiem Polska jako byłu carski Kraj Nadwiślański, zaś później "wesoły barak" pod sowieckim zarządem mogłaby liczyć również na takie określenie? Można zapytać, lecz odpowiedź tutaj i tak sama się ciśnie na usta, że suwerennymi krajami są te kraje, na które Kreml ma wpływ, natomiast za niezależne Moskwa postrzega te państwa, które urwały jej się z łańcucha poddaństwa, bądź są mu wrogie. Do takich zalicza się Polska.
Nie ma więc co się dziwić, że premier Morawiecki niemal w ekspresowym tempie odwiedził wszystkich tych, którzy według niego byliby nam w stanie militarnie pomóc w sytuacji agresji Moskwy na Polskę. Oczywiście, można założyć, że koncentracja wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą oraz atak imigrantów sprowadzonych przez Łukaszenkę, aby ci atakowali naszą granicę to jedynie forma szantażu UE i świata jako pokaz siły ze strony Moskwy, którą ostatnio niejako wykopano z grona strategicznych państw, które mają wpływ na politykę międzynarodową. Zapomniano jednak o tym co najważniejsze, że Rosja nim się podejmie jakichś kroków, wpierw buduje dla nich, nawet latami, solidne zaplecze. Historia to pokazała, zwłaszcza najnowsza historia XX wieku.
Lobby pro sowieckie, a obecnie prorosyjskie było zawsze tam, w tych miejscach, gdzie miały być podejmowane ważne decyzje przeciwko Rosji.
Dezinformacja polityczna czyniona przez agentów moskiewskich zainstalowanych w poszczególnych rządach UE, także przy pomocy rosyjskich przedstawicieli tzw. popularnego obecnie ekologizmu i zielonego ładu, którzy doprowadzili swoimi naciskami do wepchnięcia polityki energetycznej UE w ręce rosyjskie, czyni przeciwników Moskwy bezradnymi, a ta potrafi taką podaną jej politykę odpowiednio na swoją korzyść rozegrać.
Co do Polski, to nie wiem dlaczego, ale staje mi przed oczami nieustannie przykra sytuacja II RP z końca lat trzydziestych.
Tylko że dzisiaj miejsce rozebranej przez Niemców Czechosłowacji zajmie Ukraina, Białoruś gra obecnie rolę antypolskiego WMG, zaś Okręg Królewiecki po staremu odtwarza z dnia na dzień Prusy Wschodnie, czyli rejon koncentracji wojsk pancernych Guderiana.
Niemiecki "Fall Weiss" zakładał uderzenie na Polskę z południa i z północy. Wzięcie jej w pancerne kleszcze, które miały się zewrzeć w rejonie Brześcia.
Przy zajęciu Ukrainy przez Rosję oraz rezygnacji NATO z obrony naszego kraju na zasadzie: "Nie chcemy umierać za polskich faszystów" byłby on w istocie lustrzanym odbiciem planu niemieckiego z roku 1939, tyle że na Wschodzie kleszcze by się zaś zamknęły w okolicach Łodzi, natomiast Niemcy mogą spokojnie zagrać tutaj rolę wojsk Stalina z 17 września i wkroczyć do Polski od Zachodu ( patrz moja poprzednia notka dotycząca roli Niemiec w III tajemnicy fatimskiej).
Wizyty premiera Morawieckiego przypominają mi w związku z tym, nic innego jak tylko gorączkowe wizyty dyplomatyczne w europejskich stolicach ministra Becka.
28 kwietnia 1939, łudzono się w Warszawie, że Hitler tylko straszy, i że wystarczy stanowcza postawa polityczna Warszawy, działania WOP na granicach, mobilizacja armii, czyli zademonstrowanie woli oporu państwa polskiego, żeby Niemcy nie zdecydowali się na agresję. Tymczasem Hitler, który w sposób niezwykle umiejętny maskował swoje faktyczne cele propagandą i retoryką pokojową, umiejętnie wykorzystując pacyfistyczne nastroje zachodniej opinii publicznej oraz słabość i niezdecydowanie przywódców zmierzał nieustępliwie po swoje.
Czy podobnej polityki nie prowadzi dzisiaj Władimir Putin? Z tego powodu należałoby więc oczekiwać nie tyle jakiejś wielkiej koncentracji NATO na terenie RP, ile bardziej płomiennej mowy naszego ministra MSZ oraz premiera w Sejmie.
No, ale wpierw ruch ku spełnieniu się tego ponurego proroctwa, czyli kolejnego napadu na Polskę musi wykonać aktem agresji na Ukrainę Władimir Putin. Wykona?
Inne tematy w dziale Polityka