Trzeba mi złamać obietnicę, bo krew gra. Powodem jest minister Niedzielski. Co nowego zatem wykombinował nasz covidowy strateg, któremu poseł Braun wieszczy marną przyszłość typu: czas ucieka Norymberga czeka? Otóż chce on szczepić mimo wszystko na siłę. Nie tyle lud, ale tych którzy ten lud leczą. Proste? Proste jak drut i omłot zboża cepem. Nie chcesz się lekarzu, pielęgniarko, ratowniku medyczny, salowy, salowo zaszczepić się? To won z pracy! Sprytna strategia. Nie będzie lekarzy, nie będzie personelu to nam od razu krzywa zgonów wzrośnie i znowu nakręcimy kolejkę chętnych do ustawienia się przed sklepem Pfizera, chociaż teraz trzeba mówić jedynie o postępującej zarazie na Podlasiu i Lubelszczyźnie, mówić i nie zapowiadać żadnych lockdownów. Dlaczego? Dlatego, że minister a wraz z nim rząd, w swoim rozumowaniu w walce z wiatrakami postępuje jak przysłowiowy koń, co to boi się traktora i na jego widok wierzga niebezpiecznie, gotów w każdej chwili wóz z pasażerami bezmyślnie rozwalić. Koń bowiem wierzgając nie myśli, a że traktor konia może rozjechać z kopytami i ogonem jak zgniłe jabłko, jeśli ten mu stanie nieoczekiwanie okrakiem na drodze - wiadomo katastrofa gotowa. Tymczasem pan minister Niedzielski wykoncypował ministerialne antidotum, otóż rzekł, iż posiadamy „naturalną odporność uzyskaną przez szczepienia”. O ile wiem, odporność uzyskuje się za sprawą przechorowania choroby, a nie szczepień, a tutaj taka nowina. Może niech pan minister idiotów i zalęknionych pandemią poszuka sobie w bliższym otoczeniu, i w konia co to mówi się już więcej nie zabawia.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo