"Dr Paweł Grzesiowski uważa, że rządzący zlekceważyli problem, jaki wiąże się z działaniami ruchów antyszczepionkowych. – Jest mnóstwo fake newsów, mnóstwo hejtu antyszczepionkowego, który szerzy się bez żadnej kontroli. Władze nie zrobiły nic, aby temu zapobiec "– stwierdził lekarz w rozmowie z dziennikiem „Rzeczpospolita”
No, super, nie ma jak przyznanie się bezwiednie do winy. Na złodzieju czapka gore - powiadają, jeśli ten lekarz aspirujący do roli najgorszego lekarza uważa że przestrzeganie przed złem to hejt, należałoby go natychmiast wymazać w smole, wytarzać w pierzu i następnie gołego jak święty turecki pognać ulicami miasta w asyście pokrzyw.
Bo co jeszcze powiedział człowiek, który szczyci się tym, że jest rządowym ekspertem od kronawirusa i należy do grona specjalistów o nazwie Naczelna Izba Lekarska? Ma on czelność twierdzić, że przed nim i jemu podobnymi pojawia się niemałe wyzwanie z tego powodu jakim jest antyszczepionkowy problem, ale równolegle obala też nieświadomie wczesniejsze kłamstwa ministra Dworczyka o ponoć masowym zaszczepieniu się Polaków liczonym na 70% społeczeństwa.
"Można było przewidzieć, że w pierwszym rzucie do szczepień pójdą osoby, które chcą szczepień. Tak się stało. Dzisiaj sytuacja jest kompletnie odwrotna. Mamy zalegające szczepionki w punktach szczepień. Może dojść do przeterminowania szczepionek, bo nie ma komu jej podać. Czy można było temu zapobiec? Kampania Narodowego Programu Szczepień nie była obliczona na pozyskanie osób, które są sceptyczne. Trudno jest pozyskać kogoś, jeśli mamy do czynienia z czystą promocją. Plakaty, loterie, wystąpienia medialne nie przekonają takich osób. Potrzebna jest grupa osób, która przekona na podstawie merytorycznych dyskusji. Uważam, że przespano ten moment koło marca. Należało uruchomić kampanię edukacyjną".
Najgorsze w tym, że pan lekarz nie mówi ludziom prawdy, tylko po prostu zwyczajnie "leje wodę", czego dowodem są jego słowa kiedy to wspomina o tzw. IV fali zapowiedzianej proroczo przez ministra Niedzielskiego.
"Wciąż nic o tym nie wiemy. Mam nadzieję, że nie powtórzy się historia z poprzednich fal, gdzie doraźnie wojewodowie przyznawali łóżka covidowe poszczególnym szpitalom. Powinniśmy mieć wyznaczone szpitale covidowe. Wciąż nic o tym nie wiemy. Mam nadzieję, że nie powtórzy się historia z poprzednich fal, gdzie doraźnie wojewodowie przyznawali łóżka covidowe poszczególnym szpitalom. Powinniśmy mieć wyznaczone szpitale covidowe (wiem z autopsji jaki sposób się do tych szpitali trafiało, w jakim momencie i w jakim celu - dopis. Mikker). Powinniśmy mieć już przygotowany scenariusz na okoliczność lockdownu. Trudno jest traktować lockdownem tak samo regiony dobrze wyszczepione i regiony gorzej wyszczepione. Tam, gdzie jest więcej osób zaszczepionych, będziemy mieli dużo przypadków, ale mało zgonów i hospitalizacji ( tutaj już pan doktor odleciał w błękity dopis. Mikker). Można też rozważyć to, że osoby zaszczepione lub osoby z udowodnionym statusem ozdrowieńca, będą inaczej traktowane. Jeżeli lockdown obejmie dany powiat lub województwo, to osoby zaszczepione nie będą mu podlegały. To jest skomplikowane od strony logistycznej. Tego się nie da zrobić w tydzień."
Ostatnie słowa dają nadzieję, że ozdrowieńcy będą miały, powiedzmy, lepszy los od tych których covid nie dopadł. Jaki? Oto jest pytanie, na które dzisiaj trudno znaleźć odpowiedź, dlatego na sam koniec przytoczę pewne wspomnienie warte jest ono bowiem uwagi.
Mój śp. teść opowiadał jak przed wojną jego ojciec, absolwent Dorpatu (Uniwersytet w Tartu), zamożny, szanowany profesor wyższej uczelni i prywatnego gimnazjum w Warszawie, który cenił sobie wielce piłsudczyków i politykę Marszałka tuż po wyborze następcy Piłsudskiego, czyli Rydza-Śmigłego rozpoczął sukcesywne zbieranie żywności typu: mąka, cukier, konserwy, suchary. Zakupił też kilkanaście kóz, czym naraził się na docinki podwarszawskich sąsiadów letnich willi. W maju 1939 zamówił również do letniego miejsca wypoczynku 3 tony węgla, chociaż czynił to zawsze z końcem wakacji. Uważał bowiem, że polityka państwa sprowadzi niechybnie na naród nieszczęście. Sprowadziła. Kamienica w Warszawie, w której posiadał eleganckie kilkupokojowe mieszkanie została zajęta przez jakichś volksdojczów, a następnie spłonęła w PowstaniuWarszawskim.
Co ciekawe, zamówiony węgiel otrzymał dopiero...po upadku oblężonej Warszawy. Widać Niemcy uszanowali przedwojenne zamówienie klienta. Ten węgiel, kozy oraz sukcesywnie zbierana przez blisko rok żywność pozwoliła rodzinie w miarę na spokojnie przeżyć piekielnie mroźną zimę 1939/1940 oraz późniejsze niedostatki żywieniowe w pierwszych latach okupacji.
A jak będzie teraz?
Inne tematy w dziale Rozmaitości