Wylewa się czara goryczy po kolejnym zawalonym turnieju. Ponownie spełniła się bowiem rzucona klątwa obecnego szefa PZPN Zbigniewa Bońka, jeszcze z Mundialu 86 w Meksyku (wówczas grał) gdzie polska reprezentacja odpadła z dalszej gry w 1/8 po przegranej z Brazylią 0:4.
Ktoś zapyta jak to się dzieje, że od dziesiątków lat nie osiągamy sukcesów na miarę tych z lat 70-tych i początku 80-tych. Warto by było sobie w tym miejscu przypomnieć ponownie więc słowa szefa PZPN, "Oczywiście gramy dla siebie, ale przede wszystkim gramy dla kibiców". Pominę już dalszą wypowiedź o "dojrzałości piłkarskiej", bo ta jak widać w naszej kadrze jakoś nie chce grać.
Cóż więc takiego się dzieje, że od prawie pół wieku, aspirujemy, chcemy sięgnąć chmur, do których już kiedyś przecież sięgaliśmy, a teraz za żadne skarby sięgnąć nie możemy? Co upadło? Szkolenie? Motywacja? Co wygrało? Lenistwo zawodnikow? Kasa z reklam, które pozwalają zarobić polskiemu piłkarzowi bez wysiłku to, co musi na boisku wybiegać? A może utraciliśmy po prostu cenny skarb, jakim jest piłkarski gen będący odpowiedzialnym za sukcesy w tej dyscyplinie?
Pamiętam, że trener chcąc abym polepszył moją technikę kazał mi biegać z piłką pomiędzy tyczkami coraz szybciej, i szybciej. Biegałem tak często z małymi pzrerwami godzinę lub lepiej, często wpadając na te tyczki, gubiąc wiele razy piłkę. Kiedy byłem już porządnie zmęczony, kazał mi wówczas w pełnym biegu podawać na dochodzenie do ustawionych w różnych odległościach słupków, czynić także dośrodkowania na te tyczki pod bramką i mocno się denerwował kiedy piłka zbyt daleko od tych tyczek lądowała. Każdorazowo przed meczem, na parę godzin przed, oprócz zwykłej rozgrzewki mieliśmy zadany dodatkowy bieg na trzy km, a przecież nie byliśmy zawodowcami. Aby poprawić sobie refleks grałem również codziennie, sam ze sobą, z wlasnej inicjatywy, w piłkarskiego squasha. Żeby było ciekawiej, ćwiczyliśmy też z piłką celowo na nierównym boisku, próbując ją na tym kartofilsku opanować. Jaka później była przyjemność gdy na równej jak stół murawie piłka kleiła się do nóg, podania były szybkie i co ważne, dokładne...
Będąc w Taize, wiele lat temu zagrałem w zorganizowanym tam ad hoc meczu. Składy były wymieszane jak dzisiejsze teamy z LM, ale zauważyłem w czasie gry jedno, że ci pochodzący z różnych stron świata i Europy chłopaki mieli niebywały dryg do gry, nie wiem skąd, ale go mieli. To co ja musiałem osiągać ciężkimi ćwiczeniami, oni mieli niejako zapisane jakby w krwi. Ich niebywała szybkość, ruchliwość oraz technika, momentami wręcz jak na amatorów bajeczna, sprawiała mi chwilami sporą trudność. Patrząc więc z perspektywy czasu na to, zcego doświadczyłem osobiście a co się obecnie dzieje w polskiej piłce, to wychodzę z założenia że, albo się definitywnie podajmy do piłkarskiej dymisji, albo łykamy tę żabę i budujemy naszą popsutą pozycję, z mozołem, od podstaw, nie rozkładając bezradnie rąk po byle jakiej porażce, tylko harujemy aby na powrót odzyskać utracony gen i zaufanie. Może więc kiedy to odzyskamy, za iks lat, już jako leciwy gość patrząc w ekran telewizora, a widząc sukcesy naszej kadry, powiem sobie wówczas z radością: Warto było pójść tą drogą! Czego sobie i innym życzę.
Inne tematy w dziale Sport