Propagandę sukcesu uważałem zawsze za najgorsze zło jakie może się przytrafić człowiekowi, jeśli takie coś do serca z wiarą przygarnie. Ludzie jednak serce mają, dlatego nie tylko tulą do niego psa, kota, nawet pchłę, bo to też istota, nie mówiąc już o drugim człowieku, ale przygarniają pod pierś i wspomnianą propagandę sukcesu. I tutaj uwaga! Przygarniają w zdecydowanej mniejszości, niż to głosi propaganda sukcesu.
Prosze sobie wyobrazić, że jak się słuchało naszych polityków, lub się ich nadal słucha, tudzież lekarzy specjalsitów będących na żołdzie państwowym i farmaceutycznym to wychodzi optymistycze halo, że pod igłę poszło już 70% polskiej populacji, bo też i taki sondaż zamówiła Kancelaria Premiera RP u RMF FM - zostało więc niewielu takich co nie chcą.
Jak jest w istocie? Proszę sobie przeprowadzić eksperyment. Ile wystawiono e-skierowań, następnie policzyć, podzielić, przemnożyć, dodać, odjąć i wyjdzie że...sukces musi trwać, bo inaczej linia rządu w tej kwestii umarła by w butach.
Nie będę się bawił w tabelki, ale wyjdzie każdemu kto się podejmie tych wyliczeń, że z ok. 39 mln mieszkańców, przychodnie w wiadomym celu odwiedziła mniej niż połowa obywateli zdatnych do przyjęcia jednego z kilku prepratatów mających zapewnić im bezpieczeństwo zdrowotne oraz spokojne życie.
Tak więc szału nie ma jak to ogłaszają, może dlatego gdzieś zanikli rządowi doradcy d/s covid. Oczywiście nikomu nie bronię się iść pod igłę. Jeśli ktoś tak uważa niech tak czyni. Cieszy mnie również obok tego postępująca, wprawdzie wolnym tempie, ale jednak, społeczna tolerancja. W kolejkach jedni stoją w maskach, inni bez. Nikt nikomu nie czyni wymówek, nie wzywa policji. I tego się trzymajmy, nie propagandy sukcesu, ta zawsze sprowadzi człowieka na manowce jeśli nie w czarną...dziurę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości