Spoglądam na Izrael i widzę w tym państwie dawne XIX wieczne USA. Jakby tak odwrocić Historię i zamienić uczestników walk z Bliskiego Wschodu na Dziki Zachód, to wyjdzie stara sprawdzona śpiewka. Oto biali osadnicy wspierani przez rząd USA zajmują kolejne tereny indiańskie. Indianie więc się bronią, leje się krew. Do akcji wkracza więc wojsko, które pacyfikuje Indian. Pobici Indianie podpisują więc jakieś traktaty pokojowe z rządem, po czym zabawa zaczyna się od początku. Biali osadnicy ponownie łamią prawo zajmując kolejne ziemie Indian, a rząd zamiast zawrócić osadników, karci armią tych, którzy się bronią przed ich inwazją.
Doniesienia z Jerozolimy są dzisiaj sprzeczne, bo trzeba wiedzieć, że bitwa idzie właśnie o Jerozolimę, nie o jakieś kamieniste ugory, na których powstanie kilka następnych bloków żydowskich, ale właśnie o punkt najważniejszy, czyli religijny szczyt- szczytów a takim jest właśnie Jerozolima. Ten kto wygra starcie zgarnie cała pulę. Stawka jest więc wysoka. Izrael nie może sobie pozwolić na choćby ułamek utraty tego symbolu. Wprawdzie wiele razy już go tracił, ale zwyciężali go nie byle jacy przeciwnicy - imperia. Tymczasem obecny wróg jest dla Żydów tak niski gatunkowo, że jakikolwiek upadek, czy przegrana z nim nie są brane absolutnie pod uwagę.
Czują to również Palestyńczycy i idą na całość. Przywódca Hamasu, Ismail Haniyeh ogłosił więc już zwycięstwo w bitwie o Jerozolimę, która jest w/g niego osią konfliktu, a walka o nią zaszczytem dla całej Palestyny. Szef Hamasu stwierdził również, że "ustanowili nową równowagę sił", to może świadczyć o jednym, że gdzieś za swoimi plecami Hamas ma sprężonych do skoku na Izrael nielichych sojuszników. Być może z tego powodu zaniepokojone rozwojem sytuacji Katar z Egiptem próbują być mediatorami w tym konflikcie, ale kiepsko im to idzie, bo wrzód wzajemnej nienawiści nad Jordanem nabrzmiał na tyle mocno, że jest gotowy pęknąć. Premier Netanjahu zapowiedział bowiem, że w ramach operacji "Strażnicy murów" armia Izraela spacyfikuje miasta Gazy na tyle, na ile trzeba, by na granicy południowej i w samej Gazie zapanował spokój. Dodał także, że dzięki wysiłkowi armi izraelskiej "Hamas oraz grupy terrorystyczne Palestyny Islamskiego Dżihadu zapłaciły i zapłacą wysoką cenę." W odpowiedzi Ismael Haniyeh dał wyraźnie Netanjahu do zrozumienia, że „Izrael był odpowiedzialny za rozpoczęcie konfliktu i musi ponieść tego konsekwencje."
Tak więc wojna, narazie o ograniczonym zasięgu trwa. Jak długo?
Inne tematy w dziale Polityka