Pogodny Pogodny
837
BLOG

Major "Ogień" Historia prawdziwa

Pogodny Pogodny Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 33

Bez komentarza. Polecam. Warto.

"A POTEM NAZWALI GO ''BANDYTĄ''

„Po jakimś czasie przyszedł »Ogień«. Jak on szedł do nas… Takim krokiem żołnierskim, pięknie. Wysportowany, wysoki, jasnoblond włosy spod polówki mu się tak wymykały… Zasalutowałem… Aż mi serce… Nawet myślałem, że nie dam rady się zameldować z wrażenia”

2002 rok. Starszy mężczyzna stoi na wysypisku śmieci. Trzyma w ręku tablicę z nazwą ulicy, i grzmi:
- Panowie! Przez osiem lat wojowałem o zmianę nazwy tej ulicy. Gdy zobaczyłem, kto patronuje byłej ulicy Róży Luksemburg... Samozwańczy major, bandyta pospolity, morderca dzieci i kobiet, to wybuchnąłem!
Zaraz potem rzuca tablicę na stos śmieci. Nazywa się Mieczysław Lewak, jest emerytowanym pułkownikiem ''ludowego'' Wojska Polskiego. A tablica, która tak go zdenerwowała, poświęcona jest Józefowi Kurasiowi.
* * *
Losy Józefa Kurasia są jakby odbiciem losów Polski. Tak skomplikowane, trudne i budzące skrajne emocje. Kiedyś jedna panna mi powiedziała, że najłatwiejszym sposobem, by wywołać awanturę na góralskim weselu, to zacząć temat ''Ognia''.
Urodził się 23 października 1915 roku w Waksmundzie koło Nowego Targu. Był najmłodszym z czterech braci Kurasiów, miał jeszcze siostrę. W 1936 roku został powołany do wojska i służył w 2. pułku strzelców podhalańskich w Sanoku, potem trafił do Korpusu Ochrony Pogranicza w pułku ''Głębokie'' na Wileńszczyźnie. Ukończył tam kurs podoficerski i otrzymał awans na kaprala. Podczas kampanii polskiej służył 1. psp, w 8. kompanii - i wraz z nią przeszedł szlak bojowy. 18 września dowództwo pułku postanowiło poddać się Niemcom wskutek sytuacji na froncie - na Polskę napadła Armia Czerwona. Kuraś jednak nie chciał iść do niewoli i wraz z kilkoma kolegami podjęli decyzję o ucieczce na Węgry, a stamtąd do Francji. Jednak plan ten się nie powiódł i w połowie października wrócił do Waksmundu.
Zaangażował się w działalność konspiracyjną w ramach utworzonej na Podhalu Konfederacji Tatrzańskiej - organizacji sprzeciwiającej się niemieckiej propagandzie ''Goralenvolku''. Nosił tam pseudonim ''Orzeł''. W 1942 roku KT została rozbita, a Kuraś przeszedł do Armii Krajowej z częścią swojego oddziału. W czerwcu 1943 roku niemiecka żandarmeria spaliła mu żywcem 73-letniego ojca, żonę Elżbietę i 2,5-rocznego syna. Od tej pory, na pamiątkę tej straty, nosił pseudonim ''Ogień''.
Kiedyś ktoś na tej stronie ktoś mi napisał, że ''Ogień'' był ''dobrym przykładem kolaboracji z Niemcami''. Po tym, jak zapytałem, czy kolaborował przed, czy po tym jak Niemcy wymordowali mu rodzinę, zapadła cisza.
W Armii Krajowej Kuraś otrzymał stopień plutonowego. Mimo współpracy z AK, odcinał się wyraźnie od polityki rządu londyńskiego. Bliska mu była idea ludowa, od 1934 roku był członkiem Stronnictwa Ludowego. Co więcej, był skonfliktowany z dowódcą swojego oddziału, por. Więcławskim ''Zawiszą''. Podczas nieobecności tego drugiego w obozie ''Ogień'' zezwolił partyzantom zejść do wsi. Napotkali tam Niemców i wybuchła strzelanina. Zginęło dwóch partyzantów. ''Zawisza'' wydał samowolnie na ''Ognia'' wyrok śmierci, którego jednak nie wykonano. Potem go unieważniono. ''Ogień'' przeszedł do Batalionów Chłopskich, a jesienią 1944 roku wyraził poparcie dla PKWN, choć do samej Armii Ludowej nie wstąpił. Był to rozkaz nowotarskich przedstawicieli władz ludowych, by próbować przejmować władzę na szczeblu lokalnym przed komunistami. Cały czas toczył zażartą walkę: ''Siedzieć u niego nie było. Iść, bić, zdobyć, pojeść - i znowu to samo'', wspominał ''Ognia'' żołnierz AK, Jan Drożdż ''Brzytwa'' (który miał zresztą wykonać na nim wyrok, ale odmówił). 31 grudnia 1944 roku ''Ogień'' współdziałając z Sowietami, wysadził pociąg na trasie Rabka-Nowy Targ, 20 stycznia 1945 roku wraz z partyzantami AL zaatakowali niemiecką kolumnę samochodów i ją rozbili. Zginęło ok. 100 Niemców. 30 stycznia ''Ogień'' ze swoimi ludźmi wkroczył do Nowego Targu i go zajął.
W Nowym Targu otrzymał stanowisko komendanta Milicji Obywatelskiej, a 10 marca otrzymał nominację na szefa Powiatowego UBP w stopniu porucznika. Jednak lokalni działacze PPR zaczęli weryfikację Kurasia i jego ludzi, złożyli donos do WUBP w Krakowie. Ten wezwał Kurasia do Krakowa, jednak ''Ogień'' zdezerterował 12 kwietnia 1945 roku ze swoimi ludźmi. Mówi się, że w listach, które otrzymano z Krakowa, znajdował się nakaz aresztowania dla niego.
''»Ogień« przemawiał. Powiedział, że będzie nowa walka, bo jest nowy wróg.Nikogo nie zmuszał do pozostania w lesie. Nie pamiętam, żeby ktoś postanowił wrócić do domu. Baliśmy się, bo już były aresztowani'', wspominał dzień ucieczki Bogusław Szokalski ''Herkules'', żołnierz ''Ognia''.
I tak stał się legendarnym niekoronowanym królem Podhala.
Zgrupowanie ''Ognia'' przyjęło nazwę ''Błyskawica''. Kuraś wykorzystał swoje długie doświadczenie w walkach w lesie, znał teren i ludzi. Bardzo szybko zdołał podporządkować sobie większość grup partyzanckich w okolicy. W efekcie Zgrupowanie Błyskawica liczyło 600-700 partyzantów i było jednym z największych w Polsce w tym czasie. Zorganizowano je na wzór wojskowy. ''Ogień'' podzielił je na kilkudziesięcioosobowe grupy, tworzące kolejno numerowane kompanie (w sumie dziewięć, o różnej liczebności, działających od Krakowa po Spisz). Ich dowódcy cieszyli się dość dużą swobodą, m.in. dlatego, że ''Ogień'' nie był w stanie dowodzić samodzielnie tak wielkim zgrupowaniem. Jednak co najmniej raz w miesiącu spotykał się z dowódcami i odbierał raporty. Sieć informatorów i łączników była olbrzymia i liczyła ponad 2 tysiące osób. Sam ''Ogień'' dowodził Oddziałem Ochrony Sztabu, liczącym ok. 60-90 ludzi, stacjonującym w okolicach Turbacza. Przyjął stopień ''majora'', chociaż nie był wyszkolonym oficerem - jednak praktyka nadawania sobie fikcyjnych stopni w partyzantce nie była niczym niezwykłym. Niezwykłe było to, że człowiek, niebędący formalnie oficerem, potrafił świetnie dowodzić w polu. Przykładem niech będzie atak KBW na obóz ''Ogniowców'' w Kościelisku 19 października 1946 roku. Wtedy ''Ogień'' osobiście przejął dowództwo i wyprowadził oddział z okrążenia.
Konsekwentnie podkreślał, że jego walka to bój o Polskę prawdziwie demokratyczną, wolną. Nie utożsamiał się z żadną organizacją podziemną. Do jego oddziałów należeli partyzanci AK, NSZ, Batalionów Chłopskich. "Walczyliśmy o Orła, teraz – o Koronę dla Niego", pisał w ulotkach kolportowanych na Podhalu. Osobiście napisał list do Bolesława Bieruta, przysięgając, że będzie walczyć o zniszczenie komunizmu i o granice wschodnie oraz zachodnie. Działacz PPR pisał w raporcie: ''Chłopi znów po wsiach pomagają mu [''Ogniowi''], przechowując go i jego ludzi. Są takie wsie, gdzie formalnie żadna władza wcale nie ma dostępu, dlatego organizacja [PPR] w terenie się wcale nie rozwija, [a] cały Komitet Powiatowy [PPR] pracuje pod strachem''. Pisał też, że ''na powiat ten [nowotarski] wysyłało się ludzi do UB czy MO za karę''.
Zbigniew Paliwoda ''Jur'', wspominał: ''Na dworcu kolejowym podbiega do nas cywil, no i okazuje się, że on jest funkcjonariuszem UB, ma wyrok śmierci od »Ognia« i woła »Panowie, uciekajcie stąd! Tu nie ma żadnej władzy!«''.
Komuniści przeciwko ''Ogniowi'' rozpętali straszną nagonkę, nie mogąc pokonać go w boju. Przedstawiali go jako pijaka, gwałciciela, hulakę i tchórza. Pisali straszliwe kalumnie: ''Zamordowanych ostatnio milicjantów bandyci zakuli w kajdany, a następnie niemieckim katyńskim sposobem zamordowali strzałem w tył głowy.''
W sierpniu 1946 roku WiN raportował do Londynu: ''Uzbrojenie Oddz. „Ognia”: broń automatyczna, przeważnie pochodzenia angielskiego i amerykańskiego, rkm-y, ckm-y i granatniki. […] W rejonie Turbacza i Obidowej na szczytach gór stoją baraki i silne placówki „Ognia”, pod kontrolą których pozostaje cała okolica ze specjalnym uwzględnieniem szos''.
Ciekawostką może być to, że ''Ogniowcy'' na uzbrojeniu mieli m.in. trzy ciężkie karabiny maszynowe, wymontowane z wraku amerykańskiego bombowca B-24.
Zgrupowanie Błyskawica przeprowadziło szereg akcji (w sumie ok. tysiąc!) przeciwko komunistom i Sowietom. Pierwszą z nich był atak na siedzibę PUBP i areszt w Nowym Targu w nocy z 17 na 18 kwietnia 1945 roku (zginęło 4 ubeków), następnego dnia zaś rozbroili milicjantów w Bukowinie Tatrzańskiej. Od 18 kwietnia do 1 sierpnia 1945 roku w walce z ''Ogniowcami'' zginęło 27 funkcjonariuszy NKWD. Dokonywano także akcji likwidacyjnych ubeków (w sumie 25). Jedną z najsłynniejszych akcji bojowych ''Ogniowców'' było uderzenie na więzienie św. Michała w centrum Krakowa i uwolnienie 64 więźniów 18 sierpnia 1946 r. Tydzień później ''Ogniowcy'' odbili rannego partyzanta z pilnie strzeżonego szpitala św. Łazarza. W walkach z ''Ogniowcami'' zginęło w sumie m.in. 60 f-szy UB i 40 milicjantów.
''Ogień'' dbał o swoich ludzi. Magazynował broń, żołnierzy wysyłał na kwatery, albo do domów, gdy warunki były utrudnione. Oddziały partyzanckie miały być schronieniem dla poszukiwanych przez UB. Wymagał tylko jednego: dyscypliny.
Rósł na niekoronowanego króla Podhala. Na nowego Janosika. Swoim żołnierzom kazał płacić chłopom - tyle, ile mieli. Nierzadko oddawał chłopom zdobyte towary, a nawet konie i bydło. Chłopi zaś zwracali się do niego ze swoimi problemami i prosili o pomoc. Rabunek okolicznej ludności, jego krajan przecież, był dla niego ciężkim przestępstwem. Gotówkę zdobywano w państwowych sklepach i spółdzielniach, na posterunkach MO i UB, czy w kasach kolejowych. ''Ogień'' wprost w sierpniu 1946 roku rozkazywał: „Złodziejstwo, pijaństwo zostanie surowo ukarane. Partyzantka nie jest po to, aby wyładować swoją kieszeń, tylko [jest to] praca z poświęcenia dla idei”. Dowódcę 5. kompanii, por. Edwarda Radygę ''Łosia'' osobiście rozstrzelał za rabowanie ludności miejscowej i pijaństwo.
Wojewoda krakowski pisał w raporcie o ''Ogniu'': ''celowo naśladuje Janosika i innych legendarnych »szlachetnych zbójców« zwalczających tyranię i pomagających ubogim''.
* * *
I teraz przechodzimy do creme de la creme posta. Skoro ''Ogień'' był tak szanowany i ceniony przez swoich podkomendnych i ludność okoliczną, to dlaczego jest tak kontrowersyjny? Dlaczego nazwano go ''bandytą''?
W 1955 roku ukazała się książka ''Rano przeszedł huragan''. Napisał ją komunistyczny grafoman, Władysław Machejek. Machejek był działaczem PPR od 1942 roku. We wrześniu 1944 roku po bitwie pod Rząbcem dostał się do niewoli Brygady Świętokrzyskiej i przez kilka dni był ordynansem pułkownika Szackiego, dowódcy Brygady. Zdołał zbiec, a po zakończeniu wojny został sekretarzem PPR w Nowym Targu. Jego książka ''Rano przeszedł huragan'' była drukowana pierwotnie w odcinkach, by potem wydać ją jako całość. W książce tej zawarł fragmenty rzekomego dziennika ''Ognia'', zawierające niewydarzone brednie. Warto wspomnieć, że za donosami do WUBP w Krakowie na Kurasia stał właśnie Machejek.
Kilkanaście lat później swoje książki wydał pułkownik SB, Stanisław Wałach. W 1946 roku był szefem PUBP w Limanowej i Nowym Sączu. W 1969 roku ukazała się książka ''Był w Polsce czas'', a w 1976 r. - ''Świadectwo tamtym dniom''. Były to odrobinę lepsze od grafomanii Machejka książki, które Wałach oparł o dokumenty UB, oczywiście wielokrotnie nimi manipulując i fałszując.
Gros oskarżeń ''Ognia'' o zbrodnie pochodzi właśnie z tych książek. Powielano je m.in. w książkach Jana Tomasza Grossa. Przyjrzę się kilku z nim.
1) Słynne już ''powieszenie ciężarnej kobiety''. 10 grudnia 1945 roku w Waksmundzie ''Ogień'' miał rzekomo powiesić ciężarną (w 9-tym miesiącu ciąży) ''Katarzynę Kościelną'' za to, że nazwała go ''bandytą''. Historię tę opisali zarówno Machejek, jak i Wałach.
Ta historia to żywe wcielenie Radia Erewań.
Zdarzenie to nie miało miejsca 10 grudnia, a 12 października, nie w Waksmundzie, a w Ostrowsku, zaś ofiara nazywała się nie Katarzyna Kościelna, a Helena Luberda. Co więcej, ''Ogień'' nie miał z tym nic wspólnego. Kobieta została powieszona przez Jana Goleniowskiego ''Lecha'' i Jana Lenarta ''Świerka'', którzy uczynili to na skutek donosu ze wsi. Bez wiedzy ''Ognia''.
Mieszkająca w okolicy Cecylia Sowińska zeznała: ''Miała podobno donosić na UB. Ale to był tylko jakiś przekaz, przez zazdrość. Miała to powiedzieć Antośka Byrdak, bo wcześniej mąż powieszonej miał chodzić do niej, ale się z nią nie ożenił. Po śmierci [Heleny] mąż nadal chodził do Antośki. Czyli to zwykła kobieca zemsta była''.
Ja tylko to skomentuję, że Goleniowskiego i Lenarta za ten mord ''Ogień'' rozstrzelał.
2) Strzelanina pod Nowym Targiem 20 kwietnia 1946 roku. 50-osobowy oddział partyzancki zmierzający do Nowego Targu, by rozbić tamtejszy PUBP, zorganizował blokadę na drodze. Zatrzymywano i sprawdzano samochody. Jeden z samochodów, jadący w kierunku Czorsztyna nie zatrzymał się na wezwanie, a co więcej - pasażer tego pojazdu zaczął strzelać w kierunku ''Ogniowców''. W odpowiedzi na to, partyzanci otworzyli ogień, zatrzymali samochód i wyciągnęli 5 osób. Pasażer, który strzelał, okazał się być funkcjonariuszem PUBP z Nowego Targu. Wszyscy zostali rozstrzelani. Jak się później okazało, wszystkie ofiary były żydowskiego pochodzenia. Jednak ''Ogniowcy'' zawsze twardo utrzymywali, że nikt nie został zastrzelony za pochodzenie, tylko za współpracę z komunistami i strzelanie do partyzantów.
Nieprawdopodobne historie o mordowaniu ludzi za pochodzenie i grabienie ich opisał Wałach w swojej książce, dodając, że zabici przewozili rzekomo jakiś astronomiczny majątek (liczba pieniędzy, które miały zostać rzekomo ukradzione różni się w kolejnych wydaniach jego książek)
3) Strzelanina pod Krościenkiem, 2/3 maja 1946 r. Wg Machejka sadysta ''Ogień'' miał wywlec z ciężarówki Żydówkę i uciąć jej język za to, że go skrytykowała. Potem osobiście rozstrzelać miał 12 osób.
Sytuacja podobna do powyższej. Partyzanci ''Ognia'' próbowali zatrzymać jadącą ciężarówkę, w której znajdowało się 26 osób (w tym kobiety i dzieci). W pewnym momencie dwóch partyzantów, z niewiadomych przyczyn, zaczęło strzelać. Wskutek ostrzału zginęło 11 osób, 7 zostało rannych. Po fakcie okazało się, że ciężarówką jechali Żydzi w kierunku granicy ze Słowacją. I tym razem ''Ogień'' nie miał z tym nic wspólnego, ponieważ nie było go na miejscu zdarzenia i nawet o nim nie wiedział. Śmierć tych ludzi była całkowicie przypadkowa. Należy tu jednak nadmienić, że nie ma żadnych informacji, by ''Ogień'' kogoś ukarał za tę straszną zbrodnię. Istnieje podejrzenie, że Jan Batkiewcz, dowodzący podczas tej akcji, sfałszował jej przebieg w raporcie dla ''Ognia'', dlatego ten nie wyciągnął konsekwencji.
Co ciekawe, tej samej nocy, ''Ogień'' zastrzelił obecnego na miejscu Jana Wąchałę ''Łazika'' (on zatrzymał ciężarówkę) za morderstwo i rabunek na dwóch kupcach żydowskich. Jego dwóch wspólników uciekło przed ''Ogniowcami'' na Ziemie Odzyskane.
4) Gubałówka, 4 sierpnia 1946 r. Wg Wałacha na Gubałówce ''Ogniowcy'' mieli z zimną krwią zamordować niewinnego konduktora Zacharego Szumlańskiego. Tymczasem trzech ludzi ''Ognia'' (''Bystry'', ''Głaz'' i ''Jawor'') znajdowało się w restauracji na Gubałówce. W trakcie ich posiłku ktoś powiadomił PUBP w Zakopanem o ich obecności. W odpowiedzi na Gubałówkę wysłano dwóch funkcjonariuszy UB, oficera KBW, milicjanta i oficera LWP. Kolejką wraz z nimi jechał Zachary Szumlański, konduktor. Szumlański był członkiem PPR oraz ORMO, oraz posiadał broń. Gdy cała ferajna dojechała na górę, ''Ogniowcy'' akurat wychodzili z restauracji. Ubecy otworzyli ogień, partyzanci odpowiedzieli tym samym. Wskutek wymiany strzałów zginęła cała ekipa UB-KBW-MO, a wraz z nią Szumlański (który także miał strzelać).
5) Bracia Łatankowie-Zagatowie z Gronkowa, 30 grudnia 1945 roku. Łatanków przedstawia się jako niewinne ofiary ''Ognia'', dzielnych przemytników, którzy rzekomo uratowali ''setki Żydów''. ''Ogniowcy'' mieli ich rozstrzelać, jak twierdzą niektóre gazety, bo tak, by ''pokazać kto tu rządzi''. Jeden z Łatanków ''heroicznie'' uderzył ''Ognia'' w twarz, nim go zastrzelono. Podobno jeszcze wiele lat stara Łatankowa wyła dniami i nocami za swoimi synami.
Tymczasem Łatankowie byli znaną w okolicy bandą rabunkową i przemytniczą. Zanim ''Ogień'' się z nimi rozprawił, wielokrotnie ich ostrzegał, by zaprzestali bandyckiego procederu. Ci nie tylko nie przestali, ale podszywali się pod ''Ogniowców''.
''Oni prawdopodobnie się podszywali, kradli konie, przenosili na Słowację i to niby na partyzantów zwalali'', wspominał anonimowy mieszkaniec Łopusznej.
PUBP w Nowym Targu pisał tak: ''30.12.1945 - Banda »Ognia« zlikwidowała 6-osobową grupę w miejscowości Gronków pow. Nowy Targ podejrzanych o rabunki a to: Stanisława Zagatę, Bronisława Zagatę, Leona Zagatę, Jana Zagatę, Jana Kudasik i Władysława Krystyniaka''. W marcu 1946 r. na plenum WRN w Krakowie zeznano: ''I w tym wypadku społeczeństwo nie ustosunkowało się negatywnie do mordu, bo pomordowani to byli przeważnie złodzieje. Chłopi tamtejsi musieli sypiać w stajni, bo im ginęły owce, konie i krowy. W ten sposób utworzyła się legenda, że »Ogień« robi porządek''.
Co ciekawe, wszystkie te przykłady znajdują się w liście-testamencie ośmiu ''nowotarskich kombatantów AK'', którzy sprzeciwiali się upamiętnieniu ''Ognia''. Ów ''testament'' to zlepek pogłosek, historii z książek Wałacha i Machejka oraz osobistej niechęci do ''Ognia''. Ci sami ''nowotarscy akowcy'' sprzeciwiali się m.in. usunięciu tablicy upamiętniającej zabitych ubeków na Gubałówce.
Muszę powiedzieć, że jeśli ''weterani AK'' bronią tablic ku pamięci ubeków i powielają brednie zawarte w książkach PPR-owskich propagandzistów, to coś jest bardzo nie tak.
Nie są to oczywiście wszystkie przewiny ''Ognia'' i jego żołnierzy. Mógłbym jeszcze dodać kwestię np. Słowaków, których sprawę bada się od kilkunastu lat i jakoś nadal nie ma żadnych dowodów na to, by ''Ogień'' zabił jakiegokolwiek Słowaka z powodu pochodzenia. Co ciekawe, Słowacy mieli prowadzić agitację za oderwaniem Spisza i Orawy. Sprawę tę wyciszono w propagandzie PRL na prośbę rządu Czechosłowacji. Nie mam zamiaru tłumaczyć win ''Ognia'', jednak znowu warto pamiętać, że nic nie jest czarno-białe.
Wybrałem te najbardziej znane i najczęściej powtarzane, co do których mam pewność, że albo są nieprawdziwe, albo zmanipulowane. Jestem ZAŻENOWANY, że w 2021 roku trzeba obalać brednie jakichś ubeków i partyjniaków PPR sprzed lat. Znowu jednak okazuje się, że oskarżenia o ''bandytyzm'' pochodzą najczęściej od tych, których ''Ogień'' za ten bandytyzm karał...
* * *
21 kwietnia 1946 roku ''Ogień'' ożenił się drugi raz w życiu. Jego żoną została Czesława Bochyńska. Ślub odbył się w Ostrowsku, otoczonym na czas ceremonii przez dwustu partyzantów, a potem wesele na Górze Waksmundzkiej. UB nie odważyło się zaatakować.
''Ona była bardzo mądrą kobietą. Młodą, ładną, energiczną. Jak się podenerwował, jak się robił taki blady, taki jakby przytrupiał... to ona, jak się podenerwował, to łagodziła go...'', wspominał żonę ''Ognia'' partyzant Czesław Stolarczyk ''Guc''.
1 lutego 1947 roku Czesława urodziła syna, Zbigniewa.
''Ogień'' nie dopuszczał do siebie myśli o ujawnieniu się. Wierzył, że referendum ''3XTAK'' i wybory do Sejmu nie zostaną sfałszowane. Komentował to krótko: ''Sprawa złożenia broni: jako Polak i stary partyzant oświadczam: wytrwam do końca na swoim stanowisku. Tak mi dopomóż Bóg”. Zdrajcą nie byłem i nie będę''. Utrzymywał kontakt z władzami polskimi w Londynie, przybywali do niego łącznicy z Monachium i z 2. Korpusu gen. Andersa, mówi się też, że pomagał mu amerykański i brytyjski wywiad.
W końcu 1946 roku KBW i UB na Podhale skierowały spore siły, by rozbić Zgrupowanie Błyskawica (w sumie ok. 1 tysiąc żołnierzy). Współdziałając z rozbudowaną w terenie agenturą, UB pomału zaciskało pętlę na ''Ogniu''. 17 lutego 1947 roku konfident UB poprowadził 100-osobowy oddział KBW do obozowiska ''Ogniowców'' na Turbaczu. Partyzanci jednak nie dali się zaskoczyć i ostrzeliwując się wyrwali z okrążenia. ''Ogień'' podzielił wtedy oddział sztabowy na kilkuosobowe grupki i kazał zmienić lokalizację. Sam na czele sześciu ludzi zszedł do Ostrowska. 21 lutego 1947 roku konfident UB doniósł o pobycie ''Ognia'' i jego ludzi w domu Józefa i Anny Zagatów w Ostrowsku. Natychmiast ruszył tam 40-osobowy oddział KBW. Ubecy wezwali ''Ognia'' do poddania się, ale na próżno. W trakcie walki zginęło dwóch partyzantów, jeden się ukrył, dwóch wyrwało się z okrążenia. ''Ogień'' został tylko z sanitariuszką ''Hanką''. Kazał jej się poddać, sam tymczasem strzelił sobie w głowę.
Ciężko rannego majora ubecy zrzucili ze schodów i opatrzyli. Chcieli go żywego. Przewieziono go do szpitala w Nowym Targu i wystawiono warty. ''Ogień'' jednak zmarł po północy 22 lutego 1947 roku. Do dzisiaj krążą legendy o tym, że otruł się sam cyjankiem, albo, że został dobity. Miał 31 lat.
Co stało się z ciałem ''Ognia''? Nie wiadomo. Mówiono, że je skremowano, że poćwiartowano i zakonserwowano w formalinie. ''»Ognia« pozbawiono grobu. A jego ciało w dziwny sposób zniknęło. Dlaczego miał nie mieć grobu? Jeśli był bandytą, niech ludzie plują na grób bandyty. Widać jednak nie. W tym życiu i śmierci musiało tkwić coś autentycznego, co było groźne dla ówczesnej władzy. Bo trup mógł pewnego dnia ożyć. Dlatego Józef Kuraś nie ma grobu'', pisał ksiądz profesor Józef Tischner.
* * *
Syn Józefa Kurasia, Zbigniew, wiele lat był dręczony i upokarzany - w szkole, na ulicy, w wojsku, w domu. Wspominał, że któregoś razu ubecy mieszkający pod pokoikiem, który zajmował z matką, upili się i strzelali w sufit. ''Mama mnie przykryła pierzyną i jeszcze nakryła mnie swoim ciałem, żeby mnie chronić''.
''Znam taki przypadek, kiedy siostrze zginął brat i przez trzydzieści lat miała pretensje do "ogniowców". A dopiero po latach okazało się, że za śmiercią jej brata stali ubowcy. Innym razem znowu wyklinali, że nigdy "Ogniowi" nie wybaczą, bo "ogniowcy" przyszli do ich domu zabrać świnie i na to wpadli ubowcy. W wyniku wymiany ognia zginął ojciec - jedyny żywiciel rodziny. Po latach okazało się, że to brat rodzony ściągnął tych ubowców do domu i taka była prawda. Ale jak to ludziom wytłumaczyć, gdy często powielają tyle kłamstw i niesprawdzonych historii'', mówił.
Wiele lat próbował dowiedzieć się, gdzie pochowano jego ojca. Spotykał się z pułkownikiem Wałachem. Ten jednak mamił go, kręcił, oszukiwał. Pod koniec życia (zmarł w 1999 roku) udawał, że ma zaniki pamięci. Tajemnicę pochówku majora ''Ognia'' zabrał do grobu.
Nie skorzystał z szansy, by okazać godność po pół wieku.
Czesława Kuraś-Bochyńska odeszła w 2007 roku. Zdążyła doczekać odsłonięcia pomnika ku pamięci męża w Zakopanem.
* * *
Miałem w swoim życiu zaszczyt poznać jednego z ''Ogniowców''. Pana Zbigniewa Paliwodę ''Jura''. Do dzisiaj pamiętam, z jaką estymą mówił o ''Ogniu''. Jak wspominał jego błyszczące oficerki i aurę jaką wokół siebie roztaczał. Było to 66 lat po śmierci majora. Gula mi w gardle urosła, widząc tak wielką lojalność wobec nieżyjącego od dekad dowódcy.
''Dzisiaj, po tylu latach słodkiego życia, jakby mi przyszło znowu wybierać - albo dostaniesz gdzieś dobrą pracę, albo idziesz do »Ognia«... na kolana bym klęknął i poszedł za nim...''
Tak mówił łamiącym się głosem o majorze pułkownik Kazimierz Paulo ''Skała'' w 2002 roku, dowódca 5. kompanii. Jestem pewien, że pan pułkownik i dzisiaj to powie. Ma 96 lat i nadal ze wzruszeniem mówi o ''Ogniu''.
Niech to będzie najlepszy komentarz.
''Zgasł już »Ogień«
Ale pamięć po nim wciąż się tli'' "

źródło
w całości  z  https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0
Pogodny
O mnie Pogodny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Kultura