"W Polsce dymi około trzech milionów tak zwanych kopciuchów, czyli starych kotłów spalających drewno, węgiel, a także śmieci. - Dopóki te instalacje nie zostaną wymienione, to ciężko będzie mówić o jakiejś znaczącej poprawie jakości powietrza – przestrzegła na antenie TVN24 Anna Dworakowska z Krakowskiego Alarmu Smogowego."
Wtórował jej w przestrogach na antenie Piotr Siergiej z tej samej organizacji, który stwierdził że "aby dusił smog, nie potrzeba wiele, wystarczy mróz, brak wiatru i powszechne ogrzewanie węglem lub drewnem w piecach zwanych "kopciuchami". Ich liczbę pan Siergiej oblicza w Polsce na 3,5 miliona, i dodaje że "przez ostatnie lata udało się wymienić tylko około 200 tysięcy. - Jeśli o kilka procent zmniejszyliśmy ilość dymu, którą wytwarzamy, to nie oczekujmy, że powietrze nam się jakoś fundamentalnie poprawi."
Tak... jaka to ostrzegająca wiadomość, wymieniajcie na giewałt bo się wytrujecie. W Warszawie - grzmią media - jest taki smog jakby "każdy wypalał po 1000 papierosów dziennie!"
Dlatego kiedy nastały tylko zapowiedziane mrozy - te wielkie mrozy - postanowiłem przepalić przy okazji również i wielkim ozdobnym piecu kaflowym w salonie, a paląc w nim pomyślałem, że warto by było sprawdzić także zadymienie okolicy. Wyszedłem więc na zewnątrz i z zegarkiem w ręku, przy minus 25 stopniach obserwowałem komin (cóż za poświęcenie!)
Efekt był taki.
Dym z mojego komina pruł pionowo w niebo ciemnoszarą wstęgą. Ilość tego dymu (kłęby), była porównywalna (w kłębach) z dymem z komina sąsiada, który ogrzewa się dla odmiany wyłącznie gazem. Jedyna różnica pomiędzy obydwoma kominami polegała na tym, że jego dym był biały jak mleko, a mój jak wspomniałem ciemnoszary, oraz że jego komin dymił non-stop cały dzień, a mój przez ok. 20 minut. Później nagrzany piec trzymał ciepło w salonie do późnej nocy, kiedy to wreszcie odkręciłem kaloryfery. Nie zauważyłem również przy tym na śniegu wokół domu, ani też na dachu (celowo na niego wszedłem) astronomicznych ilości sadzy charakterystycznej dla "kopciuszka", a powinno być jej masa, gdyż paliłem węglęm (poszedł cały, prawie 20 l. kubełek) orzech średni gatunek pierwszy z cerytikatem ze składu.
Jaki z tego morał? Że cała ta klimatyczno-ekologiczna propaganda, to po prostu najzwyklejsza kłamliwa dźwignia nacisku ekonomicznego i - dodam politycznego - również, bo słowo "stare kotły grzewcze", czy "kopciuchy" będzie można niebawem z powodzeniem zastąpić innym np.: " niebezpieczne, stare samochody", a później uciążliwymi dla życia innych "starymi ludzimi - seniorami", na koniec, ogólnie sami "ludźmi".
To tylko pierwsze z brzegu przykłady, bo przecież możliwości przybędzie z pewnością wiele. Klimat jest bowiem dla wrogów obowiązującego JESZCZE Porządku Świata wygodnym workiem bez dna, do którego bezprawnie można wrzucić właściwie wszystko.
Tymczasem b. dawno temu, co setki milionów lat dochodziło na ziemi do jej zlodowacenia lub globalnego ocieplenia, co ciekawe bez udziału człowieka, którego wedle badań naukowych wtedy na ziemi nie było.
Zmiany klimatyczne na naszej planecie nie są więc niczym nowym. Bywało, że planeta przypominała dzięki zmianom klimatu Afrykę Równikową- spaloną słońcem i parującą wilgocią z obfitości deszczy, a innym razem był ona głucha, pusta, bo zlodowaciała jak dzisiejsza Antarktyda.
Na początku XIX wieku doświadczono w Europie tzw. "Małej Epoki Lodowcowej", zaś w wieku XIII było tak ciepło, że sadzono w Polsce winogrona i inne owoce ciepłolubne.
Pewnie niewielu już dzisiaj pamięta nakręconą medialnie histerię z zanikającą dziurą ozonową. Gnębiono wówczas producentów lodowek wysokimi podatkami, bo lodówki wytwarzają freon, którego większe ilości w atmosferze spowodują że dziura powiększy się na tyle iż wymrzemy.
Kosmos ma jednak swoje prawa i natarczywą histerię ludzką wsadza każdorazowo w głęboką, czarną dziurę. Ozonu przybyło więc nie wiadom kiedy i nie wiadomo jak, więc ekomalkontenci zwinęli buzie w ciup.
Klimat od tysięcy lat ma bowiem własny zegar, dzięki któremu rządzi się swoimi prawami. Człowiek nie jest w stanie tego sięgnąć ani tym bardziej zrozumieć, co najwyżej może spóbować tymi prawami zachwiać na poziomie oczywiście podstawowym (zwierzęta, rośliny), ale i to poczyni z trudem, bo z przyrodą w ostatecznym rozrachunku jak wiadomo się nie wygra.
Był las nie było nas. Nie będzie nas, będzie las.
Całe więc to gadanie o wpływie człowieka na klimat, na niszczenie czegoś, co z założenia ma człowiekowi wiecznie służyć i po to dlatego się ustawicznie odradza, to nic innego jak szukanie zysków z pomocą ekoterroryzmu.
Wojna na celowe wyniszczenie? Klimat w służbie ogólnoświatowej eutanazji i eugeniki? Dlaczego nie? Mamy na to dzisiaj niezbite dowody nie tylko w tzw. ogłupiającej teorii globalnego ocieplenia, ale i w innych eko szaleństwach, również w medycynie. Dla chcących świat uderzyć aby go zmienić na swoje kopytko, a przy tym również sowicie zarobić, kij pod ręką się zawsze znajdzie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości