Dziś rano (8:00) nie dostałem się do kościoła na Mszę Św. Obowiązujące 28 piłeczek (ilość wiernych w świątyni) niczym numerki do lekarza rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Jako że jestem na rekonwalescencji płuc, plus rozjechana cukrzyca nie miałem ochoty sterczeć na dworzu. Spróbuję więc o 15:00 (Koronka a Msza Św. o 15.30) w kościele gdzie jest wyższa ilość wiernych, no i pojadę też pół godziny wcześniej.
Prawda że paranoja? Kiedyś był popularny żydowski dowcip o wierze, deszczu i parasolach Sami księża go propagowali jako wyrzut sumienia dla swoich parafian, co to do kościoła przychodzą puści w środku.
Co mamy dzisiaj? Cóż, mamy księży, którzy proponują nam wprawdzie wiarę i parasole, ale nie oferują już deszczu. W tym miejscu przypominają mi się słowa Chrystusa, że w czasach ostatecznych, będziemy Go szukać po kościołach, ale Jego tam już nie będzie. Nie jest tak? W pewnym sensie jest.
Z czego to wynika? Z romansu Ołtarza z Tronem. Tak było wbrew pozoru rownież przed wojną. II RP chlubiła sie swoim katolicyzmem - dodajmy fasadowym, bo ilość aborcji legalnych i nielegalnych biła rekordy czym ściągnęła na kraj w roku 1939 niemieckich troglodytów i sowieckich Hunów.
Kościół w pewnej mierze uległ wówczas wizji masońskiej, ich planom i zasadom budowania świata w zamian za dopuszczenie do "rządzenia" którego de facto nie było. Kościół, który więc powinien bronić Wiary i Chrystusa począł się zapętlać w masońskich wizjach świata. Z tego powodu zwlekano i nie poświęcono w odpowiednim czasie Matce Bożej Rosji, bo papież miał problem z rozeznaniem orędzia dzieci z Fatimy.
Kościół w osobie hierarchów wielbił też Marszałka Piłsudskiego, który był nikim innym jak niestety zapalonym okultystą będącym pod głębokim wpływem lóż masońskich. Dopiero na rok przed wojną rozeznano w czym rzecz i prezydent Mościcki zakazał działalności masonerii w Rzeczpospolitej, ale uczynił to grubo za późno. Poza tym zamach majowy był w dużej mierze dziełem masonów, którzy widząc odbudowującą się wiarę w narodzie namówili Marszałka aby wprowadził dyktaturę.
Widząc te zagrożenia św. Maksymilian Kolbe powołał do życia "Rycerza Niepokalanej" oraz "Mały Dziennik", pisma, których zadaniem było otwieranie oczu Polakom na rzeczywistość w jakiej przyszło im żyć.
Mimo to Kościół choć popelniał błędy posiadał nadal moc. Jednakże w czasie wojny i po wojnie trafił na falę trudną do pokonania. Wpierw Niemcy, a później komuniści wymordowali znaczną część patriotycznych kapłanów. Po wojnie z inspiracji komunistów doszło samoinwigilacji w duchowieństwie, ale to również nie zaszkodziło zbytnio Kościołowi. Był pełen i kwitł Wiarą i Duchem.
Działo się tak dlatego, że w dużej części był jednak odseparowany od łajdactwa PRL-u i nie wchodził z komunistami w romans. Nauka religii odbywała się więc jedynie w salkach katechetycznych, a nie tak jak przed wojną i dzisiaj w szkołach, co powodowało swego rodzaju wolność wyznania oraz elitarność. Nie było nacisku, że każdy musi chodzić na lekcję religii, bo też i nie każdy musi być chrześcijaninem oraz katolikiem.
Wraz z postępującą transformacją gospodarczą lat 90-tych Kościół odkrył też w sobie chęć odzyskania na powrót tego co utracił z powodu wojny oraz komuny, chciał być też wolnym i nieskrępowanym w życiu prywatnym samych biskupów i kapłanów.
Kościół to przede wszystkim ludzie, a jacy ludzie taki i Kościół, więc grzechy pospolite dopadły również hierarchów.
Dzisiaj więc mamy co mamy. Mamy Kościół zdeprawowany grzechem nieczystości plus ograniczony w działaniu przez masonów szantażem i pieniędzmi.
Jak powiadają znawcy tematu taki romans Ołtarza z Tronem nigdy na dobre Ołtarzowi nie wyszedł i jak widzimy od pewnego czasu absolutnie nie wychodzi.
Kościół padł więc na kolana przed władzą i wygodami zamiast przed Chrystusem. Co premier Morawiecki z doradcami nakaże to Kościół nakazem biskupów w czyn wcieli. Rząd stwierdzi, że bezpośrednie uczestnictwo w Zmartwychwstaniu Pańskim to rzecz zbyteczna dla Polaków, bo mamy covid i Kościół buzia w ciup, po czym nakłania ustami biskupów do szukania Chrystusa w okienku TV.
Niebawem zlikwidują Boże Narodzenie, ale z pewnością pofolgują ludziom w pogańskiego Sylwestra. Co powinni herarchowie czynić w tej sytuacji?
Powinni orzec non possumus i zaprzeć się sami siebie, po czym pójść na wojnę z władzą o dusze własnych owiec, albowiem władza zaczyna robić z siebie od pewnego czasu niebezpiecznego króla Henryka VIII. Tudora.
Poza tym ani szczepionka ani żadne zakazy nie wyrwą nas z pandemii takiej czy owakiej. Jedynie Bóg ma taką Moc sprawczą żeby nas od zarazy uwolnić, ale trzeba wpierw tego chcieć. Dlatego biskupi powinni nawoływać aby Kościoły były pełne wiernych proszących Boga o uwolnienie od szatańskiej choroby. Tak być powinno, bo tak od wieków było, ale czy tak będzie, trudno mi dzisiaj powiedzieć
Pewnie tutaj tkwi wyjaśnienie. Jakaś kobieta mówi w telewizji: "Jestem chrześcijanką, katoliczką, chodzę do kościoła , ale uważam że aborcja powinna być dostępna na życzenie".
Ręce opadają.
Mamy w tych słowach zapis wrogiej nam rzeczywistości, w której przyszło nam żyć, i którą niestety tak wielu chrześcijan publicznie akceptuje uznając za zgodną z ich sumieniem
Inne tematy w dziale Społeczeństwo